Piłka nożna: Adam Topolski specjalnie dla WP
Po spadku poznańskiego Lecha kibice na Bułgarskiej śpiewali - „ekstraklasa za rok nasza”. Jednak po odejściu wielu zawodników coraz częściej zaczęto mówić, że Lech już po roku wyląduje w trzeciej lidze. W awansie miał pomóc Austriak Adolf Pinter. Austriak ten już pod koniec poprzedniego sezonu był zatrudniony w „Kolejorzu” jako koordynator. Zanim przed tym sezonem Pinter został szkoleniowcem w poznańskim klubie, musiał otrzymać specjalną zgodę z PZPN.
Jednak już po pięciu kolejkach, kiedy to Lech zajmuje przedostatnie miejsce z... jednym punktem, postanowiono zrezygnować z usług zagranicznego szkoleniowca. Dość krótko trwały poszukiwania następcy. Wybór padł na nowego- starego trenera Adama Topolskiego.
31.08.2000 | aktual.: 22.06.2002 14:29
- Należy Panu pogratulować nowej posady, czy tez spytać się dlaczego siada Pan na beczce z prochem?
- Nie sądzę, żebym siadał na beczce z prochem. Jestem trenerem i uważam, że w każdym miejscu mogę się zrealizować. Lech jest bardzo dobrym miejscem do realizacji moich ambicji i koncepcji trenerskich.
- W poprzednim sezonie z realizacją Pana założeń nie było najlepiej. Złośliwi powiadają, że gdyby z ligi spadały trzy zespoły Orlen Płock również pożegnałby się z ekstraklasą, gdyż tam też był Topolski.
- Złośliwi potrafią lansować teorię jaką chcą. Gdy się im podpadnie mogą cały czas czepiać się człowieka. Nie zdziwiłbym się, gdyby powstała teoria, że gdyby spadało pięć zespołów, to tyle spuściłby Topolski. Może zrobiłem błąd i z niektórymi powinienem iść na wódkę.
- Jednak nawet największa ilość tego trunku nie przesłoniłaby tego, że był to najgorszy sezon w Pana zarówno trenerskiej jak zawodniczej karierze?
- Najgorszy, najlepszy. Są to czyste spekulacje prasowe. Co do Orlenu to w 16 meczach zdobyłem siedemnaście punktów. Nikt ani przede mną, ani po mnie nie osiągnął w Płocku takiego rezultatu. Jeśli chodzi o ŁKS, to miałem podjąć pracę, gdyby łodzianie utrzymali się w lidze. Niestety, degradacje ŁKS zaczęto kojarzyć z moją osobą...
-... pozostaje jednak poznański Lech, a tu jakby nie patrzeć, klapa.
_- Niewątpliwie w poprzednim sezonie okres pracy w Lechu, to mój najgorszy etap w karierze. Patrząc jednak szerzej widze dużo pozytywów. Ukształtowanie takich zawodników jak Piotrek Reiss, Krzysztof Piskuła, czy też odkrycie takich graczy jak Michał Goliński.
Podobnie w Petro. Przecież nie tak dawno Wan Geworian handlował płytami na bazarze, a teraz jest jednym z najlepszych zawodników płockiego zespołu. Odsunąłem niektórych, starszych zawodników, którzy mniej garnęli się do gry, a bardziej interesowały ich inne sprawy. Pokazał im, że nie są nie zastąpieni. Młodzi zawodnicy naprawdę szybko wprowadzili się do drużyny i będą mieli z nich w Płocku duża pociechę. Chodzi mi zwłaszcza o takich zawodników jak Kamil Szarnecki, Andrzej Szyszko._
- Uważa Pan, że jest to recepta na poprawę poziomu piłki? Odsunąć graczy starszych, wypalonych i „układnych”?
- Może będzie w tym trochę złośliwości, zarówno wobec zawodników starszych jak niektórych trenerów, ale uważam że powinno być więcej takich trenerów jak Topolski.
- Pierwsza, czy trzecia liga, to pytanie zadawano sobie przed rozpoczęciem tego sezonu. Po pięciu kolejkach, chyba jednak to drugie?
- Uważam, że w tym zespole jest duch walki. Spokojnie zbudujemy zespół, który z czasem walczy awans do ekstraklasy. Ja podpisałem umowę do końca sezonu, jednak w każdej chwili możemy ją zerwać. W tym sezonie uważam, że środek tabeli jest jak najbardziej realny.
- Podobno był Pan przymierzany jako jeden z kandydatów na następcę Jana Żurka w Ruchu Chorzów?
- Nie, to nieprawda. Nie miałem na to czasu. Wizytowałem w Stanach Zjednoczonych, gdzie poza odwiedzinami czysto towarzyskimi, podglądałem jak wygląda organizacja i trendy trenerskie za oceanem. Postaram się wykorzystać je w Lechu i wierzę, że przyniesie to dobre rezultaty.
Rozmawiał Rafał Golian