Parlament UE: protesty przeciw Le Penowi
Gwałtowne protesty wewnątrz i na zewnątrz Parlamentu Europejskiego sprowokował w środę kandydat skrajnej prawicy na prezydenta Francji Jean-Marie Le Pen, gdy zjawił się w Brukseli na sesji Parlamentu UE, którego jest członkiem.
24.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Pretekstem była dlań nadzwyczajna debata o Bliskim Wschodzie, ale jego współpracownicy nie kryli, że głównym celem było pokazanie się szerszej europejskiej publiczności i atak na Unię Europejską na planowanej konferencji prasowej.
Chociaż w końcu Le Pen odwołał spotkanie z dziennikarzami w obawie przed tłumem protestujących kolegów i działaczy organizacji obrońców praw człowieka, to - jak skomentowała belgijska telewizja publiczna RTBF - osiągnął swój cel, żeby o nim jak najwięcej mówiono.
Ulice dojazdowe do siedziby Parlamentu Europejskiego zostały zablokowane przez belgijską policję, ale na pobliskim Placu Luksemburskim zgromadziło się ok. tysiąca protestującej młodzieży, członków organizacji walczących z rasizmem, o prawa człowieka i mniejszości. Dołączyło do nich wielu członków unijnego parlamentu, a także parlamentarzystów belgijskich.
Protestujący wymachiwali transparentami "Nie faszyzmowi", "Le Pen, twoja nienawiść cię zgubi. Niektórzy domagali się zakazania działalności Frontu Narodowego za głoszenie haseł rasistowskich i podżeganie do przemocy. Inni apelowali do francuskich wyborców, żeby nie dali się ogłupić i żeby zagłosowali masowo na kontrkandydata Le Pena, dotychczasowego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca.
Tymczasem wewnątrz budynku Parlamentu Europejskiego trwała niecodzienna przepychanka ekip telewizyjnych i kilkuset dziennikarzy. Sesje tego zgromadzenia bardzo rzadko przyciągają takie tłumy, ostatnio bodaj w czasie wizyty austriackiego populisty Joerga Haidera przed dwoma laty.
Kiedy Le Pen na krótko zabrał głos na sesji plenarnej, wielu jego kolegów - eurodeputowanych pokazało mu kartki z napisem "Non" ("nie" po francusku). Prowadzący obrady przewodniczący unijnego parlamentu musiał uciszać zebranych.
Francja i Europa są nieobecne (na Bliskim Wschodzie), odkąd oddały się pod rozkazy Stanów Zjednoczonych poprzez pana Solanę, byłego sekretarza generalnego NATO - oświadczył Le Pen. Javier Solana jest wysokim przedstawicielem UE ds. wspólnej polityki zagranicznej.
W przepełnionej sali prasowej pojawili się następnie tylko współpracownicy Le Pena, wiceszef francuskiego Frontu Narodowego Bruno Gollnisch i kolega z ław unijnego parlamentu Jean-Claude Martinez, żeby obwieścić, że nie będzie on występował przed prowokatorami, których wpuściła straż parlamentu. Chodziło o licznych przedstawicieli organizacji pozarządowych, którzy z braku "bohatera dnia" skierowali ostrze protestów na jego kolegów, wygwizdali ich i obrzucili ciastami z kremem. Koledzy Le Pena zaprosili prasę na piątkową konferencję prasową do Paryża. (jask)