Pierwszy wyrok za listę Wildsteina
Instytut Pamięci Narodowej nie odpowiada za wyciek i zamieszczenie w Internecie listy agentów SB i ich ofiar - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie - informuje "Gazeta Wyborcza".
16.02.2006 | aktual.: 16.02.2006 06:18
Wyrok oznacza, że IPN nie musi wypłacać 10 tys. zł odszkodowania. Takiej sumy domagał się prof. Janusz Cz., wykładowca jednej z poznańskich uczelni. Jego nazwisko znalazło się na opublikowanej rok temu w Internecie tzw. liście Bronisława Wildsteina. Prawicowy publicysta przyznał się do wyniesienia z biblioteki IPN spisu inwentarzowego zawierającego 160 tys. nazwisk, ale zaprzecza, że umieścił ją w Internecie.
Janusz Cz. zapewnia, że nigdy nie był agentem bezpieki. Podkreśla, że jest znanym w Poznaniu naukowcem i pojawienie się jego nazwiska wśród agentów zniechęciło do niego jego przyjaciół. IPN zapewnia jednak, że to nie jego dane figurują na liście, tylko innej osoby o takim samym nazwisku. Na potwierdzenie czego wystawił profesorowi zaświadczenie. Mimo to Cz. wytoczył proces o ochronę dóbr osobistych. Oprócz pieniędzy zażądał od Instytutu oświadczenia w prasie, że nie jest agentem.
W środę przegrał proces. Sędzia Anna Pogorzelska orzekła, że IPN nie może być pozwany, bo nie odpowiada za działania Wildsteina. - Powód nie udowodnił, że to z winy IPN-u Wildstein opublikował listę - uzasadniała sędzia. Profesor nie wykazał też, że to Instytut lub jego pracownicy odpowiadają za wyciek listy. Wyrok nie jest prawomocny.
W stołecznym sądzie toczą się jeszcze dwie podobne sprawy. Radnego z Legnicy, którego nazwisko podobnie jak profesora jest na liście, ale chodzi o inną osobę, oraz doradcy podatkowego z Warszawy, który figuruje jako agent. Pozwanym w tych sprawach oprócz IPN-u jest też Wildstein. (PAP)