Pełnomocnik rządu ds. dialogu międzynarodowego: będzie nowa ustawa o repatriacji; ma zacząć obowiązywać w II połowie roku
• Anna Maria Anders przedstawiła założenia projektu nowej ustawy o repatriacji
• Zacznie obowiązywać w II połowie roku
• Ustawa może objąć 10 tys. osób
• Pełnomocnik rządu ds. dialogu międzynarodowego: projekt będzie działał 10 lat
25.01.2016 | aktual.: 25.01.2016 19:31
Ustawa będzie dotyczyć osób zamieszkujących azjatycką część byłego ZSRR. Pierwszeństwo w powrocie mają mieć osoby represjonowane i ich potomkowie. Repatriacją objęci byliby również małżonkowie i dzieci tych osób.
Na konferencji prasowej zorganizowanej w Warszawie przed Pomnikiem Poległych i Pomordowanych na Wschodzie Anna Maria Anders, pełnomocnik rządu ds. dialogu międzynarodowego, zaznaczyła, że w ciągu 10 lat wszyscy potomkowie represjonowanych osób będą mogli wrócić do Polski. Szczegóły projektu nowej ustawy o repatriacji mają być znane w ciągu kilku tygodni. Projekt repatriacji obowiązywałby przez 10 lat.
- To jest dla mnie bardzo ważne od lat. To było marzenie mojego ojca, żeby jeszcze więcej osób sprowadzić do Polski na wolność z Syberii. Jemu udało się wyprowadzić 120 tysięcy i całe życie żałował, że nie było ich więcej - powiedziała Anna Maria Anders.
Projekt ma "nadrobić 26 lat"
Rząd zakłada dwie drogi repatriacji. Pierwszą - na dotychczasowych zasadach (czyli zaproszenie przez samorząd) oraz nową, w formie pomocy organizowanej przez władze centralne (repatrianci mieliby mieć zapewnione pół roku w ośrodku pobytu, zapewniony kolejny rok utrzymania i wynajem mieszkania).
- Odpowiedzialność za proces repatriacyjny przejmie administracja centralna. Do tej pory realizowały ten obowiązek samorządy i to nie działało - podkreśliła Anders. Rada Ministrów, według informacji PAP ze źródeł rządowych, planuje powołać specjalnego pełnomocnika i pełnomocników wojewódzkich.
Przybyłym do ojczyzny przysługiwałyby świadczenia w formie zasiłku: transportowy, na zagospodarowanie, szkolny, na wynajem mieszkania.
Poseł PiS Michał Dworczyk podkreślił, że ustawa będzie oparta na obywatelskim projekcie ustawy o repatriacji złożonym w zeszłej kadencji Sejmu. - Szanujemy inicjatorów i zebrane podpisy, natomiast wprowadziliśmy znaczące zmiany. Wykorzystujemy wszystko, co można wykorzystać i wzbogacamy o nowe elementy. Projekt jest wypełnieniem zobowiązania moralnego i nadrobieniem 26 lat, które zostały stracone, bo nasi rodacy od tego czasu nie mogą doczekać się na powrót do kraju - powiedział.
"Pierwszeństwo dla Polaków na Wschodzie"
O szacunkowych kosztach nowych rozwiązań prawnych mówił minister w KPRM Henryk Kowalczyk. - To jest kilkaset milionów złotych. W tej chwili trwają obliczenia skutków regulacji. Na ten rok w budżecie zaplanowanych jest 30 milionów złotych. Chcielibyśmy, aby ta ustawa weszła w życie w drugiej połowie roku i te 30 milionów złotych już można byłoby spożytkować na cel sprowadzenia repatriantów ze Wschodu. Chcielibyśmy, żeby w drugim półroczu pierwsi repatrianci mogli powrócić do Polski - podkreślił.
- Ustawa będzie skonstruowana tak, żeby nasi rodacy od momentu postawienia nogi na polskiej ziemi mogli liczyć na pełną opiekę ze strony państwa polskiego. Zostaje możliwość repatriacji za pośrednictwem samorządów, ale ona de facto się nie sprawdziła. Dlatego administracja centralna bierze na siebie tę odpowiedzialność. Poza zasiłkiem transportowym na zaadoptowanie w kraju będą zasiłki dla tych, którzy będą chcieli wynająć mieszkanie. Nowością będzie możliwość dofinansowania dla samorządów, które będą chciały przekazać lokale komunalne repatriantom, około 30 procent wartości tych lokali z budżetu - podkreślił Dworczyk.
Dziennikarze pytali o pomoc dla repatriantów w kontekście pomocy dla imigrantów udzielanej przez Polskę. - Pierwszeństwo musi być dla naszych rodaków, którzy zostali na Wschodzie i chcą wrócić do kraju - powiedziała Anders.
Wyszyński: mam nadzieję, że wreszcie zostanie im udzielona konkretna pomoc
To dobry początek, konieczna jednak dyskusja nt. konkretnych rozwiązań - ocenia projekt nowej ustawy o repatriacji Robert Wyszyński ze "Wspólnoty Polskiej". - Problem repatriacji nie istnieje. To humbug polityczny - tak o projekcie mówi historyk Marcin Zaremba.
Jak zaznaczył Robert Wyszyński ze Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" ważne, by rozmawiać o wielu rozwiązaniach i wybrać najlepsze. - Dobrze, że uczyniono pierwszy krok, bo mamy przecież jednak wobec repatriantów pewne zobowiązania. Myślę, że w trakcie dyskusji rozwiązania zostaną wypracowane. Np. Niemcy stawiają tu na stwarzanie samorządu repatriantów, by nie czuli, że ktoś podejmuje decyzje za nich i sami pilnują swojego. Rozwiązanie rosyjskie zaś przewiduje, że zajmujący się nimi organ, wszystkie podmioty uczestniczące i samorządy zbierają się dwa razy w roku i ma miejsce ciągła ewaluacja rozwiązań - opowiadał.
Pozytywnie ocenił koncepcję powołania pełnomocników. Według niego powinno też powstać niezależne ciało odwoławcze. - Ważne, że jest projekt, to dobry początek, teraz ustawa musi być dopracowana - zaakcentował. Wedle jego wiedzy z kazachskiego spisu ludności wynika, że żyje tam obecnie ok. 34 tys. osób o narodowości polskiej. - Wiernych kościoła rzymsko-katolickiego jest ok. 300 tys., z czego większość to osoby o pochodzeniu polskim. Część Polaków trafiła także do b. republik znajdujących się koło Kazachstanu - relacjonował Wyszyński.
Jego zdaniem celem projektu powinna być szeroko rozumiana "polityka zadośćuczynienia" dla Polaków, którzy nie wyrzekli się swojej narodowości, za co zostali zesłani w głąb ZSRR i nigdy nie mogli wrócić do kraju. - Mam nadzieję, że wreszcie zostanie im udzielona konkretna pomoc, by to było możliwe - mówił podkreślając, że znacząca część polskich zesłańców i ich potomków żyje w Kazachstanie.
- Jest im tam naprawdę ciężko. Kołchozy, które sami stworzyli, nie są już ich, nie czeka ich ścieżka awansu zawodowego czy finansowego. Dlatego szczególnie młodzi chcą wyjechać, więc tu ważne są programy stypendialne. Istotne są też kwestie ubezpieczeniowe i mienia przesiedleńczego. Zacząć trzeba by od umowy z Kazachstanem zwłaszcza o okresie składkowym, bo przecież ci ludzie coś tam wypracowali, nie mogą zaczynać od zera, zwłaszcza osoby starsze. Ważną sprawą jest też samo przetransportowanie ich do Polski, określenie ile osób możemy przywieźć rocznie, a pamiętajmy, że podróż z Kazachstanu trwa trzy dni - wyliczał Wyszyński.
"Problem repatriacji nie istnieje. To humbug polityczny"
Według niego należy pamiętać, że tanie czy szybkie rozwiązania niewiele przynoszą. - Oni nie mogą zaczynać od zera. Musimy się zastanowić, co potem, przygotować społeczeństwo polskie na ich przybycie. Umożliwiać też przyjazd rodzinom, sprowadzanie rodziców, których z reguły nie chcą zostawiać samych. Pamiętajmy też, że to także dla nich jest trudne, bo nie wracają do siebie, do ziem, skąd ich wysiedlono. Nie może być na pewno tak: "przyjeżdżaj, dostaniesz dopłatę i sobie radź", bo zamkną się w swoim środowisku. Oni się wtopią w społeczeństwo, ale trzeba odpowiedniej polityki, nie pozostawiania ich samym sobie - zaakcentował.
Natomiast zdaniem historyka Marcina Zaremby problem repatriacji w rzeczywistości "nie istnieje". - Polacy, którzy chcieli wrócić - dawno wrócili. Teraz są tam już tylko ich potomkowie, którzy już się zaaklimatyzowali, często wżenili w kazachskie czy rosyjskie rodziny. I nie jest ich tam zbyt wiele. Najwięcej Polaków jest na Litwie, w okolicach Wilna. W związku z tym ja bym podejrzewał, że tu nie chodzi o żadną pomoc. Chociaż jak ktoś się zdecyduje, to oczywiście dobrze, jeśli będzie mógł wrócić do Polski, ale nie będą to jakieś astronomiczne liczby - podkreślił Zaremba.
- Myślę, że tak naprawdę chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze, by stworzyć taki pozytywny obraz Beaty Szydło i rządu polskiego, który z troską pochyla się nad porzuconymi przez poprzednie rządy Polakami. Po drugie - żeby podkreślić wobec Unii Europejskiej, że my nie będziemy przyjmować żadnych uchodźców, bo mamy na głowie repatriantów, którzy przebierają nogami, żeby do Polski przyjechać, co nie jest prawdą. Nic poważnego z tego nie będzie. Ma to tylko wymiar polityczny, to polityczny humbug - zaznaczył historyk.