PO i PiS chodzi już tylko o dwie rzeczy...
Obecnie chodzi już tylko o dwie rzeczy. Platformie i PiS – jak zawsze – o podtrzymanie wrażenia, że w Polsce są tylko dwie partie. I dlatego jedna podaje drugą do sądu z absurdalnych powodów – wyrok nie ma znaczenia, znaczenie ma to, że spiera się PO z PiS, ku ogólnemu zadowoleniu Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego - zauważa Michał Sutowski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
24.08.2011 | aktual.: 13.09.2011 18:15
Poziom debaty publicznej podniósł nam się niesłychanie. Niech się Niemcy kłócą o euro-obligacje i kontrole nad rynkiem finansowym, Amerykanie o ochronę zdrowia, Japończycy o atom a Włosi z Francuzami o libijską ropę. Nuda i smęty. Polska spiera się o pryncypia – o same warunki możliwości debaty! Minister Pitera wytacza w sporze psychoanalityczne armaty („Freudowskie wypśnięcia” posłów PiS), znawca filozofów niemieckich profesor Krasnodębski określa reguły idealnej sytuacji komunikacyjnej (byle nie w telewizji, najlepiej w siedzibie PiS), a Marek Siwiec przypomina, że dobry boks wymaga rękawic. Prokuratura zajmuje się jedną konferencją prasową partii, a sąd drugą. Newsem dnia może być pół zdania z... partyjnej instrukcji księgowania przez kandydatów wyborczego piwa i kaszanki – wzbudziło ono „tyle namiętności”, że aż je partia wykreśliła.
Polski spór partyjny osiągnął kolejny – nie mam wątpliwości, że wyższy – stopień publicznego cynizmu. Etap pierwszy tego zjawiska opisał (już prawie 30 lat temu!) obecny filozof nadworny niemieckiej CDU: Peter Sloterdijk. Z jednej strony: możliwie dużo informacji w konwencji skandalicznej, silnie przyprawionej moralnym oburzeniem – dawne zwyczaje tabloidów przejęli politycy wszystkich naszych ugrupowań, lejąc publiczne łzy nad niegodziwością swych przeciwników („nie zabijajcie nas”; „oni czekają na prawdę”; „wykorzystywanie tragedii narodu do celów politycznych”). Z drugiej: litania argumentów fundamentalnych obok zupełnie błahych, zestawionych wyłącznie pod kątem szans wywołania podniecenia u odbiorcy („meleks” Karski i śmierć Blidy, gafy prezydenta obok trefnej umowy gazowej). Wszystko to służy zwiększeniu klikalności – na poziomie komunikacji znaczenia nie ma żadnego, bo elektoraty są od dawna podzielone i skatalogowane, według kryteriów estetycznych, oczywiście.
A dziś? W zasadzie tak samo, tylko że debata nie wymaga już nawet pozornych tematów – spieramy się o to gdzie, jak i przed czyimi kamerami debatować. Moralizowanie nie dotyczy już wieszania na gałęzi, dorzynania watahy ani mgły smoleńskiej – tylko samego miejsca, gdzie premier z prezesem mogliby sprawiedliwie i równo rzucić się sobie gardła. Cynizm jak dawniej, ale kiedyś był przynajmniej na temat.
Obecnie chodzi już tylko o dwie rzeczy. Platformie i PiS – jak zawsze – o podtrzymanie wrażenia, że w Polsce są tylko dwie partie. I dlatego jedna podaje drugą do sądu z absurdalnych powodów – wyrok nie ma znaczenia, znaczenie ma to, że spiera się PO z PiS, ku ogólnemu zadowoleniu Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Grzegorzowi Napieralskiemu zostało już tylko wypominanie swych dawnych krzywd – wyśmiewali i poniżali, a potem dwa tygodnie stali w kolejce! Wszystko prawda, ale nie brzmi to jak zawołanie bojowe pewnego sukcesu wodza.
Wszystkim, jak się zdaje chodzi o to, żeby w sporze o jakość, wartość, warunki i okoliczności debaty do żadnej debaty przypadkiem nie doszło. Żadna z partii nie ma bowiem nic, co dałoby się na dłuższą metę obronić – z punktu widzenia spójności, realizmu, wiarygodności – o rozmachu wizji nie wspominając.
Celne uwagi Jarosława Kaczyńskiego o tym, że rozwarstwienie w kraju rośnie, podobnie jak szeregi wykluczonych i zaniedbanie części regionów – po autostradowych sukcesach ministra Polaczka, zniesieniu podatku spadkowego i trzeciego progu – budzą co najwyżej politowanie. Rząd chwali się kilometrami remontowanych torów, budowanych dróg i brakiem recesji – zapominając tylko dodać, jak kruchy jest rozwój oparty niemal wyłącznie na funduszach europejskich i jak nędzne są perspektywy polskich innowacji i wdrażania tu wysokich technologii. SLD miał szansę przygotować wreszcie lewicowy program polityczny – tematów nie brakuje. Jeden z nich nawet sensownie Sojusz podjął – propozycje na temat rynku pracy i w ogóle perspektyw młodego pokolenia to jedno z poważniejszych dokonań programowych ostatniego dwudziestolecia. Szkoda, że bez całościowych rozwiązań gospodarczych (podniesienie podatków – o tym, zdaje się, SLD się nie zająknął) pomysły te nie mają szans na realizację, podobnie jak ciekawe pomysły na służbę zdrowia
bez podniesienia składki, czy reformy emerytur bez wydłużenia czasu pracy.
Znowu czarnowidztwo? Skądże – jest też autentyczny postęp! Głoszone przez wszystkie niemal partie równouprawnienie i upodmiotowienie kobiet w polityce zaczyna w tej kampanii nabierać kształtów – i to z najmniej oczekiwanej strony, bo w PiS. Ponoć agent Tomek swe miejsce na liście zawdzięcza „mocnemu poparciu pań”.
Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski