"Papierowe tygrysy" Kadyrowa. Dla Putina stają się kłopotliwym "prezentem"

Według Kremla kadyrowcy to wysoko wyspecjalizowana jednostka Specnazu. Żołnierzom Ramzana Kadyrowa daleko jednak nie tylko do jakichkolwiek oddziałów specjalnych, ale do wojska w ogóle. Zyskali nawet przydomek pułku "TikTokowego" i są dla Rosji nie tyle pomocą, ile coraz większym obciążeniem.

Ramzan Kadyrow
Ramzan Kadyrow
Źródło zdjęć: © East News

Żołnierze 141. specjalnego pułku zmotoryzowanego im. Achmata Kadyrowa, przysłani przez czeczeńskiego przywódcę Ramzana Kadyrowa, wyzwalają mieszane uczucia wśród samych Rosjan. Z jednej strony to element rosyjskiego Specnazu, a z drugiej muzułmanie, za którymi większość Rosjan nie przepada. W dodatku sami nie dają jakichkolwiek powodów do sympatii.

Od początku sierpnia kadyrowcy walczą w wyłomie kurskim, gdzie ze względu na słabe wyszkolenie i brak chęci do walki ponosili znacznie straty. Krok za krokiem oddawali Ukraińcom pole. Najpierw pod Sudżą, potem pod Małą Loknią i w końcu na przedmieściach Koreniewa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

O ich "bitności" najlepiej świadczy to, że w dwóch z ostatnich wymienionych miejscowości Rosjanom udało się zatrzymać chwilowo Ukraińców dopiero, kiedy Czeczeni zostali zmienieni na pozycjach przez poborowych z rosyjskiego pułku szkolnego.

Czeczeni niczym NKWD

17 sierpnia ukraińskie media poinformowały, że w pod Koreniewem poddała się kompania złożona z młodych rosyjskich poborowych. Wzięci do niewoli nastolatkowie mówili, że złożyli broń, aby uniknąć śmierci z rąk kadyrowców. Według relacji jeńców Czeczeni stali się bowiem oddziałem zaporowym, który wyłapywał cofające się jednostki i zmuszał je do ponownego podjęcia walki.

Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy żołnierze Kadyrowa, zamiast walczyć z Ukraińcami, są wykorzystywani do takiego celu - podobnie zadania wykonywali już w czerwcu pod Wołczańskiem. Nie byli zresztą wyjątkiem, bo pierwsze jednostki zaporowe Rosjanie utworzyli już jesienią 2022 r. Zrobili to na wzór z czasów II wojny światowej. Wówczas NKWD stworzyło oddziały, które, jak pisał Stalin, "w przypadku paniki i bezładnego odwrotu jednostek dywizji mają rozstrzeliwać na miejscu panikarzy i tchórzy, i pomóc w ten sposób szczerym żołnierzom wypełnić swój obowiązek wobec Ojczyzny". Ten rozkaz Stalina o numerze 227 jest znany jako "Ani kroku w tył!".

"Szturm" na sklep z telefonami

Trzy dni po tym, jak kadyrowcy zostali wycofani z pierwszej linii, w rosyjskich mediach społecznościowych pojawił się film, na którym przez pół godziny Czeczeni próbowali wyłamać drzwi do sklepu. Kiedy wreszcie dostali się do środka, zaczęli go plądrować. Ich łupem padły telefony, ładowarki i karty do aparatów.

Kiedy film zaczął się rozprzestrzeniać w sieci, dowodzący pułkiem gen. Apta Ałaudinow, zaczął grozić internautom, że ich znajdzie i "zastrzeli za szkalowanie dobrego imienia jednej z najlepszych rosyjskich jednostek". Będzie to dość trudne, bo pod filmem są dziesiątki tysięcy komentarzy. Nietrudno się domyślić, że w większości są bardzo nieprzychylne.

Internauci stwierdzili, że "ich [kadyrowców - red.] poziom kończy się na szturmowaniu sklepów z telefonami komórkowymi". Że nie może dziwić cel ataku, bo kręcenie "zwycięskich TikTów wymaga zapasów telefonów". Pojawiają się także komentarze, które wprost wyrażają stosunek wielu Rosjan do Czeczenów. "Mam nadzieję, że nie zostało im długo życia" - to jeden z najłagodniejszych wpisów określających stosunek do kadyrowców.

"Szturm" na sklep z telefonami nie był bynajmniej odosobnionym przypadkiem. Skala grabieży okazała się na tyle poważna, że komunikat wydało nawet biuro gubernatora kurskiego Romana Alechina, a kadyrowcom mocno pogrożono palcem. Na tym jednak się skończyło, ponieważ nawet złodzieje są Kremlowi potrzebni na froncie.

Czeczeńskich jeńców nie ma

Na początku operacji w obwodzie kurskim do ukraińskiej niewoli dostało się przynajmniej kilkudziesięciu Czeczenów. Ałaudinow zapewniał w mediach społecznościowych, że to niemożliwe, bo według niego jedynie trzech Czeczenów zostało zaskoczonych i podstępem wziętych do niewoli. A wszyscy czeczeńscy jeńcy, którzy byli pokazywani w ukraińskich mediach to według generała nie Czeczeni, ale ukraińscy aktorzy.

W innym nagraniu Ałaudinow dodał jednak, że jeśli ktoś dostał się do niewoli, to już nie może być nazywany Czeczenem, bo Czeczen do niewoli się nie poddaje. W ten sposób Ałaudinow rozwiązał problem czeczeńskich jeńców. Ich po prostu nie ma, bo każdy, kto się podda, przestaje być Czeczenem.

Pułk poniósł ogromne straty, kiedy porzucał pozycje pod Sudżą. W rosyjskich mediach społecznościowych pojawiło się wiele filmów pokazujących ucieczkę kadyrowców. Po ich publikacji Ałaudinow ponownie zagroził blogerom, że zastrzeli każdego, kto będzie powielał manipulacje i kłamstwa Ukraińców.

Dzielny generał sam na froncie się jednak nie pojawia. Zwłaszcza że jego pułk został odcięty od zaplecza i praktycznie jest okrążony pomiędzy rzeką Sejm, ukraińską granicą i nacierającymi Ukraińcami. Na TikToku za to pojawia się regularnie w wyprasowanym i czystym mundurze. Podobnie w mediach, gdzie regularnie daje wywiady, w których wychwala własne męstwo i zapewnia, że "specjalna operacja wojskowa" potrwa jeszcze dwa-trzy miesiące i Ukraińcy się poddadzą.

Jednak cierpliwość do Ałaudinowa powoli się kończy. Kiedy opublikował niezdarnie zmontowany film, który miał być dowodem na zacięty opór, jaki kadyrowcy stawiali w Sudży, szybko został zdemaskowany. Okazało się, że film nakręcono na tyłach, a kadyrowcy "odpierali atak" swoich kolegów.

Wówczas nie wytrzymała nawet część kremlowskich propagandystów, w tym Władimir Sołowjow. Zażądał, aby rosyjski dyktator Władimir Putin "w końcu podjął pewne środki" przeciwko Ałaudinowowi. Skończyło się na pogrożeniu palcem i usunięciu filmu z konta. Czeczeni, mimo że memiczni, są przydatni.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiekadyrowcyramzan kadyrow
Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski