Piłka napędzana kokainą. Tak działał kolumbijski narkofutbol
Kolumbijski futbol przez lata był nierozerwalnie związany z przemysłem narkotykowym i zdominowany przez potęgę Pablo Escobara. Rezultatem były zbrodnie, korupcja, wielkie imprezy i ... niespotykane wcześniej sportowe sukcesy.
Kiedy w 1989 ekipa Atletico Nacional z Medellin jako pierwsza kolumbijska drużyna zdobywała Copa Libertadores (Puchar Wyzwolicieli), czyli południowoamerykańską Ligę Mistrzów, Pablo Escobar był w ekstazie. Ronił łzy szczęścia. Po meczu dla całej drużyny zorganizował imprezę, którą jego uczestnicy pamiętają do dziś.
- Nigdy nie widziałem go w takiej euforii. Zwykle był jak blok lodu - wspominał jego cyngiel Jhon Jairo Velasquez "Popeye" w filmie "Dwóch Escobarów".
Szef największego ówczesnego kartelu narkotykowego na świecie miał dobre powody do radości. Choć z klubem nie łączyło go formalnie nic, Atletico Nacional było niemal w całości jego folwarkiem i ulubioną zabawką. A sukces na boisku był ukoronowaniem prawie dekady "inwestycji" w kolumbijską piłkę nożną.
Kiedy w 1994 roku kolumbijska kadra jechała na mundial do Stanów Zjednoczonych, Escobar od pół roku był w grobie, zastrzelony przez policję. Drużyna naszpikowana gwiazdami, które dorastały na boiskach ufundowanych przez "króla kokainy" i prowadzona przez trenera zwycięskiej ekipy z 1989 roku, skompromitowała się i z hukiem odpadła po fazie grupowej. Pięć dni później do szefa kartelu z Medellin dołączył inny Escobar - Andres, gwiazda Atletico Nacional i autor samobója, który wykluczył Kolumbię z mundialu. On również został zastrzelony, ale przez gangsterów powiązanych z kartelem Medellin. To był poczatek końca okresu znanego jako "narkofutbol". Okresu, który był jednocześnie złotą erą kolumbijskiej piłki.
Szef lubił piłkę
"Narkofutbol" zdecydowanie nie jest określeniem na wyrost. W latach 80. i na początku 90., futbol w Kolumbii - podobnie jak wiele innych dziedzin życia - był zdominowany i nierozerwalnie związany z przemysłem narkotykowym. I przede wszystkim jego symbolem Pablo Escobarem, wtedy największą gwiazdą globalnego świata zorganizowanej przestępczości.
Piłka nożna była największą pasją gangstera. Sam grał w piłkę, ale ponieważ jego talenty kryły się gdzie indziej, realizował ją na inne sposoby. Kiedy w Medellin budował osiedla dla najuboższych - częściowo w celu zdobycia mandatu posła, a częściowo z poczucia klasowej solidarności - przy każdym stawiał boisko futbolowe. To tam wychowały się później największe kolumbijskie gwiazdy, jak legendarny bramkarz Rene Higuita czy skrzydłowy Chonto Herrera. Krwawy boss był dla nich dobroczyńcą i wychowawcą i uwielbiał otaczać się piłkarzami. Regularnie zapraszał do siebie piłkarzy na pokazowe prywatne mecze. Wielu z nich odwdzięczało się lojalnością.
- W tych osiedlach organizowaliśmy turnieje. Całe społeczności zapomniały o swoich zmartwieniach. Byłem bardzo biedny, ale na boisku czułem się ważny - wspominał Herrera. Higuita, postać równie barwna co Escobar, za swoje oddanie gangsterowi przypłacił wolnością. Niedługo przed mundialem w USA został aresztowany w związku z zarzutami o współpracę przy porwaniu na rzecz kartelu Medellin.
Imprezy z piłkarzami i mecze nie skończyły się nawet po tym, kiedy w 1991 roku oddał się w ręce władz i został zesłany do więzienia. W zbudowanym przez siebie luksusowym zakładzie karnym "La Catedral" nadal gościł piłkarskie gwiazdy. Większość przyjeżdżała po kryjomu, ale niektórzy jak Higuita z tym się nie kryli. Wśród gości Escobara był sam Diego Maradona, wówczas wciąż jeszcze będący u szczytu kariery. Maradona, który przyjaźnił się z Higuitą, tłumaczył potem, że nie wiedział kim jest gangster. A lukratywna oferta mówiła jedynie o wystąpieniu w meczu towarzyskim.
- Wzięto mnie do więzienia otoczonego tysiącami strażników. Powiedziałem: "Co się k... dzieje?" Aresztują mnie?". Miejsce wyglądało jak luksusowy hotel - opowiadał Argentyńczyk w 2016 roku. Narkotykowy boss miał później obsypać go komplementami i powiedzieć, że czuje z nim więź ze względu na to, że obaj wyszli z biedy, by dostać się na szczyt.
- Zagraliśmy mecz i wszyscy dobrze się bawili. Potem mieliśmy imprezę z najlepszymi dziewczynami, jakie w życiu widziałem. I to wszystko w więzieniu! Nie mogłem w to uwierzyć - mówił Maradona.
Dochodowa pralnia
Ale futbol nie był dla narkotykowego bossa jedynie pasją. Podobnie jak w przypadku innych ciemnych postaci, kryminalistów i oligarchów, których przyciąga futbol, był też użytecznym narzędziem do prania pieniędzy. Za sprawą przemysłu narkotykowego w kolumbijską piłkę wpompowano niespotykane dotąd pieniądze. Nie tylko dzięki Escobarowi. W jego ślady poszli bowiem inni gracze ze świata przestępczego. Escobar miał swoje Atletico Nacional, ale dotował też odwiecznego rywala klubu, Independiente Medellin. Według tygodnika "Four Four Two", jego partner ze stolicy Kolumbii, Jose Gacha, inwestował w Millionarios Bogota, a najwięksi rywale Escobara, bracia Rodriguez z kartelu Cali, dotowali miejscową Americę. Ale swoje kluby mieli także mniejsi gracze. W ich rękach były kluby Santa Fe, Deportivo Tolima, czy Deportivo Pereira. Efekt tych wydatków był niemal natychmiastowy. Przed ich przyjściem kolumbijski futbol miał jedynie krótką chwilę chwały w latach 50., kiedy najlepszych piłkarzy z całego kontynentu ściągały wielkie pieniądze pochodzące głównie z innego kultowego towaru Kolumbii - kawy. Kokaina dała futbolowi jeszcze większego kopa.
- Zastrzyk pieniędzy z narkotyków pozwolił nam na sprowadzenie świetnych zawodników z zagranicy. Pozwolił także na zatrzymanie naszych najlepszych piłkarzy u siebie. Nasz poziom gry wystrzelił w górę - wspominał w dokumencie "Dwóch Escobarów" Pacho Maturana, legendarny trener Atletico Nacional i reprezentacji Kolumbii.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 1985 roku klub z Kolumbii - America Cali - dopiero po raz drugi w historii wszedł do finału Copa Libertadores. Finansowany przez lokalnych bossów klub powtórzył ten sukces jeszcze w kolejnych dwóch latach, za każdym razem przegrywając. W 1989 historyczny sukces w pucharze odniósł klub Escobara. A w 1990 roku reprezentacja Kolumbii po raz drugi w historii (pierwszy raz zrobiła to 28 lat wcześniej) zakwalifikowała się do mundialu. Doszła tam do 1/8 finału, ale mogła zajść dalej, gdyby nie kuriozalny błąd ekscentrycznego Higuity, który w dogrywce z Kamerunem stracił piłkę 20 metrów przed polem karnym.
Ale już cztery lata później reprezentacja z kraju kawy jechała na mistrzostwa świata w Stanach Zjednoczonych jako jeden z cichych faworytów imprezy. Legendarny Pele typował drużynę do wygrania całego turnieju. Nie bez przyczyny. Kolumbia jak burza przeszła przez kwalifikacje, po drodze gromiąc Argentynę na jej własnym boisku 5-0. W kadrze grali futbolowi wirtuozi tacy jak Carlos Valderrama czy Faustino Asprilla. W 26 meczach przed mundialem przegrali tylko jeden raz.
Schyłek narkofutbolu
Ale mundial w USA pokazał także ciemną stronę narkofutbolu. Owszem, wcześniej piłkarze też nie mieli łatwo. Kiedy Escobar usłyszał, że jego rywal z Cali przekupił sędziego meczu Nacional - America, zlecił zabójstwo arbitra. Opłacani przez kartele piłkarze byli często zastraszani; niektórzy tłumaczyli rodzinom, że w prywatnych meczach bossów uczestniczą tylko ze strachu. Nietrudno to zrozumieć. W tamtym czasie niewielu z tych, którzy wchodzili w drogę Pablo Escobara, uchodziło z życiem. Gangster stał za zamachem nie tylko na sędziego piłkarskiego, ale też sędziami trybunału, prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości. A kiedy zagrażał mu kandydat na prezydenta Cesar Gaviria, nie miał oporów, by zlikwidować go razem z ponad setką pasażerów samolotu lecącego do Cali, którym miał lecieć polityk. Tylko szczęściu Gaviria zawdzięcza fakt, że ostatecznie rozmyślił się i nie podzielił losu ofiar zamachu.
W USA wszystkie te problemy skupiły się jak w soczewce. W czerwcu 1994 roku lider kartelu z Medellin był już martwy, ale kadra narodowa wciąż była w dużym jego "dzieckiem". Co prawda Higuita został usunięty z drużyny w związku z aresztowaniem, ale trzon drużyny tworzyli jego chłopcy z Atletico Nacional, z obrońcą Andresem Escobarem na czele. Trenerem był Maturana, autor sukcesu z 1989 roku.
Śmierć Pablo Escobara pociągnęła za sobą krwawą wojnę o schedę po miliarderze. Piłkarze odczuli to na swojej skórze. Mały syn jednego z "wychowanków" gangstera, obrońcy Chonto Herrery został porwany tuż przed munidalem. Inni otrzymywali pogróżki, a gangsterzy dyktowali wręcz Maturanie, jakim zagrać ma składem. Sytuacja tylko pogorszyła się po pierwszym meczu mistrzostw. Kolumbijczycy sensacyjnie przegrali go z Rumunią 3-1.
Dzień po meczu Chonto Herrera otrzymał informację, że w wypadku samochodowym zginął jego brat. Maturana dostał natomiast od gangsterów wiadomość, że jeśli w kolejnym meczu na boisko wystawi pomocnika Atletico Nacional Gabriela Gomeza, zapłaci za to życiem wraz z całą kadrą. Trener uległ, ale nie pomogło to uniknąć tragedii. W meczu ze Stanami Zjednoczonymi samobója strzelił Escobar, a potem Amerykanie dołożyli kolejnego gola i Kolumbia odpadła z turnieju.
Andres Escobar stał się symbolem porażki. Zwany przez prasę "kawalerem futbolu" obrońca po powrocie do kraju opublikował w dzienniku "El Tiempe" swoje rozliczenie z turniejem.
"Życie na tym się nie kończy. Trzeba iść dalej. (...) Mamy tylko dwie opcje: albo pozwolimy, by gniew sparaliżował nas, a przemoc będzie trwać nadal, albo pokonamy to i będziemy sobie pomagać. To nasz wybór" - napisał.
Escobar z pewnością miał po co żyć. Jeszcze przed mistrzostwami załatwił transfer do AC Milanu, wkrótce miał wziąć ślub. Ale o jego życiu zdecydował ktoś inny. Pięć dni po powrocie z USA poszedł do klubu nocnego w Medellin. Tam zaczepiła go grupa osiłków, wciąż mająca mu za złe strzelonego samobója. Piłkarz tłumaczył, że popełnił tylko niewinny błąd, ale oni nie odpuścili. W końcu sięgnęli po broń i wpakowali w Escobara sześć pocisków. Zdaniem wielu, zagadka śmierci nie została do końca wyjaśniona. Skazano jego zabójców - powiązanych z kartelem braci, którzy mieli stracić fortunę na zakładach bukmacherskich - ale zamiast 40 lat więzienia wyszli jedynie po 11.
Śmierć Andresa Escobara była szokiem dla kraju. Na jego pogrzebie pojawiły się wielotysięczne tłumy, przemówienie wygłosił prezydent Cesar Gaviria. Był to też początek końca "narkofutbolu". Kartel Medellin został zdemontowany, wkrótce potem swoją działalność zakończył też kartel z Cali. Narkodolary zaczęły odpływać z budżetów klubów.
Nowe pokolenie
Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Przemysł narkotykowy nie przestał istnieć, ale radykalnie się zmienił. Miejsce ogromnych przestępczych konglomeratów i narkocelebrytów zajęły mniejsze, bardziej rozproszone i wyspecjalizowane organizacje, które starają się unikać zainteresowania mediów i władz. W dalszym ciągu korumpują polityków i policjantów, ale robią to po cichu. Od czasu do czasu związki gangsterów z klubami futbolowymi wciąż wychodzą na światło dzienne. Tak jak w 2010 roku, kiedy w klub z Santa Fe inwestował Julio Alberto Lozano, szef kartelu El Dorado. Ale skala jest nieporównywalna.
- Kryminalne podziemie w Kolumbii stało się podobne do tradycyjnego świata zorganizowanej przestępczości, gdzie chodzi o to, by być niewidzialnym - powiedział portalowi "Business Insider" Mike Vigil, były agent amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA.
Wszystko to odbiło się też na futbolu. Po śmierci Escobara w kolumbijskiej piłce zaczęły się lata posuchy, ale ostatecznie wyszło mu to na dobre. Zmianę widać przeglądając listę właścicieli klubów. Atletico Nacional to dziś własność biznesowego konglomeratu - znanego głównie z produkcji napojów - miliardera Carlosa Lulle. Americą kieruje właściciel sieci supermarketów Tulio Gomez, a Millionarios z Bogoty należą do funduszu inwestycyjnego z Nowego Jorku.
W efekcie piłka w Kolumbii znów przeżywa renesans. Obecne pokolenie piłkarzy to kolejna złota generacja, naszpikowana gwiazdami europejskich potęg, jak James Rodriguez, Radamel Falcao czy Juan Cuadrado. Według kolumbijskiego powieściopisarza Juana Gabriela Vásqueza, są to już zupełnie inni ludzie, niż gwiazdorzy z czasów Pablo Escobara lat 80. i 90.
- To już nie są dzieciaki, które dojrzewały w cieniu przemocy, narkotyków i całego tego biznesu. Mają też zupełnie inną etykę pracy - powiedział Vazquez w audycji "Game of Our Lives". - Ci nowi piłkarze są bardziej skłonni do ciężkiej pracy, dyscypliny, skupienia na karierze. Zdołali zbudować swoje kariery z dala od problemów kolumbijskiej polityki - dodał.