Polityk PiS-u zapytany o marsz. Mówi inaczej niż pozostali
Prawo i Sprawiedliwość nabrało wody w usta po niedzielnym marszu organizowanym przez PO. Politycy partii, proszeni o komentarz, w zdecydowanej większości deklarują, że nie śledzili tego wydarzenia. Choć podobnie twierdzi Marcin Horała, który deklaruje, że był na "odpuście" oraz "urodzinach córki" i "ma na to świadków", to w programie "Tłit" WP przyznał, że marsz "faktycznie był duży". - Wieczorem czytałem relacje. Marsz, jak marsz, odbył się, był duży - faktycznie. To przede wszystkim rozgrywka wewnątrzopozycyjna. Manewrem Tusk połknął przystawki i zaczyna trawienie - ocenił Horała. Podobnie jak inni politycy PiS, wiceminister zarzucał uczestnikom marszu, że "było tam sporo wulgaryzmów". Odnosząc się do mobilizacji, ocenił, że nie była ona szczególnie duża. - Jest pewne grono, które szacowałbym do miliona osób, które żyje w pobudzeniu emocjonalnym, przedawkowali pewnie TVN i "Gazetę Wyborczą", którzy mówią, że w Polsce dzieje się coś strasznego, że jest jakiś reżim. Mój Boże, ten marsz przecież się odbył - ocenił Horała.