Paweł Lisicki: taśmy odsłaniają prawdę o III RP
Opublikowane przez tygodnik "Do Rzeczy" zapis rozmowy Ryszarda Kalisza i Aleksandra Kwaśniewskiego to surowa ocena III RP, której dokonuje sam ojciec całego systemu - pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski. Redaktor naczelny "Do Rzeczy" zwraca uwagę, że były prezydent i jego znajomi nie mają zaufania do państwa, które tworzyli, a z ich słów wyłania się "dziwny, mroczny system, w którym panują służby, spiski, prowokatorzy i korupcja". Czyż może być coś bardziej przerażającego niż ta swoista atmosfera zagrożenia i niepewności, jaka towarzyszy gościom w restauracji "Sowa i Przyjaciele"? - pyta Lisicki.
06.07.2015 | aktual.: 07.02.2016 14:05
Opublikowane przez tygodnik "Do Rzeczy" taśmy to swoisty przełom. Po pierwsze zapis rozmowy byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza może wskazywać na to, że ten drugi miał dostęp do poważnych informacji dotyczących korupcji na najwyższych szczeblach władzy. I że, zapewne, nic z tą swoją wiedzą nie zrobił. Po drugie opublikowany fragment zawiera nie tylko surową ocenę III Rzeczpospolitej, ale też, co o wiele bardziej istotne, jest to ocena, której dokonuje sam ojciec całego systemu. Któż jest lepszym świadkiem słabości III RP niż Aleksander Kwaśniewski? Wreszcie, i to także rzecz o niebagatelnym znaczeniu, publikacja taśm pokazuje, że jest ich znacznie więcej, niż do tej pory głosili przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Łatwo sobie wyobrazić jakie daje to pole do szantażu, w jak wielkim stopniu wpływać to musi na poziom i jakość życia publicznego w Polsce.
Sprawa pierwsza to domniemana korupcja. Najpierw fakty. Z zapisem rozmowy w "Do Rzeczy" każdy musi się zapoznać sam. Tak jak w przypadku poprzednich rozmów łatwo sobie wyobrazić, że najbardziej zainteresowani zapadną albo na nagłą chorobę amnezji, albo że zaczną interpretować swoje słowa wbrew wszelkiej logice. Nie ulega jednak wątpliwości, że Ryszard Kalisz, kiedy to w rozmowie powoływał się na informację ówczesnego szefa kontrwywiadu wojskowego, musiał dysponować dostępem do danych, które wówczas uważał za wiarygodne. A jego wcześniejsza kariera polityczna wskazuje, że, nawet biorąc pod uwagę nieformalny charakter rozmowy, wiedział co mówi.
Kalisz to nie tylko jeden z najbardziej zaufanych ludzi Kwaśniewskiego - był sekretarzem stanu jego kancelarii, następnie jej szefem, w 2000 roku kierował zwycięską kampanią Kwaśniewskiego, ale także człowiek od lat mający znakomitą wiedzę o służbach i ich działalności - był ministrem spraw wewnętrznych i administracji, następnie po 2008 roku kierował sejmową komisją śledczą do spraw zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy.
Kiedy zatem powołuje się na swe rozległe znajomości i wprost odwołuje do wiedzy, jaką przekazał mu ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, generał Janusz Nosek to nie są to czcze przechwałki. Świadczy też o tym reakcja samego byłego prezydenta i pozostałych uczestników rozmowy: wyraźnie uznają oni informacje Kalisza za prawdziwe. Stąd choćby niezbyt zakamuflowane ostrzeżenia, stąd obawy o życie posła, który najwyraźniej w ich oczach zdobył wiedzę wyjątkowo niebezpieczną. Bez poznania dokumentów, o których wspominał Kalisz trudno stwierdzić, w jakim stopniu obciążają one kierownictwo MON i czy faktycznie sprawa sięga znacznie wyżej. Powtarzam jednak, że doświadczenie polityczne i znajomość służb każą traktować słowa posła SLD z najwyższą powagą. Nie sposób po prostu sobie wyobrazić, że Kalisz to wszystko zmyślił - że konfabulował, że chciał zabłysnąć przed Kwaśniewskim. Nie można jednak wykluczyć, że Kalisz zacznie udawać Greka - jak to było w przypadku szefa CBA Pawła Wojtunik - i twierdzić, że Nosek,
o którym mówił to np. jego stary kolega z przedszkola, a MON to nazwa gry komputerowej. Jednak zapis opublikowany przez "Do Rzeczy" jest jednoznaczny.
"Kupią, sprzedadzą, zdradzą, zniszczą" - te słowa z okładki tygodnika są cytatem z Aleksandra Kwaśniewskiego, który w ten dosadny sposób opisuje działanie trzech kluczowych dla polskiego państwa instytucji: prokuratury, służb specjalnych i telewizji publicznej. Nie jest to jedynie gra słów, nie jest to podlane alkoholem stwierdzenie. Cała rozmowa zdaje się wskazywać na coś innego. Kwaśniewski i jego rozmówcy nie mają do państwa i jego służb krzty zaufania. Nie wątpią, że państwo to stać na przeprowadzanie politycznych prowokacji, że służby mogą prokurować i fingować dowody, że szantaż, groźby, a nawet przysłowiowe podrzucenie komuś trupa, jest na porządku dziennym.
Z ich rozmowy wyłania się nie obraz praworządnej demokracji, lecz dziwnego, mrocznego systemu, w którym panują służby, spiski, prowokatorzy i korupcja. Czyż może być coś bardziej przerażającego niż ta swoista atmosfera zagrożenia i niepewności, jaka towarzyszy gościom w restauracji "Sowa i Przyjaciele"? Przecież to spotkanie dwóch ludzi, którzy jak mało kto muszą orientować się w tym, jak to działa. Wyraźnie widać, że dla nich obu, a rozmowa toczy się jesienią 2013 roku, sześć lat po objęciu rządów przez PO, Polska to kraj spowity nicią tajnych powiązań i niejasnych, na poły wręcz mafijnych układów. I nawet kiedy momentami słychać ich śmiech i żarty, to są one objawem swoistej niemocy i rezygnacji. Tak - Kwaśniewski nieświadomie i zapewne wbrew swej woli sformułował najcięższe możliwe oskarżenie pod adresem państwa, które w znacznej mierze sam zbudował.
Dotychczasowy przebieg śledztwa w sprawie afery taśmowej zdaje się potwierdzać, że miał rację. Nie wiadomo ile jeszcze taśm krąży po Polsce. Nie wiadomo co jest na nich nagrane i kogo oraz w jakim stopniu obciążają. Jedyne śledztwo, które wciąż się toczy, dotyczy prywatyzacji Ciechu. W innych przypadkach - rozmowy Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza czy Sławomira Nowaka i Andrzeja Parafianowicza - sprawy zostały umorzone. Podobnie w przypadku rozmowy Wojtunika z Bieńkowską. Jak widać prokurator uznał, że kiedy Wojtunik mówił o tym, że Sienkiewicz kazał spalić budkę miał na myśli nie budkę i nie spalenie.
Czy tym razem będzie tak samo? Czy nikt nie pokwapi się i nie przepyta generała Noska? Czy uda się dotrzeć do dokumentów, o których wspominał Kalisz? Czy też, przeciwnie: znowu wygra system niemożności i nieodpowiedzialności, którego surowy acz trafny obraz przedstawili Kalisz z Kwaśniewskim? Odpowiedź na te pytania zależy od determinacji wyborców, od tego, czy będą oni potrafili zmusić polityków do ponoszenia odpowiedzialności za słowa i zbudowania sytemu bardziej przejrzystego i sprawiedliwego.
Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski