ŚwiatPiotr Czerwiński: Irlandia przenosi się w czasie

Piotr Czerwiński: Irlandia przenosi się w czasie

Władzom Irlandii kończą się pomysły na poprawienie humoru jej mieszkańcom. Chwytają się przeto każdej brzytwy, z której najnowsza polega na tym, by Irlandia przeniosła się w czasie, przy okazji osiągając dzięki temu mroczne poranki i słoneczne wieczory, pod warunkiem że zaświeci tu jeszcze kiedyś jakieś słońce, oczywiście. Stanie się tak dzięki przeniesieniu republiki do innej strefy czasowej, odległej o przynajmniej godzinę do przodu. Dzięki temu Irlandia szybciej znajdzie się w przyszłości.

Piotr Czerwiński: Irlandia przenosi się w czasie
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
Piotr Czerwiński

22.07.2013 | aktual.: 22.07.2013 09:23

Przeczytaj wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego

Żeby było zabawniej, autorem tego jakże śmiałego pomysłu nie jest żaden autor książek science fiction ani miejscowi dystrybutorzy marihuany, tylko poseł Tommy Broughnan, którego ideę ogłosił niedawno publicznie minister sprawiedliwości, niejaki mister Alan Shatter himself. Plan polega na tym, by przenieść Irlandię do Europy centralnej, gdzie wszystko dzieje się o godzinę później, co ma wiele oczywistych zalet, które jak najbardziej popieram i ja. Nie dość, że Irlandia wreszcie dogoniłaby Europę, to jeszcze mielibyśmy jasno aż do jedenastej wieczorem, przynajmniej w lecie, co jest zasadnicze dla oszczędzania elektryczności oraz wyobrażania sobie, że dzień dopiero przed nami i daleko nam do zamknięcia knajpy. No, a poza tym ten sam czas mają przecież Niemcy, ja, a przecież Niemcy, ja, są najmądrzejsi i najfajniejsi na świecie. I mają BMW. Ja. Co prawda w tym układzie poranek w Boże Narodzenie zaczynałby się prawie o dziesiątej rano, ale kto by się tam przejmował porankami. Przecież w korku do roboty można
równie dobrze stać w absolutnej ciemności. Nie wspominając, że według ministra pozwoli to zaczynanie i kończenie tej roboty o godzinę wcześniej niż dotąd, co jak mniemam pozwoliłoby na dostarczenie mieszkańcom republiki więcej czasu na tradycyjne radości życia, takie jak samoopalanie bądź używanie solariów. Przecież będzie jasno.

Problem polega tylko na tym, że republika zależna jest trochę za bardzo od interesów ze swoim byłym oprawcą, czyli sąsiadującym Królestwem Właścicieli Największej Liczby Polaków Na Świecie, a tam strefa czasowa wciąż będzie wcześniejsza, co skądinąd wyjaśnia wiele w zależnościach między obydwoma krajami. Niestety nie odcięli pępowiny w całości, przez co choćby nie wiem jak się zapierać, życie w Irlandii w dużej części wciąż jest quasi-brytyjskie, od języka, prądu, przez ruch uliczny, aż po telewizję kablową i większość produktów codziennego użytku. Mijanie się z nimi w czasie byłoby przeszkodą w biznesie, choć z drugiej strony, mijanie się ze wszystkim w czasie jest przecież kluczowym elementem irlandzkiego biznesu, stąd nie widzę problemu, a nawet widzę jego naprawę, bo odtąd miałoby to podstawę prawną. W końcu jeśli Irlandczyk mówi, że zrobi coś w czwartek o piątej, to znaczy że ma dobry dzień i dopisuje mu humor, ponieważ zrobi to w piątek o czwartej, przy czym nie precyzuje, o który piątek i o którą
czwartą mu chodzi. Przenoszenie się w czasie nie powinno mieć tu żadnego wpływu na interesy z kimkolwiek, włączając byłych oprawców, którym przecież odrobina stresu nie zaszkodzi.

Gorzej, że terytorium zamorskie Byłych znajduje się na tej samej wyspie, w postaci Irlandii Północnej. Od kiedy oba kraje weszły w skład miłującej pokój na świecie Europejskiej Unii Lepszych i Gorszych, przemieszczanie się z Republiki do Królestwa nie wymaga w zasadzie żadnego wysiłku, oprócz wysiłku nie mówienia po polsku na Północy, bo podobno można tam za to dostać solidnie w mordę od ludzi szukających winnego za kryzys w Europie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to by zakłóciło komunikację między obydwoma krajami, przez co mam na myśli głównie transport publiczny, oczywiście. Z drugiej jednak strony, z takiego Cork do Brest czy Le Havre nie jest wcale dużo dalej niż do Belfastu, więc w teorii mogliby się jakoś do tego przyzwyczaić. Poza tym czemużby nie miała Północna Irlandia wejść do tej strefy przyszłości wraz z Republiką, a Królestwo przecież przywykłe jest do posiadania swoich ziem w odległych częściach świata. Nie powinno im robić zbyt wielkiej różnicy, tyle że emisje „Britain’s Got Talent”
będzie ździebko rozjechane w czasie. No trudno, wszystko ma swą cenę.

Tak czy siak, mister poseł i mister minister zgłosili pod obrady parlamentu projekt ustawy o roboczej nazwie „The Brighter Evenings Bill”, czyli dosłownie „Projekt ustawy o jaśniejszych wieczorach”. To na wypadek, gdyby ktoś myślał, że tylko w Polsce włodarze miewają odjechane pomysły i jeszcze fikuśniejsze nazewnictwo. Powołują się na przykład skandynawski, a konkretnie norwesko-szwedzki, gdzie faktycznie ujednolicono strefę czasową z resztą centralnej Europy. Zamierzają wynegocjować przynajmniej trzymiesięczny okres próbny. Jak rozumiem zebrała się się w tej sprawie specjalna komisja, która zdecyduje, czy przenoszenie Irlandii do przyszłości ma sens, czy nie. To na wypadek, gdyby ktoś myślał, że tylko w Polsce zbierają się specjalne komisje, by omawiać mniej lub bardziej surrealistyczne dylematy.

Ktokolwiek podejmie ostateczną decyzję, na jego miejscu próbowałbym pójść o krok dalej i postulować przeniesienie Irlandii na inny kontynent,najlepiej gdzieś, gdzie często świeci słońce i nie trzeba się uczyć obcych języków. Na przykład taka Australia. Gdyby Irlandia oficjalnie została częścią Australii, to by rozwiązywało problem masowego emigrowania Irlandczyków w tamte strony, a mieszkającym na miejscu Polakom oszczędziła zachodu procedury wizowej, w ramach której niedługo trzeba będzie udowadniać, że ma się wszystkie zęby, jeśli sprawy pójdą dotychczasowym torem.

Można też rozważyć przeniesienie Irlandii do Niemiec, ja, bo przecież tam wszyscy tacy mądrzy, ja. Tylko jak wtedy rozwiążemy problem punktualności? Nie do rozwiązania pozostanie również parę innych dylematów. Irlandczycy, którzy staną się Niemcami, będą musieli zacząć udawać, że druga wojna światowa została wywołana przez Polaków, a także uwierzyć w polskie obozy koncentracyjne. To im może zaburzyć zasadniczo dotychczasową wiedzę na temat prawdziwej historii, która, o dziwo, jest w tych stronach dość powszechna, przypuszczalnie z powodu dużej ilości naszych, odkręcających tę niezdrową międzynarodową propagandę z uporem maniaka.

Możemy też przenieść Irlandię do jakiegoś innego roku, proklamując przez to założenie innego kalendarza. Co prawda to będzie potęgowało problem niepunktualności, ale jednocześnie usprawiedliwi każdą niepunktualność, bo odtąd wszystko, co miało być zrobione w roku, dajmy na to, dwa tysiące trzynastym, będzie robione w dwa tysiące czterdziestym ósmym albo coś w tym stylu. Jeśli Irlandia weźmie europożyczkę i potem zgłosi „2048 Bill”, będzie od razu na wygranej pozycji. Już nie mówiąc, że wkroczy od razu do świetlanej przyszłości.

Mnie zaś, w kontekście całej niepowagi dzisiejszego odcinka, kołacze się po głowie dowcip o facecie, który na starość odłożył dużo pieniędzy, poszedł do biura podróży i zażądał wysłania w jakieś ciekawe miejsce. Dano mu globus i poproszono, by wybrał sobie coś interesującego. Po godzinie zwrócił globus, twierdząc, że ten mu się nie podoba i że poprosiłby inny.

Dajcie mi inny globus. Ten mi się nie podoba, jest na nim za dużo niebieskiego.

Dobranoc Państwu.

* Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)