Pawłowicz prawomocnie przegrała proces z Moniką Olejnik o wulgaryzmy
Dziennikarka Monika Olejnik nie musi przepraszać Krystyny Pawłowicz (PiS) za podanie, że w 2014 r. na sali Sejmu miała ona wulgarnie zwracać się do posłów i marszałka Sejmu.
28.09.2017 16:35
Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Pawłowicz od wyroku Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, który w 2016 r. nie uwzględnił jej pozwu wobec dziennikarki. SA ocenił jako wiarygodną wersję, że powódka użyła tych słów. Podstawą tego było m.in. uznanie zeznań posłów Twojego Ruchu, a nie trzech posłanek PiS.
Od wyroku SA można złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Na ogłoszeniu wyroku nie stawił się nikt ze strony powódki.
O co poszło?
W felietonie dla "Gazecie Wyborczej" Olejnik napisała, że Pawłowicz w grudniu 2014 r. krzyczała na sali Sejmu do posłów i marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego: "Ty chamie, stul pysk!" i "Zamknij ryj!". Pawłowicz pozwała ją za to o ochronę dóbr osobistych, żądając przeprosin.
SO oddalił powództwo, dając wiarę zeznaniom posłów Janusza Palikota i Andrzeja Rozenka, że słyszeli te słowa. SO uznał też, iż brak tych słów w sejmowym stenogramie nie świadczy o tym, że one nie padły.
Powódka odwołała się do SA, wnosząc o zmianę wyroku SO i uwzględnienie pozwu.
Na rozprawie w SA odtworzono zapis wideo obrad Izby z grudnia 2014 r., gdy poseł Dariusz Joński (SLD)
chciał przerwy w związku z zachowaniem Pawłowicz i jej "nieparlamentarnymi słowami".
Awantura w Sejmie
Rozenek (Twój Ruch) dodawał, że Pawłowicz "zamieniła Sejm w bar" i prosił o przerwę by mogła "wynieść brudne naczynia". - Takie zaczepiania nie powinny mieć miejsca - replikowała wtedy Pawłowicz, apelując o reakcje prowadzącego obrady Sikorskiego i podkreślając, że w ogóle się nie odzywała.
Zeznając w SA jako strona, Pawłowicz zaprzeczyła, by odzywała się wulgarnie do posłów i marszałka - ani w sali Sejmu, ani poza nią. - To kłamstwo - dodała. Oceniła, że pozwana dopuściła się "bardzo dużego nadużycia dziennikarskiego". Dodała, że "nie sprawdziła tego u źródła", a oparła się na pomówieniach osób, które są jej przeciwnikami. Zeznała, że do dziś odczuwa skutki tej publikacji, bo te słowa do dziś są przytaczane, a zniesławiają ją m.in. wobec sędziów z KRS, w której zasiada jako poseł.
Olejnik zeznała w SA, że w swym felietonie oparła się na słowach posła Janusza Palikota z jej wywiadu radiowego. Dodała, iż uznała, że gdyby była to nieprawda, to Pawłowicz pozwałaby Palikota. Na pytanie sądu, czy sama pytała o to powódkę, Olejnik odparła, że ona nigdy nie chciała z nią rozmawiać, ani przyjąć zaproszenia na wywiad. - To nie był tekst informacyjny - dodała.
Pełnomocnik powódki mec. Maciej Rewieński mówił w SA, że pozwana - dziennikarka z długoletnim doświadczeniem - unika odpowiedzialności, powołując się na Palikota. Podkreślił, że mogła ona zweryfikować jego twierdzenia, czy to u powódki, czy u innych posłów. Dodał, że nie wyobraża sobie by marszałek Sejmu nie podjął żadnych kroków, gdyby takie słowa padły.
Adwokat Olejnik wnosił o oddalenie pozwu i utrzymanie wyroku SO. Mówił, że ani sejmowy stenogram, ani zapis wideo w stu procentach nie oddaje tego, co się wydarzyło w Sejmie - a o słowach Pawłowicz zeznało trzech świadków. Według adwokata, felieton pozwanej był dopuszczalną opinią o kulturze politycznej i osobistą oceną pozwanej. Między stronami doszło do polemik. - Sałatka nie jest przedmiotem sprawy - zwróciła uwagę sędzia.
Trzyosobowy skład SA orzekł, że apelacja nie jest zasadna, a wyrok SO odpowiada prawu, choć dopuścił się on pewnych uchybień (np. nie obejrzał zapisu wideo na rozprawie, co naprawił SA).
- SO był uprawniony do przyjęcia jednej wersji wydarzeń - mówiła sędzia Romana Górecka, uzasadniając wyrok. Według niej, danie przez SO wiary Palikotowi i Rozenkowi było dopuszczalne w świetle zasady swobodnej oceny dowodów. Sędzia podkreśliła, że fakt, iż Palikot "nie był w dobrych stosunkach z powódką” nie oznacza, że nie można mu dać wiary, bo jego zeznania potwierdził Rozenek. Za wiarygodne uznano też zeznania Jońskiego. Według SA drugorzędne jest, z którymi z tych słów powódka zwróciła się do posła, a z którymi do marszałka Sejmu.
Argumentacja sądu
SA odrzucił zarzut apelacji co do pominięcia przez SO zeznań trzech posłanek PiS. - To, że one tych słów nie słyszały, nie znaczy, że one nie padły – mówiła sędzia Górecka. Dodała, że ze słów Palikota i Rozenka wynika, że powódka swe słowa miała wypowiedzieć z przejścia, a nie ze swego miejsca. Sędzia podkreśliła, że na filmie widać, że stojąc powódka coś mówi, ale nie słychać co.
Według sędzi, Elżbieta Kruk (PiS) zeznała, że gdyby powódka tak powiedziała, to marszałek na pewno by zareagował. - Ale skąd wiedza, jak by zareagował? - pytała sędzia. Jej zdaniem niewiarygodne jest też zeznanie Małgorzaty Sadurskiej, że "mimo harmidru na sali takie stwierdzenie nie mogło umknąć stenografom". Za "subiektywne odczucie" sędzia uznała zaś zeznania Józefiny Hrynkiewicz (PiS), że "powódka nie używa takiego języka”. Jak wskazała sędzia, w inkryminowanym felietonie przytoczono bowiem inny "niekulturalny zwrot” powódki, którego ona w pozwie nie kwestionowała.
Według SA, generalnie takie wypowiedzi, jak powódki, mogą być negatywnie oceniane w przestrzeni publicznej, stąd wniosek, że nie doszło do naruszenia jej dóbr.
Mocą wyroku SA powódka ma zwrócić pozwanej 3,2 tys. zł kosztów procesu.