PiS proponuje, by 230 posłów wybierać w jednomandatowych okręgach
Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło projekt nowej
ordynacji wyborczej do Sejmu, który wprowadza jednomandatowe
okręgi wyborcze. Według PiS, projekt nie wymaga zmiany
konstytucji, gdzie zapisano zasadę proporcjonalności w wyborach do
Sejmu. Zgodnie z propozycją partii w wyborach większościowych
wyłaniano by 230 spośród 460 posłów.
04.07.2003 | aktual.: 04.07.2003 14:08
Szef klubu PiS Ludwik Dorn uważa, że ten projekt ordynacji jest jedynym realistycznym na gruncie obecnego prawa ustrojowego.
Projekt ordynacji zakłada wprowadzenie 230 jednomandatowych okręgów wyborczych i 16 okręgów wojewódzkich. Jeden okręg jednomandatowy obejmowałby średnio około 168 tys. mieszkańców.
Według projektu, każdy wyborca miałby dwa głosy. Jeden oddawałby na kandydata w jednomandatowym okręgu wyborczym, a drugi - na listę wojewódzką. Rozdział mandatów między listami byłby proporcjonalny, wedle głosów oddanych na listy wojewódzkie. Pierwszeństwo w obsadzie mandatów mieliby jednak kandydaci wybrani w okręgach jednomandatowych.
"Jeżeli jednak liczba mandatów uzyskanych w okręgach jednomandatowych byłaby mniejsza niż przypadająca danemu komitetowi zgodnie z zasadą proporcjonalności, to mandaty do ustalonej w wyniku wyborów liczby otrzymują kandydaci z listy wojewódzkiej. Jeżeli zaś liczba kandydatów z okręgów jednomandatowych przekroczyłaby liczbę wynikającą z proporcji, to wtedy obcina się z list te osoby, które otrzymały najgorszy wynik" - wyjaśnił Dorn.
Projekt PiS odwołuje się do niemieckiego modelu prawa wyborczego. Zdaniem Dorna, wprowadzenie takiego "spersonalizowanego" systemu proporcjonalnego nie wymaga zmiany konstytucji, która mówi o zasadzie proporcjonalności w wyborach do Sejmu. "Jest to model całkowicie zgodny z polską konstytucją" - zapewnia.
Polityk zwraca też uwagę, że Polacy chętniej głosują na osoby niż na instytucje.
Inna, zdaniem Dorna, korzyść płynąca z nowej ordynacji to likwidacja "mechanizmu odkurzacza", który polega na obsadzaniu na pierwszym miejscu list wyborczych osób bardzo popularnych, które dzięki swoim głosom zapewniają mandaty kolejnym, w dużej mierze przypadkowym, osobom na liście.