Basta! Przyszli rano i wyrzucili księdza
O 9.07 komornik sądowy zapukał do kaplicy-celi księdza Michała Woźnickiego. Byłego salezjanina nie było jednak w pomieszczeniu. Wcześniej zaprosił 10 wiernych i obecnych przedstawicieli mediów na kawę i ciasto. To pierwsza eksmisja księdza Kościoła katolickiego w Polsce.
08.09.2022 | aktual.: 08.09.2022 13:57
Dlaczego do tego doszło? - W 2018 roku został wydalony ze zgromadzenia. Od tego momentu powinien opuścić to miejsce. Przestał być salezjaninem, więc utracił mieć prawo do tego, by tu mieszkać. Jego upór i postawa spowodowały, że przebywał tutaj dłużej, stąd te działania sądowe - powiedział obecny na miejscu rzecznik prasowy salezjanów, ks. Jerzy Babiak.
O godzinie 8 ksiądz Michał Woźnicki, były salezjanin, pojawił się przed kościołem przy ul. Wronieckiej w Poznaniu. Razem z dziesiątką wiernych uklęknął przed zamkniętymi drzwiami świątyni, do którego salezjanie zabronili mu wstępu.
Po kilkunastu minutach modlitwy i odśpiewaniu "Bogurodzicy", "Roty" i "My chcemy Boga" ksiądz udzielił błogosławieństwa po łacinie. - Zapraszam na kawę i ciasto, tutaj niedaleko jest dobra cukiernia - zwrócił się do zebranych. - W nocy pewnie niespokojnie spaliście. Denerwowaliście się, czy ksiądz przyjdzie - powiedział dziennikarzom i fotoreporterom.
W tym momencie fotoreporterzy zaczęli robić zdjęcia byłemu salezjaninowi. - Za takie zdjęcia Pigmej by sobie liczył zaraz. W Afryce tak jest, proszę wierzyć - stwierdził. - Panowie się niektórzy prowadzą gorzej niż zwierzęta, ale Pan Bóg wiedział, kogo stworzył. Jak panowie umieją pić kawę z filiżanki, to zapraszam serdecznie - zachęcał.
Zanim wycieczka ruszyła, ksiądz Woźnicki zaznaczył, że może postawić "jedno ciastko i jedną kawę". - Jestem zakonnikiem, więc jestem ubogi - zaznaczył.
Ksiądz jak obiecał, tak zrobił. Po chwili wyszedł z cukierni z czekoladowymi rożkami. - Ze sklepu, kupione - zapewniał, częstując ciastem.
- Ksiądz się nie przejmuje, oni się boją, że to będzie potraktowane jako łapówka - odezwał się do księdza mężczyzna, który rejestrował zdarzenie na swoim telefonie komórkowym.
Niewielu było chętnych na ciasto. - Wiara katolicka nawet wroga każe miłować - zapewniał ksiądz Woźnicki. - Niektórzy z was mają taki wygląd. Jak w Izraelu byłem, to te klimaty - dodał.
Komornik puka do drzwi
Ksiądz Woźnicki nie wrócił już do budynku zakonnego. Razem ze swoimi wiernymi wybrali się na spacer po centrum Poznania.
Chwilę przed 9 na miejscu pojawili się za to policjanci z niebieskimi kamizelkami z napisem "zespół antykonfliktowy". Z kolei o 9.07 do swoich czynności przeszedł komornik sądowy Paweł Bobek.
- Komornik sądowy, proszę otworzyć - powiedział Bobek po tym, gdy zapukał do drzwi kaplicy-celi.
Komornik spróbował jeszcze raz. W końcu dał sygnał ślusarzowi, by wyważył zamek w drzwiach. O 9.10 do kaplicy-celi wszedł komornik w asyście przedstawicieli mediów. Pomieszczenie, w którym jeszcze wczoraj ksiądz Woźnicki odprawiał mszę trydencką, zostało uprzątnięte. Z nielegalnej kaplicy, którą były zakonnik utworzył bez zgody władz Kościoła, wyniesiono większość sprzętu. W zasadzie w pomieszczeniu pozostały tylko regały, krzesła i ołtarz.
Zdaniem rzecznika izby komorniczej Marka Grzelaka sprawa księdza Woźnickiego jest "nietypowa". - Miejmy nadzieję, że komornik sprawnie i szybko przeprowadzi swoje czynności - mówił. - Musi dokonać spisu znajdujących się tam ruchomości i je zabezpieczyć. Oprócz tego musi przekazać władztwo nad nieruchomością wierzycielowi - dodał.
Rzecznik powiedział też, że przeprowadzona eksmisja nie wiąże się z tym, że duchowny trafi na bruk. - Ksiądz ma zaoferowane przez miasto pomieszczenie tymczasowe - wyjawił.
- W pierwszej kolejności sprawdzimy, czy w tabernakulum jest hostia. Oczywiście jeśli będzie, to zostanie zabezpieczona i przeniesiona do kościoła przez osobę duchowną - wyjaśniał Grzelak. - Dopiero potem komornik przystąpi do spisywania rzeczy znajdujących się w pomieszczeniu - precyzował.
Grzelak potwierdził, że to pierwsza tego typu egzekucja komornicza. - Nie pamiętam podobnych czynności w kraju - mówił.
Rzecznik był też pytany o słowa księdza Woźnickiego, który jeszcze przed eksmisją straszył komornika i jego bliskich "karami Bożymi". - Pokazuje to, jak trudną pracę mamy - zakończył.
Co dalej z księdzem? Zdecyduje Watykan
- W historii naszego zakonu jest to pierwsza tego typu sytuacja, którą staraliśmy się od początku rozwiązać i ułożyć jak najlepiej - mówił ksiądz Jerzy Babiak, rzecznik prasowy salezjanów. - Sytuacja dzisiaj dobiegła do końca i mamy nadzieję, że w naszym życiu wspólnotowym i w społeczności Poznania będzie żyło się spokojnie.
Salezjanin był też pytany o obecny status księdza Woźnickiego. - Aktualnie proces rzymski zmierza do tego, by podjąć decyzję, jakie będą dalsze losy księdza Michała Woźnickiego. Dzisiaj nie mogę powiedzieć, jakie one będą i kiedy to nastąpi. Leży to w gestii Watykanu - dodał.
Ksiądz Babiak przekonywał też, że "zachowanie księdza Woźnickiego było gorszące". - Wiele osób zwracało się do nas z pytaniem, kiedy w końcu skończy się ta sytuacja, która dla ludzi Kościoła jest bardzo niekorzystna - odpowiadał.
Wypowiedzi księdza Babiaka były wielokrotnie przerywane. - Pan jest przeciwnikiem, tak? - odezwał się do dziennikarza TVN anonimowy mężczyzna, próbujący zadawać pytania duchownemu. - Pan z TVN zawsze, cała prawda, całą dobę - dopowiadała kobieta. Po chwili, gdy dziennikarz próbował nagrać jej wypowiedź, schyliła się do mikrofonu. - TVN, tfu - imitowała splunięcie.
- Sytuacja jest trudna dla wszystkich: dla księdza Woźnickiego, dla salezjanów. Tam gdzie społeczność ludzka, tam ujawniają się emocje. One są tutaj obecne. Staramy się to zrobić wszystko ze spokojem - kontynuował ksiądz Babiak po krótkiej przerwie.
Rzecznik salezjanów przypominał, że ksiądz Woźnicki ślubował posłuszeństwo swoim przełożonym. - Wcześniej był proszony o to, by opuścić ten dom. Miał zaproponowane inne miejsca. Nie skorzystał z tego. Cały czas wykazywał bardzo duży potencjał nieposłuszeństwa zakonnego, stąd inspektor zgromadzenia po wielu prośbach indywidualnych i nakazach pisemnych apelował o to, aby ksiądz Woźnicki był posłuszny - tłumaczył, dodając, że były zakonnik "nie był posłuszny co do zmiany miejsca i co do sprawowania liturgii".
Na koniec ksiądz Babiak był pytany, czy trwająca od 2017 roku sytuacja jest porażką zgromadzenia. - Trudno tutaj mówić o sukcesie lub porażce. Była to sytuacja trudna, bardzo kryzysowa dla nas wszystkich, szczególnie dla zgromadzenia. Początkowe działania były bardzo wspierające - mówił. - Emocje i nerwy w takich sytuacjach nie są wskazane. Jesteśmy ludźmi - dodał w odpowiedzi na pytanie o sytuacje, do których dochodziły w domu zakonnym.
Zła robota księdza
Na podwórzu salezjańskim pojawił się też Filip Łuczak, który poznał księdza Woźnickiego na Poznańskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę. - Szedł w intencji, by pozwolono mu w tym kościele odprawiać starą mszę świętą. I pozwolono. Miał wszystko, co chciał - przekonywał. - Zaczął w bardzo niekulturalny sposób zwracać się do ludzi z ambony, podczas kazania. Wówczas salezjanie mu zakazali sprawowania mszy. Moim zdaniem było to słuszne - dodał.
Chłopak przyszedł na Wroniecką po części z ciekawości. Jak dodaje ma też za złe, że przez trwającą sytuację wokół mszy przedsoborowej narosło wiele stereotypów. - Dzisiaj jak się wpisze na YouTubie "msza trydencka", to pierwsze co wyskakuje, to właśnie filmy księdza Woźnickiego. To nie powinno tak być, to sprawia olbrzymią ranę Kościołowi i stereotypizuje, że wszyscy księża są tacy - dopowiadał. - Były tu różne przepychanki, użycie gazu pieprzowego. Takie zachowania trzeba potępić. W ogóle całą nienawiść, do której tutaj dochodziło z obu stron - dodał.
Wydalony zakonnik
Ksiądz Woźnicki został wydalony z zakonu salezjanów w 2018 roku. Od tego czasu nielegalnie zajmował dwupokojową celę. Prawomocny wyrok eksmisyjny zapadł w listopadzie 2021 roku, jednak wtedy nie wykonywano żadnych czynności z powodu pandemii.
W domu zakonnym dochodziło do gorszących scen między zbuntowanym byłym zakonnikiem i salezjanami. Wiele razy interweniowała policja. W kwietniu salezjanin ksiądz Jacek Bielski pobił księdza Woźnickiego pałką teleskopową.
Hubert Ossowski, dziennikarz Wirtualnej Polski