Pierwsze POPiSowe dni
Co gotują nam Platforma Obywatelska z Prawem i Sprawiedliwością - partie typowane na zwycięzców wyborów. Oto scenariusz pierwszych dni nowej koalicji.
Za dwa miesiące wszystko powinno się już wyjaśnić - będziemy miesiąc po wyborach parlamentarnych, parę dni po prezydenckich, umowa koalicyjna między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością będzie uroczyście podpisana, a Sejm zbierze się, by wysłuchać exposé nowego premiera i udzielić mu wotum zaufania. Przed posłami stanie któryś z trójki: Jan Maria Rokita, Ludwik Dorn, Jarosław Kaczyński. Kto z nich będzie premierem, zależy też od wyniku wyborów prezydenckich. Jarosław Kaczyński tylko wtedy, jeśli jego brat Lech przegra bardziej prestiżowe wybory prezydenckie, a PiS wygra parlamentarne. Ale już dziś koalicja PO i PiS szykuje konkrety, by dobrze zacząć.
Symbole na początek
Mówi Ludwik Dorn, jeden z nieoficjalnych kandydatów PiS-u na premiera, prawdopodobny, jeśli PiS wygra wybory parlamentarne i prezydenckie, obecnie szef sejmowego klubu tej partii: - Pierwszy okres pracy rządu zajmą sprawy techniczno-polityczne, jak na przykład załatwianie spraw personalnych, obsada ministerstw i urzędów wojewódzkich. Jest bardzo ważne, aby nowy rząd od razu pokazał wyborcom, że będzie inny od poprzedniego i że wie, co i jak chce zrobić.
Jego zdaniem już na początku trzeba podjąć "symboliczne" decyzje. Jakie? - Na starcie dużo będzie zależeć od tego, czy jako koalicja uzyskamy większość do odrzucenia ewentualnego weta urzędującego do końca roku prezydenta Kwaśniewskiego. Jednak od razu możemy zacząć od odkręcenia śruby podatkowej.
Na pierwszy ogień pójdzie to, od czego dziś urzędujący premier zaczynał poprzednią kadencję jako minister finansów - czyli cieszący się złą sławą podatek Belki od zysków z bankowych oszczędności. - Kiedy zaproponowałem jego zniesienie, usłyszałem, że to sprzeczne z unijną dyrektywą z 2003 roku - przyznaje Dorn. - Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten podatek znacząco zmniejszyć. Takiego podatku nie ma jednak jeszcze w Wielkiej Brytanii ani Luksemburgu. Niektórzy ekonomiści twierdzą więc, że można go znieść, przynajmniej czasowo.
PiS zapowiada też wprowadzenie jeszcze w tym roku maksymalnych cen na podręczniki akceptowane przez Ministerstwo Edukacji. Niedawno minister zdrowia Marek Balicki w porozumieniu z firmami farmaceutycznymi ustalił ceny maksymalne na najdroższe leki. Partia Kaczyńskich sprawę chce załatwić prościej. - Po co konsultacje? Wpiszemy po prostu do ustawy: nie jest dopuszczony do sprzedaży podręcznik, który kosztuje tyle a tyle - mówi Dorn. Ale ile konkretnie, jeszcze nie wie.
Szybko okroić immunitet
- Dzień po wyborach przedstawimy ustawę o naprawie życia publicznego - deklaruje Jan Maria Rokita, następca Marka Belki, jeśli to Platforma wygra 25 września. Pod tym hasłem PO zamierza zakazać parlamentarzystom prowadzenia działalności gospodarczej, by przeciąć ich dwuznaczne związki z biznesem. Chce też ograniczyć immunitet sędziowski i przede wszystkim znieść immunitet parlamentarny. W tym punkcie pojawia się rozdźwięk między przyszłymi koalicjantami, ponieważ PiS chce zachować ochronę parlamentarzystów przed procesami cywilnymi. - Taką sprawę posłowi może wytoczyć każdy. Ja na przykład mam proces cywilny o zniesławienie Kuny i Żagla - przekonuje Ludwik Dorn. - Wyjątkowo nieżyczliwi przeciwnicy mogliby posła zniszczyć finansowo i czasowo, każąc mu stawać w sądzie na licznych rozprawach. Ale w sprawach karnych, takich jak jazda po pijanemu czy korupcja, ma już obowiązywać zasada: zero tolerancji i żadnej możliwości schowania się za immunitetem. Tu obie partie są zgodne.
Poza tym PiS przymierza się do zniesienia artykułu 181 konstytucji o immunitecie sędziowskim i odpowiedzialności karnej sędziów. Mówi on, że sędzia nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności bez zgody sądu, a prezes sądu może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego. - Wystarczy po prostu zapis o niezawisłości, a nie bezkarności sędziowskiej - przekonuje Ludwik Dorn. Nie powinno być problemu z akceptacją tego pomysłu przez koalicjanta. - Jesteśmy za ograniczeniem immunitetu sędziowskiego - potwierdza Rokita.
Realizacja tych pomysłów wymaga zmiany konstytucji. Zgoda obu partii oznacza, że będzie to można zrobić łatwo i szybko. Oczywiście pod warunkiem że Platforma i PiS osiągną w Sejmie większość konstytucyjną 307 głosów, czyli dwie trzecie, i bezwzględną w Senacie. Obecne sondaże dają taką nadzieję PO-PiS-owi.
Szykują się też inne, wolniejsze zmiany w konstytucji. - Od razu rozpoczniemy debatę konstytucyjną - zapowiada Zbigniew Chlebowski, wiceprzewodniczący parlamentarnego klubu PO i członek rady programowej Platformy. - W pierwszej kolejności trzeba zlikwidować Senat od następnej kadencji 2009 roku i zmniejszyć o połowę liczbę posłów. To są zmiany na już. Problemem jest jednak to, że PiS chce dla odmiany 360 posłów i 30 senatorów. Debata nad tymi i innymi poważniejszymi zmianami konstytucji potrwa więc dłużej.
Jawność i prześwietlanie
Platforma wykorzystuje propagandowo ostatnie problemy Włodzimierza Cimoszewicza. - Chcemy, aby wszystkie oświadczenia majątkowe pracowników administracji były jawne. Od ministrów po dyrektorów departamentów - zapowiada Zbigniew Chlebowski. Zapewnia, że pozwoli to w przyszłości uniknąć takiego zamieszania, jakie wybuchło wokół tajnego do niedawna ministerialnego oświadczenia majątkowego obecnego marszałka Sejmu.
Swoje pomysły na prześwietlenie władzy ma również Prawo i Sprawiedliwość. Na czele listy priorytetów nowego rządu i Sejmu Ludwik Dorn widzi lustrację majątkową. - Widać dziś, że oświadczenia majątkowe nie zdają egzaminu - tłumaczy. - Dlatego konieczna jest lustracja majątkowa, czyli sprawdzenie źródeł pochodzenia posiadanego majątku wszystkich funkcjonariuszy publicznych. Okaże się wtedy, czy dom kupiła "ciocia z Ameryki", czy polityk miał na niego pieniądze z innego źródła. Według PiS sprawdzać trzeba zgromadzone od 1989 roku majątki aktualnych parlamentarzystów, członków rządu, ambasadorów, szefostwa państwowych firm, banków, a także ZUS-u i Narodowego Funduszu Zdrowia. Zająć się tym ma wywiad skarbowy. Kłamcy majątkowi powinni zdaniem partii braci Kaczyńskich automatycznie tracić urząd. Znakiem firmowym początku współrządzenia PiS ma być Urząd Antykorupcyjny z uprawnieniami służb specjalnych. Po co? - Każda ze służb specjalnych ma swoje ograniczenia i uwikłania. I nie chodzi tutaj o jakieś patologie -
przekonuje Dorn. - Mogłyby się pojawić problemy, gdyby na przykład policjant musiał badać sprawę prokuratora, z którym na co dzień współpracuje. Dlatego powinni to być ludzie nowi - po prostu byłoby wiadomo, że przyjeżdżają faceci z Warszawy czy centrali i o żadnych szczególnych względach nie może być mowy.
Auta władzy na aut
Obie partie wsłuchują się uważnie w głos opinii publicznej i zamierzają zająć się też symbolem "rozpasania władzy", czyli służbowymi samochodami. Na początek zarówno PiS, jak i Platforma chcą zrezygnować z kupowania przez rząd samochodów na własność. Jan Rokita mówi o outsourcingu, czyli o usłudze zewnętrznej. Dorn tłumaczy jaśniej: - Powinniśmy własność zamienić na umowy dzierżawy czy użytkowania.
Ma to przynieść 10-procentowe oszczędności. To nie koniec. - Przyjrzałem się Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji - opowiada Dorn. - Oszacowałem, że nie wdając się w większe analizy, możemy ograniczyć o 30 procent listę osób uprawnionych do korzystania ze służbowych samochodów według własnego widzimisię. Samochody nie byłyby przypisane do konkretnej osoby, ale znalazłyby się w puli. Przydzielano by je do poszczególnych zadań, a nie osobom. W ten sposób ma się skończyć nadużywanie przez władzę służbowych aut.
80 tysięcy urzędników mniej
Cięcia nie ominą rządu i administracji. Platforma Obywatelska planuje odchudzenie rządu. Na początek chce połączyć ministerstwa Gospodarki i Skarbu. - To może miałoby sens - można usłyszeć w PiS, który generalnie nie chce zmniejszać liczby resortów.
Według Jana Rokity w Polsce jest około 400 tysięcy urzędników. PO chce na nich zaoszczędzić radykalnie. - Zgodnie z wyliczeniami naszych ekspertów możliwe są 20-procentowe cięcia etatowe w administracji, czyli 80 tysięcy urzędników - zapowiada Rokita. Ma to być osiągnięte przez likwidację agencji i funduszy celowych - tylu, ile się da. Których konkretnie - to na razie politycy obu partii chcą zachować w tajemnicy. Dają jednak do zrozumienia, że drażni ich nietykalność Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, której niezniszczalność zapewnia to, że jest odbiorcą unijnych dopłat rolniczych. Jakie podatki
Na koniec zostały podatki - najmocniej akcentowany punkt sporny przyszłej koalicji i jedyny tak szeroko dyskutowany element programów gospodarczych obu partii. Publicznie bracia Kaczyńscy i Jan Rokita różnią się w tej kwestii diametralnie. Wbrew zapowiedziom tu zmiana nie nastąpi szybko.
Platforma chciałaby zawrzeć podatkowe porozumienie jeszcze przed utworzeniem koalicji rządzącej, bo to jedyny sposób na tegoroczną zmianę. Ale to wcale nie musi się udać. Aby nowe reguły zaczęły obowiązywać 1 stycznia 2006 roku, musiałyby wejść w życie do końca listopada. To daje bardzo mało czasu na osiągnięcie kompromisu, potem przeprowadzenie go przez głosowania w Sejmie i Senacie oraz przekonanie Aleksandra Kwaśniewskiego do podpisu.
Politycy PO-PiS-u już sugerują między wierszami, że na większe zmiany podatkowe trzeba poczekać do 1 stycznia 2007 roku. Oznacza to w praktyce, że pierwsze rozliczenia według nowych stawek nastąpią w roku 2008, czyli na półmetku koalicji PO-PiS. Zamiast ustawy podatkowej w ciągu pierwszych miesięcy będziemy mieli gorące koalicyjne spory.
To dlatego dziś Platforma Obywatelska lansuje zasadę "zwycięzca bierze wszystko". - Tam, gdzie nie będzie kompromisu, niech rozstrzygną wyborcy - mówi otwarcie Donald Tusk. Lech Kaczyński krzywi się na tę myśl - jednak lepszy wynik wyborczy na pewno będzie niezłą kartą przetargową w partyjnych sporach. Przekonamy się o tym tuż po wyborach, gdy politycy PO-PiS-u siądą nad umową koalicyjną.
Rafał Madajczak
Więcej artykułów o programach partyjnych w w serwisie www.wiadomosci.wp.pl