Piekło pod Dżeninem - reportaż Reutersa
Na ziemiach palestyńskich trwa od 29
marca izraelska operacja "Mur obronny". Żołnierze bez trudu
zajmują kolejne miasta. Prawdziwe piekło rozpętało się dopiero w
obozie uchodźców pod Dżeninem - opowiadają Reutersowi powracający
z walki.
Z pobliskiego wzgórza, opanowany już obóz, liczący ok. 11 tysięcy uchodźców, wygląda dziwnie spokojnie - pisze w czwartek korespondent agencji Mark Heinrich. Podobnie jest w izraelskim punkcie obserwacyjnym i położonym niedaleko obozowisku żołnierzy. Rozluźnieni, robią sobie zdjęcia na tle czołgów albo dzwonią do domów.
Ostatnie dwa dni w Dżeninie to było prawdziwe piekło. Strzelali na oślep z każdej strony. To po prostu chore i przerażające - opowiada dwudziestoletni kapral Jaron Zelcer. On i jego koledzy potwierdzają, że starcia w Dżeninie były najgorsze w trwającym od półtora roku powstaniu palestyńskim (intifadzie).
We wtorek w zasadzce na wąskiej uliczce obozu uchodźców zginęło trzynastu żołnierzy izraelskich. Zanim w środę Izrael przejął kontrolę nad spowitym dymem obozem, jeszcze wielu zostało rannych.
Początek w Ramallah był nawet łatwy, ale jak posuwaliśmy się w stronę Nablusu i Dżeninu, było coraz trudniej - opowiada Zelcer. Palestyńczycy byli w Dżeninie bardzo dobrze przygotowani. Tam jest prawdziwe gniazdo terrorystów. Nasi zginęli albo zostali ranni od bomb, świetnie ukrytych w najróżniejszych miejscach - w kanałach ściekowych i nawet w damskich torebkach - dodaje młody kapral.
Ogień był tak intensywny, a strzały padały tak blisko, że nawet nie mogliśmy wyjść z czołgów i transporterów opancerzonych - wspomina, stojąc w kolejce do pierwszego od tygodnia prysznica, sierżant Dow Rifken z załogi jednego z czołgów. - Dżenin to najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała.
Palestyńczycy twierdzą, że izraelskie wojska, które najechały na ich autonomiczne terytoria, używają siły w sposób niczym nie uzasadniony. Mieszkańcy miast opowiadają o zabijaniu cywili, masowym burzeniu domów i niszczeniu samochodów, po których izraelscy żołnierze jeżdżą czołgami. Nie pozwalają nawet na wjazd karetek pogotowia - dodają.
Armia odrzuca oskarżenia, twierdząc, że robi wszystko, aby ograniczyć straty wśród ludności cywilnej, ale Palestyńczycy są sami sobie winni, bo poszukiwani przez żołnierzy bojownicy poukrywali się w plątaninie ulic gęsto zaludnionej starówki Dżeninu i nędznych domach obozu uchodźców.
Atakowane są tylko budynki, w których otoczeni terroryści odmawiają poddania się, zaminowane, albo takie, które są bombowymi laboratoriami - zapewnia Izrael.
Ze swoimi żołnierzami spotkał się pod Dżeninem premier Ariel Szaron, uwielbiany przez nich generał i weteran wojen arabsko- izraelskich. W ostrych słowach odrzucił apele świata o powstrzymanie ofensywy na Zachodnim Brzegu. Nagrodziły go gorące oklaski.
Cały świat ma złe mniemanie o tym, co się tutaj dzieje. Zawsze widzą Palestyńczyków jako ofiary. Ale żołnierze czują, że walczą tutaj za swój kraj - mówi dwudziestoletni dowódca jednego z czołgów, Oded Ben Aroja.
Kiedy rozmawiał z korespondentem Reutersa, za jego plecami przejechał autobus pełen palestyńskich więźniów. Wszyscy mieli zasłonięte oczy. Żołnierze wywieźli ich w stronę zielonej linii wyznaczającej granice ziem palestyńskich i dalej - gdzieś do Izraela.(mp)