Pegasus na dwóch komputerach. Tak CBA miało korzystać z systemu
Lista setek osób podsłuchiwanych Pegasusem to "bajki", a używanie systemu do inwigilacji polityków to zaledwie "promil" jego wykorzystania - podaje "Rzeczpospolita". Według informacji gazety system miał znajdować się na zaledwie dwóch komputerach w CBA, a obsługiwać miało go w szczytowym momencie kilkanaście osób.
Jak podaje "Rzeczpospolita", w drugiej połowie 2016 roku CBA zdecydowało się kupić oprogramowanie pozwalające na kontrolę komunikacji szyfrowanej, a rok później zakupiono Pegasusa od izraelskiej spółki NSO Group.
Według doniesień dziennika, Pegasusowi w Polsce nadaną inną nazwą, związaną z filmami Marvela, i posługiwano się nią w materiałach niejawnych między służbami. Gazeta podkreśla, że nazwa jest tajna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pegasus na dwóch komputerach?
Jak opisuje dziennik, Pegasus trafił do najbardziej chronionego pomieszczenia w centrali CBA przy Alejach Ujazdowskich 9 w Warszawie. System miał znajdować się zaledwie na dwóch komputerach. Początkowo - według informacji "Rzeczpospolitej" - miało obsługiwać go kilka osób, a potem - kilkanaście.
Gazeta opisuje, że wchodząc do sali z Pegasusem, trzeba było zostawić cały sprzęt elektroniczny, a wewnątrz pracowników śledziły kamery. Nie można też było wyjść z pomieszczenia samemu, a każde wejście i wyjście było odnotowywane - podaje dziennik.
Czego nie mógł Pegasus?
Jak mówią rozmówcy "Rzeczpospolitej", Pegasus mógł odczytywać zawartość telefonu, ale nie mógł niczego w nim zmieniać, np. modyfikować treści SMS-ów, kasować lub umieszczać czegokolwiek. Doniesienia o takich możliwościach pojawiały się w przeszłości, gdy np. Krzysztof Brejza mówił, że wiadomości z jego telefonu, które pokazywane w niesprzyjających ówczesnej opozycji mediach publicznych, zostały zmanipulowane. Fałszowanie materiału sugerowała też inwigilowana prokurator Ewa Wrzosek.
Jak dodaje "Rzeczpospolita", system miał ograniczenia, np. zablokowano funkcję pobierania zdjęć i filmów z galerii. Można było jednak zobaczyć listę plików.
Legalny czy nielegalny?
Wiele opinii na temat nielegalności Pegasusa wskazuje, jakoby jego możliwości były tak zaawansowane, że polskie prawo po prostu nie pozwala na wykorzystanie systemu. Jak podaje "Rzeczpospolita", to tylko w połowie prawda.
CBA powoływało się na punkt w ustawie, mówiący o "uzyskiwaniu i utrwalaniu danych zawartych w informatycznych nośnikach danych, telekomunikacyjnych urządzeniach końcowych, systemach informatycznych i teleinformatycznych". Urządzeniami końcowymi są np. telefony.
Biuro zaznaczało także we wnioskach do sądu o kontrolę operacyjną, że tradycyjny podsłuch nie przynosił rezultatów ze względu na rozwój technologii. Sądy wydające zgodę - choć nie wiedziały, że chodzi dokładnie o Pegasusa - miały jasną sugestię, że zostanie wykorzystany system pozwalający np. na odczytanie treści SMS-ów.
Rozmówcy "Rzeczpospolitej" podkreślają, że opowieści o setkach osób inwigilowanych Pegasusem to "bajki", a lista podsłuchiwanych polityków PiS jest nieprawdziwa. Twierdzą, że plotki to element walki w obozie Zjednoczonej Prawicy. Dodają, że wykorzystanie systemu wobec polityków miało stanowić "promil" jego wykorzystania.
Reakcje po doniesieniach gazety
Na artykuł w "Rzeczpospolitej" zareagowała między innymi Dorota Brejza, adwokatka i żona Krzysztofa Brejzy, który - jak ustaliła grupa badaczy z Citizen Lab - był inwigilowany Pegasusem. We wpisie na portalu X (dawniej Twitter) wypunktowała - jak wskazała - "nieścisłości i nieprawdy".
"Podobno największym mitem jest możliwość ingerencji Pegasusa w telefon i zmiana jego treści. Nie jest to żaden mit, ale smutny fakt" - napisała, dołączając zdjęcia SMS-ów, które miały być wgrane Pegasusem na telefon jej męża.
W podobnym tonie o materiale gazety wypowiedziała się prokurator Wrzosek. "Rzetelność ostatniego 'doniesienia' medialnego o Pegasusie jest mniej więcej taka, jak odpowiedź skazanego na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu - na pytanie, czy był karany. Ja? Nigdy. Tylko w zawiasach. Skutek: drugiej szansy nie będzie" - napisała.
Czytaj więcej:
Źródło: "Rzeczpospolita"