"Piąta kolumna" Putina w Europie
„Cher Vladimir”, człowiek godny podziwu, obrońca tradycyjnych europejskich wartości. Tak obecnego prezydenta Rosji określają niektórzy europejscy politycy. Kto i dlaczego popiera Putina na Zachodzie? I kogo nazywają „piątą kolumną” Kremla w UE? - w felietonie dla Wirtualnej Polski wyjaśnia Aleh Barcewicz.
09.05.2014 | aktual.: 09.05.2014 16:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ukraina w ogniu, inspirowani przez Kreml separatyści przejmują kolejne miasta na wschodzie tego kraju i biorą za zakładników obserwatorów OBWE, w tym samym czasie Gerhard Schroeder pada w ramiona Władimirowi Putinowi. Huczne obchody 70. rocznicy urodzin byłego kanclerza RFN w Sankt-Petersburgu wywołały ogólne zniesmaczenie opinii publicznej w Europie. Jednak słabość, od lat będącego na żołdzie Gazpromu, niemieckiego polityka do przywódcy Rosji znana jest nie od dziś. Obawy może budzić raczej fakt, że w swych uczuciach wśród europejskiej klasy politycznej nie jest on samotny.
Powściągliwość Niemców
Wśród Niemców, związanych z Rosją wieloletnią ciasną współpracą gospodarczą, nie ma jednoznacznej opinii wobec działań Moskwy na Ukrainie. Według badań opinii publicznej z kwietnia, 49 proc. mieszkańców tego kraju chce, aby Berlin zajął w sprawie Ukrainy stanowisko pośrednie i występował wyłącznie jako negocjator między Moskwą i Waszyngtonem. Tylko 45 proc. Niemców popiera stanowcze działania wobec Rosji.
Co jakiś czas w tamtejszych mediach pojawiają się też słowa otwartego wsparcia dla polityki Kremla. Na przykład, były komisarz UE ds. rozszerzenia Gunter Verheugen stwierdził niedawno w niemieckim radiu, że „Problem nie leży w Moskwie. Problem tkwi w Kijowie, gdzie mamy pierwszy w XXI wieku europejski rząd, w którym zasiadają faszyści”.
„Mon cher Vladimir”
Swoich przyjaciół Władimir Putin posiada również w Paryżu. Jednym z nich jest Francois Fillon, premier Francji za rządów Nicolasa Sarkozy’ego. Panowie grywają razem w bilarda, francuski polityk, deklarujący chęć ubiegania się o fotel prezydenta Francji w najbliższych wyborach, nawet po wyprowadzce z Pałacu Elizejskiego jest regularnie zapraszany na salony moskiewskie. Podczas jednej z takich wizyt Fillon publicznie skrytykował obecnego przywódcę swojego kraju Francois Hollande’a za „proamerykańską” politykę.
Swojego rosyjskiego kolegę nazywa czule „mon cher Vladimir” (mój drogi Władimir). O zażyłości stosunków świadczy też wzruszający gest gospodarza Kremla po śmierci matki Fillona. Putin sprezentował mu butelkę wina z 1931 roku – roku urodzenia matki francuskiego polityka.
Putin bezbłędny
Nie mniej zagorzałą miłośniczką „drogiego Władimira” jest również liderka, zyskującego coraz większe poparcie Francuzów, Frontu Narodowego Marine Le Pen. W poprzednich wyborach prezydenckich zajęła trzecie miejsce, zyskując 18 proc. głosów. W jednym z wywiadów stwierdziła, że wręcz „podziwia” Putina. W marcu, tuż przed organizowanym przez Moskwę referendum na Krymie oceniła, że lider Rosji „nie popełnił jak na razie ani jednego błędu”, w odróżnieniu od jego przeciwników za oceanem i w Unii Europejskiej.
Z ramienia partii Le Pen plebiscyt na Krymie, przeprowadzony pod lufami rosyjskich karabinów, obserwował jej radca ds. międzynarodowych Emeric Chopard – obok ponad 100 przedstawicieli rożnych ugrupowań z 23 krajów Europy (m.in. Austrii, Belgii, Hiszpanii, Grecji i Węgier).
Walka z „Gejropą”
W czasach radzieckich Moskwa wspierała finansowo Europę, a w zamian otrzymywała lojalność i poparcie od ruchów skrajnie lewicowych. Było to częścią doktryny państwowej ZSRR, marzącego o tym, by zaszczepić ideologię komunistyczną na całym świecie. Dzisiaj na Starym Kontynencie Rosję popiera przede wszystkim skrajna prawica.
Główną osią propagandową obecnych władz w Moskwie jest przeciwstawienie się Europie liberalnej – z jej świeckością, poszanowaniem praw jednostki i dbaniem o prawa mniejszości seksualnych. Wśród zwykłych Rosjan coraz częściej można usłyszeć prześmiewcze określenie „Gejropa”, które ma wyrażać rzekomy moralny upadek Europejczyków. Latem zeszłego roku w Rosji przyjęto słynną już ustawę o zakazie „propagandy homoseksualizmu”. I właśnie takie posunięcia Kremla zyskują poklask europejskiej prawicy.
„Piąta kolumna” Putina
Prawdziwą „piątą kolumną” Rosji w Europie, opiniotwórczy francuski dziennik "Le Monde" nazywa Węgry. Moskwa wspiera i wręcz sponsoruje działalność, obecnej w węgierskim parlamencie, partii Jobbik. Lider tego ugrupowania Gábor Vona, występując w państwowym Uniwersytecie Moskiewskim, stwierdził, że Rosja „broni tradycji europejskich” – w odróżnieniu od UE, która je „zdradza”. Eurodeputowany tej partii Bela Kovacs, który w marcu na zaproszenie Rosjan obserwował zorganizowane przez Kreml referendum na Krymie, uznał je za całkiem legalne.
Lojalny wobec Kremla pozostaje również premier Węgier Wiktor Orban – nie tylko ze względów ideologicznych, lecz również gospodarczych. Znany ze swego eurosceptycyzmu, lider rządzącej partii Fidesz, jest również sceptyczny w sprawie sankcji wobec Rosji. Już w trakcie trwającego kryzysu na Ukrainie Budapeszt podpisał z Moskwą kontrakt na budowę na Węgrzech elektrowni atomowej, opiewający na 10 miliardów dolarów.
Rosja mesjaszem narodów
Władze w Moskwie mówią o zagrożeniu „nazistów, faszystów, antysemitów” z ukraińskiego Prawego Sektora czy skrajnie prawicowej partii Swoboda. I jednocześnie współpracują z ruchami politycznymi, które od lat mają podobną reputację w Europie.
Genetyczny mesjanizm narodowy Rosjan, którzy w czasach radzieckich pragnęli ratować świat od kapitalistów, szerząc ideologię marksistowską, a dziś kreują się na ostatnią ostoję moralności i konserwatywno-chrześcijańskich wartości, jest pełen wewnętrznych paradoksów. Ironią historii jest chociażby fakt, że na czele tej krucjaty stoi świeżo upieczony rozwodnik i były pułkownik KGB, Władimir Władimirowicz Putin.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski