Estoński ekspert: Polska już jest militarną potęgą Europy
Jesteśmy gotowi walczyć. Widzieliśmy, co stało się w Buczy - mówi w rozmowie z DW estoński ekspert od spraw bezpieczeństwa Marek Kohv.
DW: "I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę". Po raz drugi dzisiaj cytuję słowa Lecha Kaczyńskiego wygłoszone w Tbilisi w 2008 roku, ale powód jest oczywisty: Pan pochodzi z Estonii, jednego z krajów wymienionych wówczas przez polskiego prezydenta. Czy Estończycy wierzą, że w takim wypadku Artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego zostanie rzeczywiście uruchomiony?
Marek Kohv: Jesteśmy przekonani, że jak dotąd Artykuł 5 działa. Nie mamy powodów, aby sądzić inaczej. Ale ważniejsze jest to, że obecnie mamy do czynienia z regionalną współpracą na tak wysokim poziomie, jakiego nie osiągnęliśmy nigdy wcześniej. Po przystąpieniu Finlandii i Szwecji do NATO możemy powiedzieć, że gdy chodzi o kraje graniczące z Rosją, to Finlandia, trzy państwa bałtyckie i Polska stanowią pierwszą linię, a ja jestem przekonany, że będą walczyć od pierwszej sekundy. Że niezależnie od decyzji Sojuszu i od tego, jak długo potrwa natowski proces z Artykułu 5, od razu przystąpią do działania i będą się wzajemnie wspierać. W moim kraju, w Estonii, mamy dodatkowo siły dwóch mocarstw nuklearnych, Wielkiej Brytanii i Francji, podlegające estońskim dywizjom. Dlatego co do mojego kraju mam tę pewność.
Dron uderzył w rosyjski Mi-8. Moment spektakularnej akcji w powietrzu
Jak silna jest armia estońska? Ilu żołnierzy liczy?
Estonia to 1,3 miliona mieszkańców. Mamy 50 tysięcy wyposażonych i wytrenowanych żołnierzy, którzy są gotowi do walki. Ponieważ nigdy nie zrezygnowaliśmy z obowiązkowej służby wojskowej, mamy też sto tysięcy rezerwistów.
Wygląda więc na to, że stosunek liczby żołnierzy do całkowitej liczby mieszkańców jest w Estonii bardzo wysoki.
– Prawie jedna dziesiąta naszej ludności jest w rezerwie, gotowa do walki.
Czy są inne kraje, które mają tak duże siły zbrojne w stosunku do liczby mieszkańców?
– Tak, na przykład Finlandia ma w swoich strukturach blisko milion rezerwistów. Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu także Łotwa i Litwa przywróciły pobór do wojska. Polska tego nie zrobiła, choć przekroczyliśmy już granicę, poza którą posiadanie wyłącznie zawodowej armii, nie wystarcza. W Ukrainie widzimy dziś, że armie ponoszą bardzo szybko straty i wszystko opiera się na rezerwistach. Myślę zatem, że także Polska, Niemcy, Francja i Wielka Brytania muszą to zrozumieć i stworzyć takie same systemy, jakie miały w czasach zimnej wojny.
Pobór do wojska wytwarza również spójność w społeczeństwie i działa na rzecz poparcia dla spraw związanych z obroną kraju. W Estonii 80 procent ludności popiera ideę zbrojnego oporu w razie zagrożenia, a 60 procent jest gotowych do udziału w konflikcie zbrojnym. Niemal wszyscy, którzy przeszli służbę wojskową lub są w rezerwie, są gotowi podjąć działania w razie konfliktu zbrojnego. To pokazuje, jak pobór do wojska wpływa na społeczeństwo od samych jego korzeni i sprawia, że młodzi ludzie są pewni swoich umiejętności, mają odpowiednie wyszkolenie i wierzą w swoje państwo.
Czy Estonia ma wszystkie potrzebne rodzaje broni?
– Estonia jest małym państwem i oczywiście dysponujemy ograniczonymi zasobami, nie posiadamy też znaczących sił powietrznych. Nasza marynarka wojenna składa się głównie z okrętów patrolowych i stawiaczy min. Jednak ważne jest to, że nabywamy lub już posiadamy bardzo zaawansowaną broń dalekiego zasięgu. To są rakiety HIMARS o zasięgu 300 kilometrów oraz o pociski przeciwokrętowe Blue Spear.
Estońskie siły zbrojne twierdzą, że dysponują wystarczającą liczbą pocisków, żeby zniszczyć wszystkie czołgi w Zachodnim Okręgu Wojskowym Rosji. Sądzimy, że dla Rosjan jest to bardzo silny czynnik odstraszający. Nasze siły zbrojne oświadczyły również, że w razie konfliktu zbrojnego nie będziemy czekać, aż Rosja wkroczy do Estonii, ponieważ widzieliśmy, co stało się w Buczy czy w Chersoniu, i wypchniemy wojnę na terytorium Rosji. Mamy też historyczne doświadczenia z II wojny światowej i czasu po niej. Dla nas jest to kwestia przetrwania i dlatego w każdym wypadku musimy walczyć.
To przywołanie przez Pana doświadczeń Buczy i Chersonia jest bardzo ważne. Estończycy są znani ze swojej innowacyjności. Przykładem jest Skype, używany do niedawna przez wielu ludzi na całym świecie. Jak te innowacyjne umiejętności są wykorzystywane przez estońskie siły zbrojne?
– Od 2022 roku zdaliśmy sobie sprawę, że potrzebujemy także jakiegoś rodzaju przemysłu obronnego. Zaczynamy więc produkować amunicję i materiały wybuchowe. Powstaje wiele start-upów zajmujących się dronami i ich zwalczaniem. Oczywiście jako mały kraj nie możemy zrobić wszystkiego samodzielnie, dlatego w tej dziedzinie tak ważna jest zarówno współpraca regionalna, jak i w ramach NATO i Unii Europejskiej.
A z Ukrainą?
– A także z Ukrainą. Nie powinniśmy jednak zapominać, że nie wszystko, co tam widzimy, możemy zaadaptować do naszych systemów obrony.
Bo Estonia nie jest aż tak duża?
– Nawet nie to. Oczywiście czynnik strategiczny to jedno, ale kiedy mówimy na przykład o dronach, to fakt, że oni mają właściwie całe zoo pełne wszystkiego. A tego nie da się przenieść na poziom przemysłowy.
W wypadku Ukrainy zadziałało to na początku wojny i być może w drugim jej roku, ale teraz kraj ten boryka się z problemami, ponieważ nie ma możliwości dopasowywania produkcji przemysłowej do aktualnych potrzeb. A to właśnie Rosja robi inaczej, gdyż jej scentralizowany system może produkować lepiej i szybciej niż Ukraina.
Myślę więc, że rozważając sytuację Ukrainy w kontekście Estonii, Unii czy NATO, musimy też zdawać sobie sprawę z naszych możliwości przemysłowych i tego, jak różnią się one od możliwości Ukrainy. Jesteśmy członkami Sojuszu, mamy wspólny rynek, sektory naszego przemysłu są ściśle powiązane ze sobą. Z pewnością więc podejdziemy do tej produkcji inaczej niż to teraz robi Ukraina.
Czy naprawdę sądzi Pan, że pewnego dnia kraje bałtyckie mogą zostać zaatakowane przez Rosję?
– Taka możliwość istnieje. Gdy jednak rozważamy kwestię ataku Rosji na jedno z państw bałtyckich, pojawia się pytanie, jak dobrze jesteśmy do tego przygotowani. Estonia robi teraz naprawdę dużo. W przyszłym roku będziemy na pierwszym miejscu w NATO pod względem wysokości wydatków na obronność. Będzie to 5,4 procent PKB. Łotwa i Litwa idą tym samym śladem. Także Finlandia sporo inwestuje. Natomiast Polska jest już europejską potęgą militarną. Myślę więc, że zmierzamy w dobrym kierunku. Zawsze możemy twierdzić, że powinniśmy robić więcej i szybciej, ale taka jest rzeczywistość. Myślę, że politycy to rozumieją, i jestem przekonany, że nam się uda.
A jak Pan ocenia rolę Stanów Zjednoczonych?
– Moim zdaniem USA uznały, że Ukraina to problem Europy. Europa również powinna to zrozumieć. Powinniśmy zapewnić Ukrainie wszystko, czego potrzebuje. Przykładem ilustrującym tę tezę jest propozycja estońskiego ministerstwa obrony sprzed dwóch lat, żeby każde państwo europejskie przeznaczyło na Ukrainę ćwierć procenta swojego PKB. To dałoby łącznie 50 miliardów euro. Inny przykład: Jeśli jako Europa uznamy, że jesteśmy w stanie wojny, czy też, że Rosja jest w stanie wojny z nami, to gdyby każdy mieszkaniec Europy przeznaczył sto euro rocznie, czyli osiem miesięcznie, wówczas też nazbieralibyśmy tych 50 miliardów euro.
Czytaj też: Republika Mołdawi: Tak dla Europy, nie dla Rosji
Nad tym warto się zastanowić. Jeśli uznamy, że jesteśmy zagrożeni, powinniśmy podjąć stosowne działania. Nie możemy dłużej zwlekać.
A co Pan sądzi o stanowisku dużych krajów europejskich, zwłaszcza Niemiec, w kwestii obrony państw bałtyckich?
– Najpierw porozmawiajmy znów o regionie. Zacznijmy od krajów skandynawskich, bałtyckich i Polski wraz z innymi państwami Europy Środkowej. W nich wszystkich ponad połowa obywateli jest gotowa bronić swojej ojczyzny. W innych krajach europejskich odsetek ten wynosi mniej niż jedną piątą. Jest więc różnica. Ale co ciekawe, Francja i Wielka Brytania wyróżniają się, bo już od dekad mają swoją kulturę wojskową…
…jeśli nie od wieków.
– Tak. A teraz o Niemczech: Niemcy rozmieściły na Litwie jedną brygadę, a kanclerz Merz powiedział, że jego kraj jest gotów chronić ją w każdej sytuacji. Jak już wspomniałem, dwie potęgi nuklearne, Wielka Brytania i Francja, są obecne w Estonii. Jeśli więc mówimy o dużych krajach Europy, o Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii, to są one gotowe do walki.
Problem jest natomiast z Europą Południową, ale to też zrozumiałe, bo im trzeba wyjaśnić, co Rosja oznacza dla nich. Ich głównym zmartwieniem jest Afryka, po tym wszystkim, co się dzieje z migracją stamtąd. Ale widzimy, że Rosja też działa w Afryce. To tylko kwestia czasu, kiedy zacznie przewozić ludzi z Libii do Europy i wywoła w ten sposób hybrydowy efekt wobec Unii Europejskiej. Dlatego ważne jest, żebyśmy wyjaśnili naszym południowym partnerom, co Rosja znaczy. Musimy jednak też wysłuchać, co ich dręczy. Jeśli mają problem z migracją, być może jesteśmy w stanie im pomóc w sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego.
Rozmowa była prowadzona 4 września 2025 roku podczas XXXIV Forum Ekonomicznego w Karpaczu.
Marek Kohv, espert w dziedzinie bezpieczeństwa, jest szefem Programu Bezpieczeństwa i Rezyliencji w estońskim think tanku Międzynarodowe Centrum Obrony i Bezpieczeństwa (ICDS). Zajmuje się głównie działaniami hybrydowymi Rosji i Chin w Estonii i innych częściach Europy. Do ICDS dołączył w 2024 roku. Przedtem pracował w kancelarii premiera Estonii jako szef analiz Biura Koordynacji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, a jeszcze wcześniej w Centrum Wywiadu Wojskowego i Połączonym Sztabie Sił Zbrojnych Estonii.
Autor: Aureliusz M. Pędziwol