Piotr Witwicki: "O politykach, którzy podróżowali koleją" (Opinia)
Tak niewiele trzeba, by Internet oszalał. W zasadzie, to wystarczy wrzucić zdjęcie ze zbiorowej komunikacji. Poseł elekt zamiast samolotu wybrał pociąg. Franciszek Sterczewski wdarł się drugą klasą do świadomości Polaków. Niektóre tytuły piszą nawet, że do serc.
20.10.2019 | aktual.: 20.10.2019 17:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wszyscy cieszą się, że poseł wybrał komunikację publiczną. W ślad za nagłym przypływem popularności poszła promocja hashtagu #MakeZbiorKomGreatAgain. Trochę tak, jak gdyby Polaków trzeba było przekonywać do komunikacji publicznej. Nic bardziej mylnego.
Zobacz także
Cały kłopot z komunikacją zbiorową nie polega na tym, że ludzie jej unikają. To ona unika ludzi. Podstawowy problem z nią polega na tym, że nie ma jej tam, gdzie jest potrzebna. Oto moje doświadczenie ostatnich dni: w piątek chciałem w Warszawie zawieźć córkę do szkoły kombinacją: Kolej Mazowiecka plus autobus. To pierwsze przyjechało niezgodnie z rozkładem, który znalazłem na stronach, a drugie w ogóle nie chciało się stawić na miejscu.
Gdy zdesperowany po 20 minutach zadzwoniłem na informację ZTM, dowiedziałem się, że oczekiwany przeze mnie autobus nie zatrzymuje się na przystanku przy którym stoję. Tak się akurat złożyło, że w chwili gdy wypowiadane były te słowa autobus akurat podjechał. Ciekawe, że informacja ZTM wie mniej niż pasażerowie. Ostatecznie moja córka spóźniła się na lekcję i jako obowiązkowa ośmiolatka, w obawie przed powtórką tej sytuacji, nie chce już jeździć komunikacją miejską.
Tego samego dnia musiałem wieczorem przedostać się z Warszawy do rodzinnego Włocławka. Moje obowiązki zawodowe wyglądają tak, że na Dworcu Centralnym nie mogę być wcześniej niż o 20:30. Przegląd połączeń jest imponujący: wybierając jedno z nich można zaliczyć trzy nocne przesiadki, drugim jedzie się do tyłu, żeby pojechać do przodu, a potem za daleko, żeby się cofnąć. Prawdziwą perłą jest jednak "pociąg", który trasę między Warszawą a Włocławkiem pokonuje w 8:46 (słownie: osiem godzin czterdzieści sześć minut). Zakładając oczywiście, że nie jest spóźniony.
Nawigacja pokazuje mi, że szybciej dotarłabym do mojego rodzinnego miasta jadąc na rowerze. Połączeń autobusowych praktycznie nie ma więc do Włocławka dotarłem samochodem. Tak się jednak wesoło złożyło, że następnego dnia zaplanowałem podjechać w jedno miejsce autobusem. Trasa prosta, oczywista i zaczynająca się w najważniejszym komunikacyjnie miejscu miasta: między dworcem a galerią handlową. Usiadłem więc spokojnie na przystanku i przeglądając gazetę czekałem aż coś podjedzie. Po 25 minutach gazeta była już całkiem nieźle przejrzana, ale autobusu nie było. Ostatecznie trasę pokonałem taksówką.
Zobacz także
Gdy następnego dnia wróciłem autem do Warszawy postanowiłem odwiedzić znajomych na Wilanowie. Nie jest to jakoś szczególnie daleko z mojego Wawra, ale komunikacją miejską jedzie się tam 47 minut. To nawet w teorii znów dłużej niż rowerem. Samochodem można ten odcinek pokonać cztery razy szybciej.
Upadek PKS-u jest zjawiskiem, które w ostatnich latach zostało całkiem nieźle opisane. To, że kursowanie pociągów ma bardzo luźny związek z rozkładem jazdy też każdy wie. W drugim kwartale 2018 roku PKP Intercity udało się nawet pobić wyśrubowane rekordy. Na czas do stacji docelowej dotarło wtedy 68 proc. z pociągów. Jak przy takich statystykach można planować poważną podróż? W komunikacji miejskiej wiele się zmieniło i jest lepiej, ale wciąż trudno pozbyć się wrażenia, że jest ona traktowana przez włodarzy, jako zło konieczne. Europa jest w innym miejscu.
Politycy wzięli się za zachęcanie do korzystania z transportu zbiorowego, ale robią to zupełnie niepotrzebnie, bo do korzystania z niego nie trzeba nikogo przekonywać. Ludzie sami zaczną z niego korzystać, jak się im podstawi czyste i punktualnie kursujące pociągi oraz autobusy. Transportu zbiorowego nie trzeba promować, tylko sensownie go zorganizować i sfinansować. W dodatku właśnie od tego są politycy, którzy tak chwalą się swoimi podróżami. Posłowi Sterczewskiemu imponuje Greta Thunberg. A ja bym chciał, żeby w końcu politycy zaimponowali mi nie swoimi selfie, ale działaniami systemowymi, które zmienią dramatyczny stan komunikacji zbiorowej.
Piotr Witwicki dla WP Opinie