Piekarz Pana Boga
– Byłem pijakiem i złodziejem – opowiada o sobie Ryszard Półchłopek. Mówią o nim dziwak, ale tłumnie przychodzą po chleb, który co rano rozdaje. – Ludzie mnie tu znają jako obdartusa, który za wódkę by własną matkę sprzedał. Nie potrafią zrozumieć, jak w jeden dzień stałem się kimś zupełnie innym. Ja też nie do końca to rozumiem – mówi.
Kilka minut przed dziewiątą. Obdrapane podwórko w centrum Dzierżoniowa. Przy wejściu kilkadziesiąt osób. Wszyscy smutni i zmarznięci. Kiedy otwierają się drzwi jednej z komórek, na ich twarzach pojawia się uśmiech. Szybko ustawiają się w kolejce, a po chwili do reklamówek pakują chleb i słodkie bułki. – Przychodzę tu codziennie, od roku – mówi 40-letnia kobieta. Blada, w zniszczonym płaszczu. Ręce ma sine od zimna, ale nie chowa ich do kieszeni, bo mocno przytula do siebie 5-letnią córeczkę. – Biorę bochenek chleba i kilka bułek. Do tego kupuję margarynę, jakiś tani ser i razem z dziećmi mamy śniadanie i kolację. Gdyby nie pan Półchłopek, ciężko by mi było. On ratuje nam życie.
– Chodziłem kiedyś sam po piekarniach i prosiłem, żeby dali mi stary chleb, ale nie było łatwo – dodaje starszy mężczyzna. Wygląda na 50 lat. Ma zmęczoną i bardzo zniszczoną twarz. – Nie raz byłem odsyłany z kwitkiem. Tutaj zawsze dostanę chleb. Nigdy jeszcze nie usłyszałem – nie.
W drzwiach komórki, którą szumnie nazywa Piekarnią Pana Boga, stoi szczupły, niski człowiek. Z wyglądu po sześćdziesiątce. Uśmiecha się nieśmiało i wszystkim życzy dobrego dnia. Z trudem skleja zdania. Słychać, że mówienie sprawia mu trudność. – Kiedy pięć lat temu zakładałem fundację, nie wiedziałem, że tyle osób będzie mi pomagać, że mi uwierzy – opowiada. – Przecież to małe miasto. Ludzie wiedzą, jaki byłem, i wielu wciąż nie chce mi ręki podać. Ale udało się. Przekonałem do siebie wiele osób i to dzięki nim przynajmniej chleba biednym ludziom nie brakuje. Odbiłem się od dna.
Życiorys Półchłopka to typowa historia alkoholika, którzy stoczył się na samo dno. Pić zaczął zaraz po śmierci ukochanej kobiety. Jak mówi, wcześniej też zdarzało mu się zaglądać do kieliszka, ale bardziej dla przyjemności niż konieczności. – Wódka niszczy w człowieku wszystko – mówi. – Zabija wszelkie uczucia i zasady. Kiedy jest się na kacu, człowiek gotowy jest sprzedać wszystko, by tylko mieć na alkohol. Gotowy ukraść, oszukać tych, których kocha.
Kiedy więc pan Ryszard sprzedał z domu to, co nadawało się do spieniężenia, a resztę rzeczy zastawił w lombardach i melinach, też zaczął kraść. Pewnego grudniowego wieczoru z niepokojem zauważył, że zaczynają mu się trząść ręce. Od rana wypił tylko jedną nalewkę. Wiedział, że musi mieć jeszcze choć butelkę, by jakoś zasnąć. Poszedł do pobliskiego kościoła. Chciał włamać się do zakrystii. Liczył, że w środku znajdzie pieniądze z ofiary na niedzielnej mszy.
– Kiedy przechodziłem obok ołtarza, chwyciłem stojący na nim kielich – wspomina. – Wrzuciłem go do worka. Pomyślałem, że może jest srebrny i uda mi się go sprzedać gdzieś w skupie. Nie zrobiłem jednak już ani kroku dalej. Poczułem się tak, jakby ktoś mnie uderzył w twarz. Powiedziałem sobie głośno – Co ty człowieku robisz?! Wyciągnąłem kielich z worka i odłożyłem na miejsce. Wróciłem do domu. Tego wieczoru nie wypiłem już ani odrobiny alkoholu. W nocy nie spałem. Zacząłem sobie powoli uświadamiać, jak nisko się stoczyłem, jakim śmieciem się stałem. Postanowiłem zmienić swoje życie. Nie oceniam, tylko pomagam.
I jak postanowił, tak zrobił. Kilka miesięcy później uprzątnął zagraconą komórkę, pomalował ją i założył fundację. Dogadał się z okolicznymi sklepami i otworzył Piekarnię Pana Boga. Wieść o tym, że rozdaje tam chleb, makaron i kości na zupę, rozeszła się po Dzierżoniowie i okolicach w błyskawicznym tempie. Dwa lata temu rozszerzył działalność i dziś można u niego nie tylko zjeść, ale też wykąpać i wyprać ubranie. – Ja nie oceniam ludzi, tylko im pomagam – mówi Półchłopek. – Wyciągam ręce zarówno do tych, którzy nie mają co garnka włożyć, bo są bez pracy, jak i do tych, którzy piją. Wiem, że wiele osób mówi, że takim pomagać się nie powinno, ale ja sam byłem kiedyś taki i wiem, że to tacy sami ludzie jak my, tylko bardziej samotni i bardziej nieszczęśliwi.
Ryszard Półchłopek cztery lata temu został laureatem konkursu „Ja wolontariusz”. Rok później, podczas obchodów Światowego Roku Wolontariatu, został wyróżniony za swą działalność jako jedna z kilku osób w kraju. W uzasadnieniu przyznania nagrody podkreślano jego zaangażowanie i skromność. Pisano, że to człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych – każdy człowiek ma wartość. – Pewnie jest tak, że kilka osób udało mi się uratować od zamarznięcia lub zapicia się na śmierć. Ale to wciąż mało. Narobiłem wiele zła i boję się, że nie starczy mi życia, by zrehabilitować się za to wszystko – mówi Półchłopek.
Małgorzata Moczulska