Paweł Kapusta: Nie potrafią ani wygrać, ani przegrać [OPINIA]
Frustracja nie usprawiedliwia sabotażu. Zakładanie z góry, że cały system został zmanipulowany, to polityczny rozbiór państwa w imię własnego ego. To policzek dla dziesiątek tysięcy ludzi, którzy uczciwie pracowali przy wyborach i pogarda wobec wyborców. W demokracji tak samo ważne są umiejętności wygrywania i przegrywania. Jak widać, Koalicja Obywatelska nie umie ani wygrać, ani przegrać – pisze redaktor naczelny Wirtualnej Polski Paweł Kapusta.
Po wyborach prezydenckich, których rezultat nie spodobał się obozowi rządzącemu, zamiast uczciwej analizy przyczyn porażki, serwuje się Polakom nowy spin: "wybory zostały sfałszowane".
Zaczęło się nieśmiało, od sugerowania przez najbardziej zatwardziałych publicystów nieprawidłowości. Ale z każdym dniem zarzuty "twardniały". Dziś jesteśmy na etapie "ukradzione wybory, oszustwo, sprawą powinna się zająć prokuratura".
Premier Donald Tusk z kolei pisze na X: "Panowie Andrzeju Duda, Karolu Nawrocki i Jarosławie Kaczyński – nie jesteście tak zwyczajnie po ludzku ciekawi, jakie są prawdziwe wyniki głosowania? Na pewno jesteście. A jak wiadomo, uczciwi nie mają się czego bać".
Na czele tej opowieści stoją więc teraz nie tylko bojówki z spod znaku fanatyków SilniRazem ze swoimi zaczadzonymi gniazdowymi, ale także premier i coraz liczniejsi politycy Koalicji Obywatelskiej. Dołączają do nich tożsamościowi dziennikarze, którzy fakty i logikę zastąpili lojalnością wobec plemienia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pakt z prezydentem". PSL chce się dogadać z Nawrockim
Ale fakty są nieubłagane: do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad 50 tys. protestów wyborczych, ale realnych, merytorycznych i formalnie poprawnych jest tylko część z nich (przedstawiciele SN mówią o kilkunastu proc.). Reszta to masowo kopiowane wzory – akcja skrojona pod emocje, nakręcona przez jednego z polityków KO.
Tak – w kilkunastu komisjach były nieprawidłowości. To trzeba sprawdzić i naprawić. Ale w kraju było ponad 31 tys. komisji. Sugerowanie fałszerstwa na skalę ogólnopolską to nie tylko intelektualna obraza dla obywateli. To zamach na zaufanie do procesu demokratycznego.
Zamiast rozliczyć kampanię i zadać sobie fundamentalne pytanie – jak to możliwe, że spiżowy, idealny kandydat partii rządzącej przegrywa po zaledwie 1,5 roku rządów, i to z kandydatem ulepionym w pół roku, z bagażem przeszłości – politycy KO odgrywają teatr "skradzionych wyborów".
Ten cyrk to nic innego jak próba przykrycia politycznej katastrofy. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której partia rządząca – po zaledwie kilkunastu miesiącach u władzy – przegrywa wybory prezydenckie z kandydatem sklejonym naprędce, bez realnego zaplecza przed kampanią i z przeszłością, którą można było rozjechać jednym spotem?
A przecież diagnoza jest oczywista: wyborcy uznali ten rząd za nieudolny, chaotyczny i oderwany od realnych problemów. Klęska nie spadła z nieba – to rachunek za lekceważenie ludzi.
Frustracja nie usprawiedliwia sabotażu. Zakładanie z góry, że cały system został zmanipulowany, to polityczny rozbiór państwa w imię własnego ego. To policzek dla dziesiątek tysięcy ludzi, którzy uczciwie pracowali przy wyborach. To pogarda wobec wyborców.
Trzeba umieć przegrać, bo demokracja to nie tylko prawo do głosu, ale też obowiązek przyjęcia jego wyniku.
Dla fanatyków jesteśmy pisowcami. Każdy tego typu głos spotyka się w mediach społecznościowych z wściekłym atakiem zwolenników KO. Ale tak samo, jak krytykowaliśmy PiS za deptanie instytucji i zawłaszczanie państwa, dziś z równą mocą mówimy Koalicji Obywatelskiej: nie idźcie tą drogą. Próba delegitymizowania przegranej to orbanizacja polskiej polityki. I to w barwach Unii Europejskiej.
Po 15 października miała być zmiana standardów na lata. A mamy robienie z ludzi idiotów na lato.
Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski