Płonie parlament - zaostrza się sytuacja w Libii
W stolicy Libii Trypolisie płonie siedziba parlamentu - poinformował Reuters. Nie jest znana przyczyna pojawienia się ognia. Strażacy usiłują opanować pożar. Jednocześnie, jak podaje agencja Reutera, zaostrzają się podziały wewnątrz libijskiej elity rządzącej. Jak dowiedzieli się reporterzy telewizji Polsat News do polskiej ambasady zgłosiło się ponad 500 osób, które chcą opuścić Libię.
20.02.2011 | aktual.: 21.02.2011 13:59
Czytaj również: Parlament w Libii stanął w płomieniach - co z Polakami?
- Sondujemy ile osób byłoby zainteresowanych ewakuacją. Zbieramy liczbę osób tym zainteresowanych - poinformował w Polsat News konsul Stanisław Guliński. Według niego pracownicy polskich firm działających w Libii będą ewakuowani przez swoje macierzyste firmy. Podobnie ma się rzecz z Polakami zatrudnionymi w firmach zagranicznych, np. na platformach wiertniczych. Oni również będę ewakuowani przez swoje firmy.
Libijscy przywódcy muszą zacząć dialog z opozycją i przedyskutować zmianę konstytucji - oświadczył Mohamed Bayou, do ubiegłego miesiąca rzecznik rządu Libii. Dodał, że władze postąpiły źle grożąc politycznym oponentom.
Bayou zaapelował do syna libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego, Saifa al-Islama, by rozpoczął negocjacje z opozycją. - Mam nadzieję, że (...) zmieni on swoje zdanie i przyzna, że istnieje wewnętrzna powszechna opozycja, by rozpocząć z nią dialog dotyczący zmian w libijskim systemie politycznym - powiedział Bayou.
Tymczasem dzień wcześniej Saif al-Islam zapowiedział, że jego ojciec będzie walczył z przeciwnikami jego rządów "do samego końca" i za wszelką cenę zapewni bezpieczeństwo w kraju.
- To nie Tunezja czy Egipt - zaznaczył Saif Kaddafi. Podkreślił też, że jego ojciec - nadal przebywający w kraju - cieszy się niezmiennie poparciem armii, która uważa go za "dowódcę bitwy w Trypolisie".
Wojsko popełnia błędy, ale nie aż takie?
Syn dyktatora przyznał, że podczas tłumienia zamieszek wojsko i policja "popełniły błędy". Wynika to - jego zdaniem - z faktu, że są kiepsko wyszkolone i źle wyposażone, a żołnierze nie byli przygotowani na walkę z demonstrantami.
Jednak jego zdaniem liczba ofiar zamieszek podawana do tej pory w mediach jest zawyżona. Według ogłoszonego w niedzielę komunikatu Human Rights Watch, od rozpoczęcia ruchu protestu przeciwko reżimowi Kadafiego zginęły co najmniej 173 osoby. Wg lekarza w ogarniętym protestami Bengazi na północy kraju, ofiar śmiertelnych jest co najmniej dwieście.
Saif Kaddafi odpowiedzialnością za wybuch starć obarczył bogatych biznesmenów i kupców, którzy wg niego zatrudnili do tego zadania arabskich i afrykańskich ekspatriantów.
Powiedział, że demonstrantom udało się przejąć kontrolę nad niektórymi bazami wojskowymi oraz dużą ilością sprzętu wojskowego, w tym nad czołgami i sprzętem artyleryjskim.
Czytaj więcej: Będzie brodzić we krwi, ale władzy nie odda.
Saif al-Islam Kaddafi ostrzegł, że przeciwnicy rządów jego ojca spychają kraj na krawędź wojny domowej. Libia znajduje się teraz w stanie "wielkiego chaosu", a "ruch separatystyczny grozi jedności narodowej" - ocenił. Jego zdaniem zawiązano spisek, który ma na celu podzielenie Libii na kilka mniejszych państw islamskich.
Ponadto - podkreślił - wojna domowa zniszczyłaby bogactwo naturalne kraju oparte na wydobyciu ropy naftowej.
Obiecał, że w najbliższych dniach przedstawi plan reform, które nazwał "historyczną inicjatywą narodową". Jak powiedział, władze skłaniają się ku zniesieniu niektórych ograniczeń i rozpoczęciu rozmów na temat konstytucji. Obiecał też zmienić wiele przepisów, w tym prawa regulującego funkcjonowanie mediów. Zapowiedział też, że w poniedziałek Powszechny Kongres Ludowy (parlament) przedyskutuje program reform, a rząd podniesie płace.
Krwawe starcia
- Do stolicy kraju Trypolisu kierują się dziesiątki tysięcy Libijczyków, chcących bronić Kadafiego i swojego kraju - powiedział.
Już teraz tysiące zwolenników libijskiego przywódcy Muammara Kaddafiego starły się z jego przeciwnikami na Placu Zielonym w centrum stolicy Trypolisie - podała agencja Reutera, powołując się na arabską telewizję Al-Dżazira.
Stacja podała tę wiadomość na pasku u dołu ekranu, bez dodatkowych szczegółów, powołując się na anonimowe źródła. Na razie nie potwierdzono tej informacji.
Reuters cytuje relację pracownika hotelu przy ulicy oddalonej o ok. 1 km od Placu Zielonego. - Są tam zamieszki, jakich jeszcze nie było - powiedział.
Do tej pory demonstracje przeciw reżimowi ograniczały się do miast położonych na wschodzie kraju, który jest słabiej kontrolowany przez Kadafiego - zauważa agencja.
Coraz liczniejsze są doniesienia z Libii o zaobserwowanym tam ruchu wojsk libijskich w kierunku Bengazi i innych miast na wschodzie kraju, ogarniętym rewoltą. Podobno towarzyszą im najemnicy z Tunezji i obszarów subsaharyjskich.
W Bengazi, które w ciągu ostatnich kilku dni stało się głównym ośrodkiem oporu obywatelskiego w Libii wobec reżimu Muammara Kaddafiego, trwa krwawa eskalacja: od kul żołnierzy zginęło w 21 lutego co najmniej 50 demonstrantów.
- To tragedia, od godz. 14 do 20.15 (czasu warszawskiego) zwieziono nam do szpitala 50 zabitych i 100 osób ciężko rannych - powiedział dziennikarzom lekarz głównego szpitala w Bengazi.
Dr Habib al-Obaidi, szef oddziału intensywnej terapii szpitala Al-Halae, mówi, że łącznie przywieziono w tym dniu do jego szpitala dwustu rannych.
Według doniesień agencyjnych, wojsko Kaddafiego stosuje już drugi dzień tę samą taktykę: snajperzy czekają na ludzi wychodzących z cmentarza po pogrzebie kolejnych ofiar, zastrzelonych uczestników antyreżimowych demonstracji, i otwierają ogień do bezbronnych ludzi pogrążonych w żałobie. W piątek zginęło podczas demonstracji na ulicach Bengazi co najmniej 35 osób, w sobotę wojsko zabiło przed cmentarzem co najmniej 25 uczestników pogrzebów, w niedzielę dwukrotnie więcej.
Ludzie giną codziennie również w innych miastach północno-wschodniej części kraju, ogarniętej falą protestów.
Dyplomata przeciwko przemocy
Tymczasem przedstawiciel Libii w Lidze Arabskiej Abdel Moneim al-Honi oświadczył dziennikarzom, że złożył dymisję z tego stanowiska, aby "przyłączyć się do rewolucji" rozpoczętej w jego kraju.
Wysoki libijski dyplomata wyjaśniając motywy swej decyzji powiedział również, że pragnie "zaprotestować przeciwko represjom i przemocy wobec demonstrantów" w swoim kraju.
Już kilkaset osób zginęło w Libii od 15 lutego, kiedy wybuchły protesty w tym kraju. Uczestnicy demonstracji domagają się ustąpienia libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego, który rządzi krajem od 42 lat. Według źródeł medycznych i świadków, policja odpowiada na protesty ostrą amunicją.
USA "głęboko zaniepokojone"
Ambasador USA przy ONZ Susan Rice w imieniu amerykańskiej administracji wyraziła "głębokie zaniepokojenie" doniesieniami o atakach libijskich sił zbrojnych na pokojowe demonstracje prodemokratyczne w położonym na wschodzie kraju mieście Bengazi.
- Potępiamy te ataki. Uważamy, że zarówno w Libii, jak i w całym regionie pokojowe protesty muszą być uszanowane - powiedziała Rice w programie "Meet the Press" na antenie stacji NBC.
Również rzecznik departamentu stanu P.J. Crowley powiedział, że do USA dotarły liczne doniesienia o setkach zabitych i rannych w zamieszkach, jednak nie sposób ocenić faktycznej skali sytuacji, bo władze libijskie odmawiają dostępu mediom zagranicznym i organizacjom ochrony praw człowieka.
Stany Zjednoczone zgłosiły "stanowcze zastrzeżenia" co do użycia przemocy wobec demonstrujących pokojowo ludzi - podkreślił Crowley.
UE potępia
Ministrowie spraw zagranicznych państw UE potępią represje wobec uczestników antyrządowych demonstracji w Libii - wynika z projektu wspólnej deklaracji, która ma zostać przyjęta na poniedziałkowym spotkaniu szefów dyplomacji w Brukseli.
"Rada potępia trwające represje przeciwko pokojowym demonstrantom w Libii i ubolewa z powodu przemocy i śmierci cywilów" - napisano w projekcie dokumentu, do którego dotarł Reuters. "Wolność wypowiedzi i prawo do pokojowych zgromadzeń to fundamentalne prawa każdego człowieka, które muszą być przestrzegane i chronione" - stanowi deklaracja.
Na posiedzeniu szefów MSZ i ministrów ds. europejskich krajów UE Polskę będzie reprezentował minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
Tematem posiedzenia Rady ds. ogólnych będzie m.in. polityka spójności - ma być przyjęta deklaracja potwierdzająca, że jest to kluczowa polityka UE, bez przesądzania o wielkości tej polityki w nowym budżecie UE. Oprócz tego ministrowie zajmą się przygotowaniem szczytu UE zaplanowanego na 23-24 marca oraz propozycjami legislacyjnymi w sprawie zarządzania gospodarczego.
Szefowie MSZ omówią również sytuację w krajach arabskich w związku z antyrządowymi protestami w kolejnych, po Tunezji i Egipcie, krajach. Ministrowie będą debatować o tym, jak konkretnie UE może finansowo i technicznie pomóc tym krajom, zwłaszcza w procesie wyborczym. Niewykluczona jest rewizja decyzji o środkach przeznaczonych dla południowych sąsiadów w budżecie UE do 2013 roku w ramach polityki sąsiedzkiej.
Nie zostanie podjęta jeszcze decyzja o zamrożeniu aktywów przedstawicieli reżimu obalonego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka. W tej sprawie jest ogólna zgoda, ale lista osób jest niegotowa - strona unijna czeka na informacje i propozycje od władz Egiptu, kogo dokładnie objąć sankcjami.
Ministrowie przyjmą także deklarację wyrażającą zaniepokojenie rosnącymi prześladowaniami na tle religijnym, w tym wobec chrześcijan.
"Nie dopuśćmy do wojny domowej"
Społeczność międzynarodowa musi zrobić wszystko, by nie dopuścić do wybuchu wojny domowej w Libii - powiedział rzecznik francuskiego rządu Francois Baroin.
- Jesteśmy skrajnie zaniepokojeni i wstrząśnięci, a także z całą mocą potępiamy to, co się dzieje (w Libii), tę bezprecedensową przemoc, która może doprowadzić do niezwykle gwałtownej i długotrwałej wojny domowej - ostrzegł Baroin w rozmowie z radiem Europe 1.
Podkreślił, że w Libii trwają już represje wobec zwolenników opozycji i "trzeba uczynić wszystko na szczeblu dyplomatycznym w celu uzgodnienia stanowisk amerykańskiego i europejskiego, tak by zapobiec drastycznym wydarzeniom".