Płać i płacz
Prawdopodobnie, Czytelniku, obejrzałeś dzisiaj w publicznej telewizji serwis informacyjny, który poinformował Cię, że żyje Ci się coraz lepiej. Zarabiasz, jak mówią, krocie. My mamy trochę gorsze wiadomości. Nie tylko, Polaku, nadal zarabiasz gówno nie pieniądz, ale z miesiąca na miesiąc życie w naszej ojczyźnie staje się droższe.
Gdyby wierzyć telewizorni, Polska to kraj mlekiem i miodem płynący. Płace w Polsce ponoć systematycznie rosną, maleje bezrobocie, zwiększają się wskaźniki i takie tam dyrdymały. Skąd więc rosnące niezadowolenie? Dlaczego nie maleje emigracja zarobkowa, mimo że jedyne dochodzące do nas informacje z Wielkiej Brytanii to relacje z potyczek nożowników? Ano dlatego, że media karmią nas stekiem drobnych kłamstewek, zwanych propagandą sukcesu. Rzeczywistość daleko odbiega od serwowanej nam wizji podnoszenia się poziomu życia Polaków.
Nie jedz
Znany mędrzec, prof. Balcerowicz, wzrostowi płac poświęcił nawet swoją wypowiedź podczas niedawnego forum makroekonomicznego w Warszawie. Wzrost płac w polskich przedsiębiorstwach to dla gospodarki nic innego jak... zagrożenie. Podobne głosy słychać ze strony dyżurnych ekspertów od gospodarki z tajemniczego miejsca pod nazwą Centrum im. Adama Smitha. Tok myślenia jest w skrócie taki, że podwyżki spowalniają „innowacyjność i inwestycje”. Cokolwiek to znaczy, autorzy podobnych przemyśleń, a jest ich tak wielu, że nie warto cytować, mogą spać spokojnie. Odnotowany wzrost płac, a także średnie wynagrodzenie w największych miastach, kompletnie fałszuje rzeczywistość. W myśl tych wielkości, jak podała ostatnio TVP posługując się danymi Głównego Urzędu Statystycznego, miastem, gdzie najlepiej się zarabia są... Katowice. Średnia pensja jest tam bowiem wyższa niż w Warszawie. Mimo iż Śląsk ma najbogatszego w Polsce biskupa, na ulicach nie widać śladu tej idylli. Zarobki w większości sektorów należą do najniższych w
kraju.
Zdaniem rzeczonego GUS, w kwietniu tego roku płace w Polsce wzrosły o 12,6 proc. Średnia płaca w tym czasie rzekomo wzrosła do... 3 138 zł brutto. Kto z nas widział na oczy takie pieniądze?! Mimo, że kwota podana przez GUS wydaje się astronomiczna, w porównaniu ze średnią płacą innych krajów UE nawet ona wypada blado. W Szwecji, gdzie koszty utrzymania są coraz bardziej porównywalne, średnia płaca wynosi około 14 000 zł, w Niemczech to ok. 9000, podobnie w Wielkiej Brytanii, gdzie ceny nieruchomości rzadko przewyższają ceny mieszkań w Warszawie, czy Krakowie. Propagandystom jakoś nie przeszkadza wynik innych niż GUS-owskie badań, przeprowadzonych na zlecenie Komisji Europejskiej. Z opublikowanego niedawno raportu KE o sytuacji społecznej w UE, wynika, że ponad 35 proc. Polaków nie stać na mięso. To jeden z najgorszych wskaźników w UE. Gorsza sytuacja panuje tylko na Słowacji (41 proc.) i Łotwie (37 proc.).
Ogólnie odsetek osób, których nie stać na posiłek mięsny przynajmniej raz na dwa dni, jest znacznie wyższy w nowych niż w starych krajach członkowskich. Komisja Europejska uznała te dane za „niepokojące”. Według Światowej Organizacji Zdrowia posiłek mięsny co dwa dni to jedna z podstawowych potrzeb współczesnego człowieka. Według szczegółowych danych, na taki posiłek nie stać także osób, które zarabiają powyżej 60 proc. przeciętnego krajowego wynagrodzenia. Według KE, 60 proc. to pułap biedy albo zagrożenia biedą, co tłumaczy tym, że zarobki poniżej tego progu uniemożliwiają pełne uczestnictwo w życiu społecznym, gospodarczym i kulturalnym – stąd mowa o tzw. wykluczeniu społecznym, które jest pojęciem szerszym niż bieda.
Z raportu wynika, że w 2004 r. 22 proc. mieszkańców UE, czyli ok. 100 mln osób, musiało sobie radzić z zarobkami poniżej 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia w UE. W statystykach KE uwzględnia różnice w sile nabywczej w poszczególnych krajach, stosując wskaźnik Purchasing Power Standard (PPS), oparty na dochodzie narodowym brutto w przeliczeniu na mieszkańca. Najwięcej takich ubogich osób mieszka oczywiście w nowych krajach członkowskich UE, ale okazuje się, że zaskakująco wysoki jest odsetek w bogatych krajach starej UE: 11 proc. mieszka w Hiszpanii, 9 proc. we Włoszech, zaś 7 proc. w Niemczech. Na Polskę, która jest największym z nowych krajów członkowskich, przypada 29 proc. osób, które żyją poniżej unijnego progu ubóstwa. Nie mieszkaj
Na temat cen nieruchomości, w tym ich wynajmu, wylano już morze łez. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że ceny ulegają „stabilizacji”. Znaczy to tyle, że skoro już podskoczyły do kwot osiągalnych jedynie dla Jana Kulczyka, dalej nie urosną. Prawda, że pocieszające? Przy przeciętnych zarobkach, nawet jeśli kiedyś zmierzyłby je GUS, o własnym M możemy ciągle pomarzyć. Wyjściem są oczywiście koszmarnie drogie i ryzykowne kredyty hipoteczne. Sytuacja, w której cena M2 w większym mieście opiewa nawet na kilka milionow złotych, sprzyja całemu sektorowi, stworzonemu specjalnie na tę okazję. Boom na kredyty, który rozpoczął się wraz z urynkowieniem budownictwa mieszkaniowego, powoduje, że kredyty hipoteczne stanowią główny żer dla bankowców. Pożyczki pod hipotekę to najważniejsze źródło zarobków dla bankowców, którzy podtrzymują jak mogą kredytową koniunkturę. Jeszcze do niedawna zadłużyć się można było na maksymalnie 25 lat. Teraz możemy kupić bankowi mieszkanie i spłacać je nawet przez... pół wieku. Rosnące czynsze w
spółdzielniach i podkręcający lokatorom śrubę kamienicznicy mogą nas jedynie zachęcić do tego, aby paść w objęcia banku. To jest właśnie, właściwy dla demokracji, wolny wybór.
Nie wyjeżdżaj
Emigrantów wyjeżdżających do Anglii za chlebem straszy się horrendalnymi kosztami utrzymania w krajach starej Unii. W ten sposób politycy usprawiedliwiają się przed wyborcami pracującymi w budżetówce i zarabiającymi grosze. Po ostatnich podwyżkach cen żywności, koszty utrzymania w Polsce dorównują tym na Zachodzie. Dużo droższa jest w Polsce odzież, paliwo oraz telekomunikacja, która dzięki prywatyzacji Telekomunikacji stała się chyba najdroższa na świecie. Tyle, że płaca minimalna krajów starej Unii różni się od polskiej nawet pięciokrotnie. Polacy najwięcej pracują, najmniej zarabiają, a życie kosztuje ich tyle samo co zachodnich sąsiadów, a „analitycy” zastanawiają się w „Rzepie” i „Wyborczej”, jak zabrać nam kolejny długi weekend.
Nikt nie wspomina, że zarabiamy najmniej w Europie. Więcej można wyciągnąć pracując nawet na Malcie, czy w Estonii. Sytuacja cenowa w Polsce sprawia, że wzrost płac, jaki obwieszczają politycy, jest drobnym minięciem się z prawdą.
Jerzy Lewicki
Ceny podstawowych produktów w różnych krajach (w złotówkach):
1 kg cukru:
Polska – 2,5 zł
Niemcy – 2,5 zł
Hiszpania – 2,1 zł
1 kg sera żółtego:
Polska – 18 zł
Niemcy – 15 zł
Hiszpania 16 zł
1 kg wołowiny
Polska – 22 zł
Niemcy – 20 zł
Hiszpania – 19 zł
1 kg ziemniaków
Polska – 2 zł
Niemcy – 2 zł
Hiszpania – 2,5 zł
250 g jogurtu
Polska – 1,3 zł
Niemcy – 0,8 zł
Hiszpania – 0,65 zł
1 litr soku owocowego
Polska – 4,3 zł
Niemcy – 2,8 zł
Hiszpania – 3 zł
500 g proszku do prania
Polska – 6 zł
Niemcy – 5 zł
Hiszpania – 5 zł
1 litr benzyny
Polska – 4,6 zł
Niemcy – 3,8 zł
Hiszpania – 3,4 zł