Pierwsza linia obrony. Oni mają zatrzymać ewentualny atak na przesmyk suwalski
NATO wzmacnia możliwości logistyczne w rejonie przesmyku suwalskiego. Od chwili, gdy gen. Ben Hodges, głównodowodzący sił zbrojnych USA w Europie, nazwał przesmyk najbardziej zapalnym punktem w Europie, minęło dziewięć lat. Sojusz zdążył w tym czasie wzmocnić bazy na wschodniej flance, ale dopiero teraz powstają nowe drogi.
19.06.2024 | aktual.: 21.06.2024 22:04
- Jesteśmy jednostką odpowiedzialną za głęboki rekonesans. Nasi żołnierze ćwiczyli na różnych kontynentach i w różnych warunkach: na pustyni w Kalifornii, na bagnach Luizjany i w afrykańskiej dżungli - mjr Artur Purbrick wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
Na pustyni Mojave w USA musieli uważać na tarantule. W Szkocji na highland midge, które stawiają nie na wielkość, a ilość - chmara tych upierdliwych muszek potrafi ciąć tak, że odechciewa się żyć. Teraz w mazurskich lasach Purbrick musi uważać na kleszcze. Może z powodu owadów wypala ze śmiechem: - Macie tu warunki bardzo podobne do tych w Szkocji.
Więcej żartów od majora nie usłyszę. To dowódca brytyjskiego oddziału 1. Gwardii Dragonów Królowej, stacjonującego teraz w Bemowie Piskim. Kontyngent w Polsce to 150 żołnierzy. Dla niektórych to już nawet piąta zmiana na Mazurach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To, że Gwardziści Dragonów Królwej są jednostką rozpoznania, oznacza jedno - to oni pierwsi ruszają do akcji. Od zgromadzonej przez nich wiedzy, obrazu sytuacji zależą dalsze ruchy.
Major jest konkretny: - Chcesz zobaczyć sprzęt?
Nawet nie musiałem odpowiadać. Oficer rzuca rozkaz i już ruszam z kapralem Tazą Salamutem do hangaru, który znajduje się kilka minut od kwatery głównej. Po drodze widzimy sprzęt innych oddziałów. Mijamy potężne Abramsy, niemniej znane Bradley'e i wozy opancerzone innych typów, które widzę po raz pierwszy. Docieramy w końcu na miejsce.
- Tu są nasze kotki - mówi Salamut i pokazuje "Szakale" i "Kojoty". To brytyjskie wozy terenowe Jackal4x4 i ich większy wariant Coyote w układzie 6x6.
- Jako jednostka poruszamy się przede wszystkim lekko i szybko. Nasze zadanie polega na tym, żeby podjechać niezauważonym jak najbliżej i z tej perspektywy przeprowadzić rozpoznanie. Liczy się czas i maskowanie - tłumaczy kapral Salamut. - Do wyznaczonych zadań używamy także dronów, ale teraz to przecież oczywiste. Bezzałogowce dają lepszy obraz sytuacji, są także relatywnie trudne do wykrycia.
Wśród uzbrojenia, którym dysponują Brytyjczycy, są także ręczne jednostrzałowe wyrzutnie przeciwpancernych pocisków kierowanych krótkiego zasięgu typu fire and forget - NLAW. Już samo wyposażenie Królewskich Lansjerów budzi respekt, a przecież oni są zaledwie jednym z pododdziałów stacjonujących w Bemowie Piskim. Czym tak naprawdę jest misja NATO ukryta w mazurskich lasach?
Batalionowa grupa bojowa w Polsce
W Bemowie Piskim oddziały NATO stacjonują od 2017 roku. Są tu Amerykanie, Chorwaci, Rumuni oraz wspomniani już Brytyjczycy. Wszyscy wchodzą w skład jednej z ośmiu batalionowych grup bojowych NATO na wschodniej flance Sojuszu. W Bemowie Piskim przebywa obecnie ponad 1000 żołnierzy. Wkrótce ich liczebność ma jednak wzrosnąć. Decyzję o tym podjęto na szczycie Sojuszu w 2023 roku w Wilnie. Dotyczy ona całej wschodniej flanki, na której - w tym w Polsce - łącznie ma stacjonować 300 tys. żołnierzy.
- Naszą misją jest zabezpieczenie i odstraszanie. Nasza grupa jest oczywiście skupiona na Polsce. W każdym z krajów bałtyckich jest grupa bojowa, i każda z nich podejmuje działania w kraju, w którym stacjonuje. Wszystko jest skoordynowane, ale w związku z różną strukturą dowodzenia pozostajemy niezależni - mówi Wirtualnej Polsce płk Timothy Decker. Dowództwo w Bemowie Piskim Amerykanin objął we wrześniu 2023 roku.
NATO Enhanced Forward Presence (eFP) - Wysunięta Obecność NATO została zatwierdzona na szczycie Sojuszu w Warszawie w 2016 roku. W ten sposób Pakt chciał zabezpieczyć bezpieczeństwo swojej wschodniej flanki. Było to pokłosie bezprawnego zajęcia Krymu przez Rosjan, co, jak się okazało, stanowiło przedsmak tego, co ostatecznie Ukrainie zgotował Władimir Putin.
Sytuacja uległa zmianie w związku z wybuchem wojny w Ukrainie. Na nadzwyczajnym szczycie NATO zwołanym w Brukseli 24 lutego 2022 roku podjęto natychmiastową decyzję o zwiększeniu sił zaangażowanych w eFP i rozszerzeniu struktury o kolejne cztery batalionowe grupy, które zostały skierowane na Słowację, Węgry oraz do Rumunii i Bułgarii.
W naszym regionie za jednostkę eFP w estońskim Tapa odpowiedzialność bierze Wielka Brytania. Grupa łotewska dowodzona jest przez Kanadyjczyków. Natomiast w Rukli na Litwie dowodzą Niemcy, a w Bemowie - Amerykanie.
Gotowi do natychmiastowej odpowiedzi
Struktura wojsk stacjonujących na Mazurach jest jasna. Każda z obecnych na wschodniej flance grup bojowych musi być zdolna do samodzielnego działania. Wchodzące w jej skład krajowe kontyngenty mają zatem jasny podział obowiązków i zadań dla żołnierzy.
Amerykanie odpowiadają za te najcięższe. Wojska USA stacjonujące na Mazurach dysponują czołgami Abrams i transporterami opancerzonymi Bradley, to podstawa ich wyposażenia. Stanowią pancerną pięść NATO w tym rejonie.
Z kolei chorwacki kontyngent, który podlega amerykańskiemu dowództwu, odpowiada za wsparcie ogniowe - to oni dysponują artylerią, "Bogiem wojny". Mają armatohaubice PzH-2000. Te olbrzymy mogą strzelać celnie na odległość nawet 60 km.
- Mamy tutaj dobre warunki, żeby strzelać ostrą amunicją. W tych ćwiczeniach wykorzystujemy już wnioski z wojny w Ukrainie. Przykładowo te dotyczące dronów. One kiedyś służyły tylko do celów obserwacyjnych. Teraz bezzałogowce są wykorzystywane do wszystkich zadań. Nasze niosą wielkie zagrożenie dla wroga, ale to działa w dwie strony. Ich drony zagrażają nam - mówi kapral Marin Horak.
W międzynarodowym kontyngencie za obronę przeciwlotniczą odpowiadają Rumuni. Na Mazury przetransportowali samobieżne działa przeciwlotnicze Gepard. Ten nieco zapomniany już sprzęt przeżywa właśnie drugą młodość podczas wojny w Ukrainie. Konstrukcja - mimo upływu lat - sprawdza się znakomicie, jako środek zwalczania dronów i innych obiektów napadu powietrznego.
- Cały czas pozostajemy w stanie pogotowia. Jesteśmy gotowi do natychmiastowej odpowiedzi na zagrożenie - podkreśla płk Timothy Decker.
Sytuacja na wschodniej flance
Podstawowym zadaniem dla sił NATO w Bemowie Piskim jest koncentracja na przesmyku suwalskim - wąskim, 65 km odcinku pomiędzy Polską a Litwą. Scenariusz na wypadek konieczności obrony tego terenu ćwiczony był m.in. podczas niedawnych manewrów "Griffin Shock", które odbywały się na poligonie w Bemowie Piskim. W trakcie manewrów ćwiczona jest rozbudowa grupy bojowej z batalionu do brygady, co jest zgodne z porozumieniami zawartymi podczas szczytu NATO w Madrycie w 2022 roku.
Przesmyk pozostaje niezmiennie kluczowym i strategicznym pomostem między Polską a krajami bałtyckimi. Wiedzą o tym w Moskwie i Mińsku. Co prawda rosyjskie siły w regionie zostały uszczuplone w wyniku wojny w Ukrainie, niemniej w Królewcu ciągle pozostają jednostki, które mogą wiązać siły NATO. Z kolei liczebność armii Łukaszenki szacowana jest na ok. 40 do 50 tys. ludzi. Białorusinom braki sprzętowe doskwierają jednak w jeszcze większym stopniu niż Rosji. Sprzęt prezentujący najwyższą wartość bojową już dawno jest w Ukrainie albo przynajmniej to, co z niego zostało.
Wraz z nastaniem wiosny Białoruś i Rosja eskalują kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy. Wzrasta także zagrożenie związane z akcjami sabotażowymi w Europie.
W związku z sytuacją na granicy z Białorusią rząd utworzył strefę buforową, która ma ułatwić pracę stacjonującym tam funkcjonariuszom. Bemowo Piskie położone jest w prostej linii niecałe 100 km od Białorusi. Jeszcze bliżej jest stąd do granicy z obwodem królewieckim - 70 km.
- Myślę, że mogę to powiedzieć i podkreślić również w imieniu Chorwatów, Rumunów i Amerykanów: jesteśmy tutaj tylko częścią polskiej obrony, która w mojej ocenie jest już silna. Gwałtownie zwiększyliście wydatki na obronność i jesteście na czele w Europie. Możemy się od was uczyć, ale przekazujmy także wiedzę waszym oddziałom - dodaje mjr Artur Purbrick.
Roboty drogowe wreszcie rozpoczęte
Już w 2015 roku gen. Ben Hodges, głównodowodzący sił zbrojnych USA w Europie, nazwał przesmyk suwalski najbardziej zapalnym punktem w Europie. Od tego czasu NATO zdążyło wzmocnić bazy na wschodniej flance, ale dopiero teraz powstają nowe drogi. Są niezbędne, aby sprawnie mogły się przemieszczać nowe, liczniejsze oddziały.
Postanowienie o inwestycjach w infrastrukturę zapadło podczas ubiegłorocznego szczytu NATO w Wilnie.
W okolicach Bemowa Piskiego widać już zmiany. Obecnie prowadzi tam szosa, która jest teraz poszerzana. Jej pokonanie wymaga także sporo cierpliwości. Miejscami nie ma jeszcze asfaltu, a są tymczasowe oznakowanie i ruch wahadłowy. Wielkie prace drogowe trwają również w okolicach Pisza i Orzysza.
- Kiedy będzie gotowa infrastruktura, przesuniemy siły w skali Brygadowej Grupy Bojowej - zapewniał w Kongresie gen. Christopher Cavoli, naczelny dowódca wojsk sojuszniczych w Europie.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski