PublicystykaPaweł Lisicki: Wolność słowa na pierwszym miejscu. Kogo miał na myśli Andrzej Duda?

Paweł Lisicki: Wolność słowa na pierwszym miejscu. Kogo miał na myśli Andrzej Duda?

Szkoda, że prezydent Andrzej Duda nie określił w czasie swojego wystąpienia, kogo ma na myśli. Z jednej strony to zrozumiałe, taki już urok przemówień w ONZ. Ich wyrazistość zwykle tępiona jest przez abstrakcję i ogólność. Ale pytania można sobie zadać.

Paweł Lisicki: Wolność słowa na pierwszym miejscu. Kogo miał na myśli Andrzej Duda?
Źródło zdjęć: © East News
Paweł Lisicki

Nikt nie wierzy, i słusznie, w to, że wystąpienia na sesjach zgromadzenia ONZ mogą zmienić światową politykę. Jest to raczej rytuał, swoista parada na oczach światowej opinii publicznej. A jednak wygłoszone w Nowym Jorku przemówienia też mają swoją wagę. Pozwalają się pokazać, zaakcentować to, co dla danego państwa najważniejsze, próbować zdobyć sympatię i zrozumienie dla swoich racji u pozostałych. Budują wizerunek i można je uznać za inwestycję w przyszłość. Jeśli tak się sprawy mają, to wystąpienie Andrzeja Dudy należy uznać za wyjątkowo udane.

Tym bardziej, że przed polskim prezydentem zabrał głos faktyczny lider światowego imperium, Donald Trump, który, jak twierdzili polscy politycy nieoczekiwanie, w swoim przemówieniu Polskę chwalił i dawał za wzór patriotyzmu. Tym ciekawsze dla obserwatorów było to, na czym ten wzór polega i czym jest polska specyfika.

Nic nadzwyczajnego?

"Przede wszystkim chodzi o nasze umiłowanie nienaruszalnego prawa każdego narodu do suwerenności i wolności" – tak prezydent przedstawiał najważniejsze dla Polski wartości. I dodawał: "Idziemy [do Rady Bezpieczeństwa] też z przekonaniem, że prawo międzynarodowe jest jedynym skutecznym mechanizmem utrzymania pokojowych relacji między narodami". Nic nadzwyczajnego, można by powiedzieć. Z drugiej strony tak silne podkreślanie wagi suwerenności i wolności można uznać za polemikę z postawą wielu państw unijnych i samej Brukseli.

Rzeczywiście, musi uderzać, jak rzadko takie stwierdzenia – że suwerenność i wolność narodowa są najważniejsze - padają z ust innych europejskich polityków. Wolą oni mówić o solidarności europejskiej, o wspólnocie, podkreślać wagę praw człowieka i znaczenie emancypacji jednostki. Naród to często dla nich słowo wstydliwe, a suwerenność narodowa to wartość dwuznaczna.

W tym sensie również polemicznie brzmiały inne tezy Andrzeja Dudy: "Współcześnie, szczególnymi aspektami wolności, które w sposób bezpośredni dotykają kwestii bezpieczeństwa, jest wolność słowa i wolność samostanowienia w ramach suwerennych państw narodowych. Mówię o tym dlatego, że zwłaszcza w ostatnim roku w wielu państwach nasiliło się zjawisko manipulowania procesami politycznymi poprzez działania hybrydowe - propagandę lub wprost bezpośrednią ingerencję w procesy demokratyczne". Szkoda, że prezydent nie określił, kogo ma na myśli. Z jednej strony to zrozumiałe, taki już urok przemówień w ONZ. Ich wyrazistość zwykle tępiona jest przez abstrakcję i ogólność. Ale pytania można sobie zadać.

O jakie państwa chodzi?

W których to państwach "w ostatnim roku nasiliło się zjawisko manipulowania procesami politycznymi poprzez działania hybrydowe - propagandę lub wprost bezpośrednią ingerencję w procesy demokratyczne"? Zastanawiam się, czy nie chodzi tu aby o Francję, gdzie wskutek zaangażowania również służb specjalnych główny prawicowy kandydat na prezydenta, Francois Fillon, został praktycznie zniszczony, a następnie cały system medialny wykreował z niebytu Emanuela Macrona. Oczywiście, to tylko moje domniemanie. Prawdopodobnym czyni je jednak dobór słów.

Andrzej Duda mówił o szczególnym aspekcie wolności, jakim jest wolność słowa, ta zaś, sądzę, jest właśnie zagrożona w tych państwach Europy, które wprowadzają kolejne, coraz bardziej drastyczne ustawy mające walczyć z tak zwaną mową nienawiści. O ile dla wszystkich liberalnych demokracji wolność słowa była przez lata wartością bezwzględną, o tyle obecnie coraz częściej usuwa się ją i podważa.

Zobacz także: Prezydent Duda zapowiada zmiany

W imię obrony rzekomo zagrożonej godności poszczególnych grup społecznych uniemożliwia się faktyczną debatę i polemikę. Na niesfornych wolnościowców państwa, Francja, Niemcy czy inne, coraz częściej i łatwiej nakładają surowe kary. Nie wolność słowa i nie swoboda wypowiedzi, choćby obrazoburczej i szyderczej, ale spokój społeczny staje się rzeczą najważniejszą. Dobrze zatem, że Polska przypomniała o podstawach, o tym, że ograniczenia wolności słowa, niezależnie od różnych mniej lub bardziej bałamutnych powodów, zawsze są czymś niewłaściwym.

Być może jednak prezydent miał też na myśli działania rosyjskiej propagandy, co sugerowałoby użycie słowa "hybrydowe" i rosyjską próbę ingerencji w sytuację na Ukrainie. Od czasów ekspansji na Krymie i na Ukrainę "hybrydowość" jest niejako przypisana Rosjanom. Choć z drugiej strony czy faktycznie zeszły rok był czasem jakiejś wzmożonej działalności propagandowej Kremla? Raczej byliśmy świadkami prób wpływania przez Unię Europejską na różne suwerenne rządy – Polski, Czech, Słowacji czy Węgier – i narzucania im swoich rozwiązań, szczególnie co się tyczy polityki relokacji imigrantów. Dlatego mniemam, że to o tym mówił Andrzej Duda.

Kwestia uchodźców

Wiadomo jedynie, że, co się tyczy uchodźców, prezydent powtórzył to, co zwykle mówi się na takich forach jak ONZ. Tylko, że i tu ważne jest rozłożenie akcentów. "Naszym obowiązkiem jest likwidacja pierwotnych przyczyn uchodźstwa i przywrócenie prawa każdego człowieka do życia w jego własnej ojczyźnie" – mówił prezydent. Nie ma tu nic o swobodzie wyboru przez uchodźców innych państw, w których chcieliby się osiedlić. Podobnie prezydent nie tłumaczy problemu imigracji kwestią nierówności i nie domaga się, jak niektórzy lewicowi przywódcy, od państw bogatszych przyjmowania imigrantów na stałe do siebie.

Nie wspominał o żadnym moralnym obowiązku bogatszych państw względem imigrantów z państw biedniejszych. Przeciwnie. "Działania humanitarne i pomoc rozwojowa muszą stawiać sobie za podstawowy cel udzielenie pomocy uchodźcom w powrocie do domów" – mówił polski prezydent. Nie zatem budowa mitycznej, utopijnej nowej wspólnoty wielu kultur i cywilizacji, ale troska o zachowanie suwerenności narodowej, wolności słowa i tożsamości własnej ojczyzny są głównymi celami i zasadami polskiej polityki.

Jeśli jakimś wykładnikiem popularności danego państwa jest to, ile dostało głosów uzyskując miejsce niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, to najwyraźniej postawa Polski budzi szacunek. Dobrze, że Andrzej Duda tak wyraźnie w Nowym Jorku przypomniał podstawowe pryncypia światowej polityki.

Paweł Lisicki dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)