Wstrząsające słowa matki Doroty. "Pytałam ordynatora: dlaczego ona zmarła?"
W środę w całej Polsce protestowano po śmierci ciężarnej Doroty w Nowym Targu. Na manifestację w tej miejscowości przyszła też matka 33-latki. - Pytałam ordynatora: dlaczego ona zmarła? On mi powiedział: nie wiem - opowiadała kobieta.
W środę w kilkudziesięciu miejscowościach w całej Polsce odbyły się protesty pod hasłem "Ani jednej więcej". Podczas manifestacji organizowanych przez Ogólnopolski Strajk Kobiet sprzeciwiano się restrykcyjnemu prawu aborcyjnemu.
Wskazywano, że od czasu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2020 roku kilka kobiet zmarło z powodu braku decyzji o przerwaniu ciąży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Matka zmarłej Doroty: nikt ze szpitala nie złożył kondolencji
Na manifestację w Nowym Targu przyszła także pani Krystyna, matka 33-letniej Doroty, która zmarła w placówce w tej miejscowości w maju. W rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim" kobieta opowiada, że była w szoku, gdy dowiedziała się o śmierci córki.
- Ja poleciałam rano, pytam ordynatora: panie ordynatorze, dlaczego moja córka zmarła z dzidziusiem? On mi powiedział: ja nie wiem - mówiła.
Pani Krystyna relacjonowała, że nie dostała żadnego wsparcia od lekarzy czy personelu medycznego. - Nikt się nie odezwał, nikt kompletnie. Wszyscy chodzili bokami i tylko patrzyli - opowiada.
- Nikt do dziś mi nie złożył kondolencji, nikt nie współczuł, nikt nie przytulił, nikt nie otoczył jakąkolwiek opieką i troską - mówi.
- Jeszcze mówię do mojego zięcia: Marcin, to jest prawda, nie pomylili się? "Nie, ja byłem". To gdzie ona jest? "Szykują ją do kostnicy" - opowiada kobieta.
Śmierć 33-latki
33-letnia Dorota w maju trafiła do szpitala w Nowym Targu. Była w 20. tygodniu ciąży. Według rodziny do placówki przyjęto ją z bezwodziem (stan, w którym w worku owodniowym brakuje wód płodowych), a mimo to lekarze nie wywołali poronienia. Kobieta zmarła po kilku dniach.
Pełnomocniczka rodziny zmarłej mecenas Jolanta Budzowska w rozmowie z Wirtualną Polską przekazała, że jej zdaniem doszło do rażących zaniedbań i błędu medycznego. - Nie reagowano na rosnące CRP, czyli wskaźnik stanu zapalnego. Pozbawiono też pacjentkę prawa do decyzji - powiedziała.
Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu prowadzi śledztwo ws. narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pani Doroty oraz jej nienarodzonego dziecka.
Szpital wydał oświadczenie
Podhalański Szpital Specjalistyczny w Nowym Targu w środę o godz. 18, czyli w momencie startu protestów, wydał oświadczenie w związku ze śmiercią pacjentki. "Dyrekcja i pracownicy szpitala składają wyrazy współczucia rodzinie i bliskim ciężarnej pacjentki, która zmarła w naszym szpitalu" - napisano.
Placówka przekonuje, że 33-latka była przez cały pobyt "otaczana opieką i troską" ze strony pracowników szpitala. "Była również informowana o stanie zdrowia swoim i dziecka. Rozumiała sytuację jako osoba zawodowo związana ze środowiskiem medycznym" - napisano.
Szpital podkreśla, że zarówno pacjentka, jak i rodzina otrzymali wsparcie ze strony psychologa. "Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak trudna jest to sytuacja. Zależy nam na tym, żeby sprawę wyjaśnić, o czym mówimy od samego początku. Prosimy też, by nie ferować wyroków przed ostatecznym zbadaniem i wyjaśnieniem przyczyny tej tragedii" - podkreślono.
Czytaj więcej:
Źródło: "Tygodnik Podhalański", WP