ŚwiatPieniądze albo zmiany w ataku na Irak?

Pieniądze albo zmiany w ataku na Irak?

Amerykańskie plany utworzenia na wypadek wojny z Irakiem frontu północnego, od strony Turcji, znalazły się pod znakiem zapytania z powodu sporu o wysokość pomocy, jaką Turcja miałaby otrzymać od Waszyngtonu w zamian za zgodę na wpuszczenie wojsk USA na swe terytorium.

20.02.2003 13:08

Według nieoficjalnych informacji z prasy amerykańskiej i brytyjskiej, Turcja zażądała początkowo aż 92 miliardów dolarów w formie darowizn, pożyczek i gwarancji kredytowych, argumentując, że jej gospodarka bardzo ucierpiała wskutek poprzedniej wojny w Zatoce Perskiej, w 1991 roku. Potem obniżyła tę sumę do 32 miliardów dolarów, z czego bezzwrotna pomoc miałaby stanowić 10 miliardów dolarów.

Amerykanie zaproponowali najpierw 4 miliardy dolarów bezzwrotnej dotacji i 20 miliardów dolarów gwarancji kredytowych, a w środę podnieśli proponowaną dotację do 6 mld dolarów, zastrzegając, że jest to już "ostateczna" oferta.

Turecki przywódca Tayyip Erdogan zareagował na to w środę przesunięciem aż na przyszły tydzień głosowania w parlamencie w sprawie zgody na udostępnienie wojskom amerykańskim baz w Turcji.

Waszyngton nie kryje irytacji z powodu ociągania się Turcji, bo do jej brzegów zbliżają się już okręty z żołnierzami, czołgami i innym sprzętem 4. Dywizji Piechoty. Dowódcy amerykańscy mówią, że jeśli do końca tygodnia sytuacja się nie wyjaśni, skierują te okręty do Zatoki Perskiej.

"Nie zostało zbyt wiele czasu. Albo porozumienie zostanie osiągnięte, albo nie. Przychodzi czas, kiedy należy opracować plany i podejmować decyzje; nie można tego rozciągać w nieskończoność" - oświadczył w środę rzecznik Białego Domu Ari Fleischer.

Według Reutera, w środę wieczorem kontakty między Ankarą a Waszyngtonem przyniosły pewien postęp, ale w czwartek rano Erdogan oświadczył, że jego kraj nie wpuści wojsk amerykańskich, dopóki Waszyngton nie zagwarantuje na piśmie określonych sum pomocy, a także roli Turcji w razie wojny i w określaniu powojennego ładu.

Ankara skarży się, że miała niewiele do powiedzenia przy ustalaniu nowego porządku regionalnego po wojnie 1991 roku, zwłaszcza na północy Iraku, zamieszkanej przez mniejszość kurdyjską, i sąsiadującej z tureckim, też głównie kurdyjskim południem. Te ubogie tereny Turcji były do niedawna widownią walk między separatystami kurdyjskimi a armią. Od roku 1984 w starciach zginęło tam 30 tysięcy osób.

Kurdyjski region północnego Iraku jest od 1991 roku półautonomiczną enklawą, do której władza Saddama Husajna praktycznie nie sięga. W razie wojny z Irakiem armia turecka chciałaby wysłać do tej enklawy tysiące swoich żołnierzy, aby powstrzymać napływ uchodźców do Turcji i uniemożliwić Kurdom irackim proklamowanie w wojennym zamęcie niepodległego państwa.

Erdogan oświadczył, że Turcja chce oficjalnej gwarancji, iż Kongres USA szybko przyzna pomoc obiecywaną przez administrację prezydenta George'a W. Busha. "Kiedy zapytaliśmy, jak długo może potrwać podjęcie decyzji przez Kongres, mówili o dwóch miesiącach. Nie jest jasne, co się stanie w ciągu dwóch miesięcy, decyzja Kongresu może być negatywna albo pozytywna" - powiedział Erdogan.

Przywódca turecki podkreśla, że nie chodzi tylko o pieniądze. Bardziej od gospodarczych następstw wojny obawia się niepokojów społecznych i niestabilności w regionie. __"Śmieszne jest nazywać to targowaniem się o dolary. Znaczne ważniejszy jest wymiar polityczny i wojskowy (ewentualnej wojny)"

Większość analityków jest zdania, że ostatecznie Turcja zaakceptuje ofertę amerykańską. Nie wyklucza się jednak, że - w razie oporu Ankary - plany inwazji Iraku będzie trzeba zrewidować. Zdaniem strategów w Pentagonie, bez rozmieszczenia wojsk amerykańskich w bazach w Turcji nie da się zaatakować Iraku od północy siłami wojsk pancernych i zmechanizowanych, bo nie można ich przewieźć - w koniecznej ilości - samolotami transportowymi.

Alternatywny plan przewidywałby lądową inwazję na Irak tylko od południa, czyli głównie z Kuwejtu. Wojskowym planistom amerykańskim bardzo jednak zależy na ataku także z Turcji, m.in. dlatego że na północy znajduje się znaczna część irackich złóż naftowych.

W regionie Zatoki Perskiej znajduje się już około 150 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Oczekuje się, że do końca lutego będzie ich tam około 200 tysięcy. (reb)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)