Związek Nauczycielstwa Polskiego podpisał z rządem porozumienie dotyczące wzrostu wynagrodzeń nauczycieli w 2010 roku. Tym samym wyraził zgodę na propozycję premiera Donalda Tuska, by płace nauczycieli wzrosły w przyszłym roku tylko raz, o 7 proc., we wrześniu.
Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych odrzuciły propozycję dotyczącą wynagrodzeń w przyszłym roku.
W protokole z negocjacji znalazł się zapis, że do połowy 2010 r. będzie przeprowadzona analiza sytuacji budżetu i w zależności od jej wyniku może zostać podjęta decyzja o podniesieniu wynagrodzeń we wrześniu dodatkowo o 1 proc. - poinformował szef Zespołu Doradców Strategicznych Premiera Michał Boni po spotkaniu ze związkami zawodowymi działającymi w oświacie.
W porozumieniu zapisano także, że jeśli w 2011 r. sytuacja finansowa państwa pozwoli, to rząd powróci do koncepcji dwukrotnej podwyżki w ciągu roku - po 5 proc.
"Podejmujemy długofalowe zobowiązania. Realizujemy też to, co powiedział pan premier o potrzebie inwestycji w edukację i w nauczycieli. To niesłychanie ważny zawód i środowisko dla budowania przyszłości Polski" - powiedział Boni. Zaznaczył, że przyszłoroczne podwyżki dla nauczycieli to "duży wysiłek dla budżetu państwa". "W większości utrzymujemy różne wydatki w 2010 r. na poziomie 2009 r." - dodał. Poinformował, że podwyżki dla nauczycieli w 2010 r. kosztować będą między 1 mld 600 mln, a 1 mld 800 mln zł.
"Żadna grupa zawodowa w Polsce nie jest potraktowana tak priorytetowo jak są potraktowani nauczyciele. Mamy świadomość, że oczekiwania były wyższe, ale zrobiliśmy wszystko, żeby skala wzrostu wynagrodzeń dla nauczycieli była jak najwyższa, a jednocześnie bezpieczna dla budżetu" - zaznaczył Boni.
Jak mówił przed czwartkowymi negocjacjami prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz, 7-proc. podwyżka od września to w przypadku nauczycieli dyplomowanych, czyli o najwyższym stopniu awansu zawodowego, 170 zł. ZNP opowiadało się za jedną większą podwyżką w ciągu roku zamiast dwóch mniejszych. Zapowiadało też, że będzie zabiegało o wzrost wynagrodzeń od września o co najmniej 8 proc.
Jak zwracali uwagę przed negocjacjami i po nich, przedstawiciele: Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych, 7 proc. wzrost od września to średniorocznie 2,3 proc., czyli mniej niż wcześniej proponował rząd (1 proc. od stycznia i 3 proc. od września). Wtedy średniorocznie podwyżka wyniosłaby 2,5 proc. "To mniej też niż prognozowana inflacja w przyszłym roku" - powiedział Ryszard Proksa z oświatowej "S". Sekcja Krajowa chciała wprowadzenia podwyżek już od stycznia i to dwóch - po 5 proc.
"Rząd nie spełnił żadnego z naszych postulatów. Byliśmy skłonni zejść nawet zdecydowanie poniżej naszych oficjalnych żądań pod warunkiem, że rząd wycofa się ze zwiększenia czasu pracy nauczycieli w tym roku i przyszłym (...) Niestety rząd nie podjął tego tematu" - zaznaczył Proksa.
"Interesowało nas jak najszybsze uruchomienie pieniędzy, jeden kwartał mogliśmy rządowi odpuścić" - powiedział przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury FZZ Sławomir Wittkowicz. FZZ chciało też 6-7-proc. średniorocznego wzrostu płac nauczycieli w 2010 r.
Zgodnie z porozumieniem zawartym w ubiegłym roku między związkami zawodowymi działającymi w oświacie a rządem, wzrost wynagrodzeń nauczycieli w przyszłym roku ma być nie mniejszy niż w tym roku, ale parametry wzrostu mają zależeć od możliwości budżetu państwa. W tym roku nauczyciele dostali jedną podwyżkę rzędu 5 proc. Drugą mają otrzymać pod koniec września - również 5 proc.
Na początku sierpnia Boni zaproponował związkowcom w imieniu rządu wzrost płac nauczycieli w 2010 r. o 1 proc. w styczniu i o 3 proc. we wrześniu. Wysokość podwyżki, niższej niż zapisano w ubiegłorocznym porozumieniu, tłumaczył kryzysem.
W poniedziałek premier powiedział dziennikarzom, że w przyszłym roku nie będzie dwóch podwyżek dla nauczycieli, ale tylko jedna we wrześniu - 7-procentowa. "Dzielenie podwyżki - wariant 1 proc. plus 3 proc. - jest powrotem do praktyki symbolicznych podwyżek, które na końcu są upokarzające dla tych, którzy to biorą" - uznał.
"Jeśli nic się nie zdarzy w polskiej gospodarce krytycznego, jeżeli wychodzenie z sytuacji kryzysowej będzie dobrze postępowało, w roku 2011 wrócimy do sekwencji podwyżek 5 plus 5, bo umówiliśmy się na wzrost w ciągu całej kadencji, który osiągnie per saldo 50 proc., a w roku 2012 uzupełnimy to, czego nauczyciele nie otrzymają w roku 2010" - zadeklarował premier.