ŚwiatPlaga seksistowskich ataków na Kenijki. Nagrania brutalnych napaści trafiły do sieci

Plaga seksistowskich ataków na Kenijki. Nagrania brutalnych napaści trafiły do sieci

"Moje ubranie, mój wybór" - to hasło protestu Kenijek, które przeszły niedawno ulicami Nairobi. Marsz zorganizowano po tym, jak w internecie pojawiło się kilka nagrań wideo, na których widać, jak tłum mężczyzn zdziera "nieprzyzwoite" ubrania z kobiet. Brutalne ataki wywołały wściekłość wśród wielu Kenijczyków, ale są też tacy, którzy bronią napastników.

Plaga seksistowskich ataków na Kenijki. Nagrania brutalnych napaści trafiły do sieci
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Dai Kurokawa

19.11.2014 | aktual.: 19.11.2014 19:53

Tłum popycha przerażoną kobietę. Jej krzyki są na nic. Mężczyźni rozszarpują czarną spódniczkę, którą miała na sobie. Uznali, że jest za krótka i to ich tak wzburzyło. Ta scena miała miejsce na dworcu autobusowym w Nairobi, stolicy Kenii, wśród rzeszy gapiów. Ktoś sfilmował ją swoim telefonem komórkowym, a wideo udostępnił na YouTube. Jednak w sieci można znaleźć co najmniej trzy różne nagrania z ostatnich dni, które ukazują ataki grup mężczyzn na "nieprzyzwoicie" ubrane Kenijki.

Na kolejnym filmie, który pojawił się krótko po zajściu w Nairobi, widać, jak tłum rozdziera na strzępy obcisłe dżinsy kobiety. Ale na tym nie poprzestaje. Choć dziewczyna zostaje w samej bieliźnie, jest dalej brutalnie traktowana przez otaczających ją mężczyzn. Jakby zamierzali ją samą rozszarpać. Film się urywa. Rzekomo całe wydarzenie miało miejsce w Mombasie, drugim największym mieście Kenii.

Zdaniem dziennika "The Guardian" podobne ataki nie są w Kenii niczym nowym. Brytyjska gazeta powołuje się na dane z 2010 r., według których ponad 30 proc. dziewczynek doświadczyło przemocy seksualnej nim osiągnęło dorosłość.

Rzadkością w Kenii nie są też lincze. Wystarczy oskarżenie np. o kradzież, by wymierzona została "sprawiedliwość tłumu".

Ostatnie ataki na kobiety, których nagrania trafiły do internetu, przelały jednak czarę goryczy.

Protesty w internecie...

Najpierw zawrzało w sieci. Powstał ruch #MyDressMyChoice ("Moje ubranie, mój wybór"), piętnujący przemoc wobec kobiet. "Prawdziwi mężczyźni bronią kobiety, nie rozbierają je do naga… niewybaczalne!" - bronił na Twitterze praw kobiet kenijski rysownik Victor Ndula.

Cytowano też zmarłego Nelsona Mandelę, legendarnego południowoafrykańskiego przywódcę, który nawoływał do emancypacji kobiet.

Ale pojawiają się również głosy broniące napastników, także wśród kobiet. Dwie kontrolerki z dworca w Nairobi, gdzie doszło niedawno do ataku, przyznały w rozmowie z "Guardianem", że uważają, iż upokorzona dziewczyna jest sama sobie winna, bo miała zbyt krótką spódniczkę. Niektórzy przekonują do wprowadzenia prawa podobnego jak w sąsiedniej Ugandzie, gdzie przed niemal rokiem przegłosowano antypornograficzną ustawę, która zakazała również noszenia minispódniczek.

Kenia i Uganda to kraje chrześcijańskie. Brytyjski dziennik zauważa, że niektóre konserwatywne kościoły nawoływały przeciwko zbytniemu eksponowaniu nóg - tak podczas nabożeństw, jak i poza świątyniami.

... i na ulicy

Według wielu Kenijek to nie tłumaczy jednak brutalnych napaści na kobiety. Zrzeszone dzięki koncie na Facebooku o nazwie "Kilimani Mums" przesyłały sobie informacje o rzekomych kolejnych atakach. Namawiały też do usuwania nagrań z internetu, które pokazują upokorzone kobiety. W końcu zorganizowały protest w stolicy kraju.

W poniedziałek ulicami Nairobi przeszły setki kobiet, ale wspierali je też mniej licznych mężczyźni. Niektóre - i niektórzy - dla podkreślenia swoich racji ubrali się w minispódniczki. Przekonywano, że ofiary to przecież czyjeś córki, siostry, matki. Jak opisywała reporterka stacji Al-Dżazira, Kenijki maszerowały przy dziękach piosenki Boba Maryle’a "Get up, stand up" ("Wstań w obronie swoich praw" - to jeden z jej wersów). Przeszły przez postój autobusów, gdzie napadnięto jedną z kobiet, aż pod siedzibę generalnego inspektora policji, by złożyć petycję o ściganie sfilmowanych napastników.

I znów nie wszystkim spodobały się głośne hasła kobiet o wolności wyboru wobec tego, co mają nosić. Według relacji Al-Dżaziry wokół kobiet pojawiła się kontrmanifestacja. Niektórzy mężczyźni wznosili egzemplarze Biblii i groźne okrzyki lub symbolicznie darli na kawałki koszulki. Jeden z nich powiedział reporterce arabskiej stacji, że zaatakowana w stolicy dziewczyna "dostała nauczkę", bo ukazywała "moralny upadek społeczeństwa". - Kobiety mogą nosić, co chcą, w sypialni, ale nie publicznie - dodał rozmówca Al-Dżaziry.

Zaledwie kilka godzin po proteście pod hasłem "Moje ubranie, mój wybór" kolejna kobieta została zaatakowana i rozebrana przez grupę mężczyzn. Jak podała agencja Associated Press, policja aresztowała po tym zajściu blisko sto osób, w większości kontrolerów z minibusów, na postojach których dochodziło ostatnio do napaści.

Ataki, o których głośno stało się na świecie, mocno podkopują jednak reputację Kenii, starającej się uchodzić za najprężniejsze i najnowocześniejsze państwo Afryki Wschodniej.

Kobiety walczą o kobiety

Tymczasem w sieci można znaleźć jeszcze trzecie nagranie napaści na Kenijkę, do którego doszło w ciągu ostatniego tygodnia. Widać na nim już całkowicie nagą kobietę, idącą między mężczyznami. Niektórzy ja poszturchują. W końcu ktoś z tłumu podaje jej zielony szal. To inna kobieta.

Źródła: "The Guardian", "Al-Dżazira", WP.PL.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (140)