Protesty zaczęły się o 18. Wtedy szpital wydał komunikat
W całej Polsce w środę odbyły się manifestacje pod hasłem "Ani jednej więcej". Pikiety odbyły się w związku ze śmiercią 33-letniej Doroty w szpitalu w Nowym Targu. Demonstracje przeszły ulicami kilkudziesięciu. Placówka medyczna, w której zmarła ciężarna kobieta, w momencie startu protestów wydała oświadczenie.
14.06.2023 | aktual.: 14.06.2023 22:05
Protesty organizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet rozpoczęły się o godz. 18. Manifestujący wyszli na ulice m.in. Warszawy, Krakowa, Lublina czy Nowego Targu.
"Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo polskie prawo antyaborcyjne zabija, a z lekarzy czyni politycznych sługusów zamiast ekspertów od ochrony zdrowia. Dorota nie żyje, bo lekarze się nie buntują. Tam, gdzie nie ma legalnej aborcji, kobiety umierają w szpitalach, bo personel medyczny, zamiast ratować nasze życie i zdrowie czeka, aż wojewódzki konsultant przyjdzie do pracy i łaskawie zezwoli na zabieg. Żeby potem można było na kogoś zrzucić. (...) Ile jeszcze mężów i partnerów straci żony i partnerki? Jeszcze za mało umarło nas? Przestańcie nas zabijać!" - napisano na stronie wydarzenia.
Manifestacja w Nowym Targu, gdzie zmarła ciężarna 33-latka, zaczęła się od minuty ciszy. Pojawiła się tam też matka Doroty. - Pobiegłam do szpitala i spytałam ordynatora czemu moja córka zmarła, a on mi odpowiedział "ja nie wiem". On nie wie dlaczego zmarła. Nikt mi nie złożył kondolencji, nikt mi nie współczuł. Moja córka zwijała się z bólu - mówiła Krystyna. Jej słowa przytacza "Gazeta Wyborcza".
- Nigdy, przenigdy nie będziesz szła sama - skandowali protestujący w różnych miejscach kraju.
Marta Lempart podczas przemówienia w Warszawie podkreślała, że mobilizacja do protestów była bardzo duża. - Dzisiaj w nocy w Nowym Targu znalazły się osoby do organizacji tam protestu - mówiła.
Wskazywała, że manifestacje odbyły się nie tylko w dużych miastach, ale także w mniejszych miejscowościach.
W Warszawie protestujący udali się następnie przed budynek Ministerstwa Zdrowia.
W manifestacjach wzięli udział nie tylko obywatele sprzeciwiający się restrykcyjnym przepisom aborcyjnym, ale także politycy m.in. Lewicy i Koalicji Obywatelskiej.
Śmierć ciężarnej 33-latki
33-letnia Dorota w maju trafiła do szpitala w Nowym Targu. Była w 20. tygodniu ciąży. Według rodziny przyjęto ją z bezwodziem (stan, w którym w worku owodniowym brakuje wód płodowych), a mimo to lekarze nie wywołali poronienia. Kobieta zmarła po kilku dniach.
Pełnomocniczka rodziny zmarłej mecenas Jolanta Budzowska w rozmowie z Wirtualną Polską przekazała, że jej zdaniem doszło do rażących zaniedbań i błędu medycznego. - Nie reagowano na rosnące CRP, czyli wskaźnik stanu zapalnego. Pozbawiono też pacjentkę prawa do decyzji - powiedziała.
Teraz Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu prowadzi śledztwo ws. narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pani Doroty oraz jej nienarodzonego dziecka.
To kolejna śmierć, którą wielu wiąże z zaostrzeniem przepisów aborcyjnych w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego jesienią 2020 roku.
Szpital w Nowy Targu wydał oświadczenie
Podhalański Szpital Specjalistyczny w Nowym Targu o godz. 18, czyli w momencie startu protestów, wydał oświadczenie w związku ze śmiercią pacjentki.
"Dyrekcja i pracownicy szpitala składają wyrazy współczucia rodzinie i bliskim ciężarnej pacjentki, która zmarła w naszym szpitalu" - napisano.
Placówka przekonuje, że 33-latka była przez cały pobyt "otaczana opieką i troską" ze strony pracowników szpitala. "Była również informowana o stanie zdrowia swoim i dziecka. Rozumiała sytuację, jako osoba zawodowo związana ze środowiskiem medycznym" - napisano.
Szpital podkreśla, że zarówno ona, jak i rodzina otrzymali wsparcie ze strony psychologa.
"Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak trudna jest to sytuacja. Zależy nam na tym, żeby sprawę wyjaśnić, o czym mówimy od samego początku. Prosimy też, by nie ferować wyroków przed ostatecznym zbadaniem i wyjaśnieniem przyczyny tej tragedii" - podkreślono.
Czytaj więcej: