Pandemia COVID-19. Naukowcy widzą światełko w tunelu
Jeżeli istnieje ktokolwiek, kto może odczuwać choćby minimum satysfakcji z panującej epidemii COVID-19, to są to miłośnicy języka i kultury greckiej. Społeczeństwa całego świata uczą się bowiem kolejnych liter alfabetu tego języka o ogromnej wartości kulturowej.
Zostawmy jednak angielski humor. Panująca epidemia koronawirusa nie jest już epizodem, a ważnym, tragicznym wydarzeniem historycznym XXI wieku. Kolejne mutacje "dominujące" opanowują świat szybciej niż swego czasu przeboje Beatlesów. Gdzie zatem szukać nadziei… i czy w ogóle da się ją znaleźć?
Omikron. Nowa mutacja
26 listopada 2021 roku WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) ogłosiła Omikron wariantem COVID-19 "budzącym obawę". Dwa lata po wybuchu pandemii ludzkość, zmęczona długą, pełną wzlotów i upadków walką z wirusem, otrzymała kolejny cios – niebezpieczną mutację z południowych rejonów Afryki.
Omikron okazał się początkiem zupełnie nowego rozdziału historii walki z COVID-19. Otrzymaliśmy wariant o wielokrotnie większej zaraźliwości niż "panująca" Delta, a do tego znacznie bardziej odporny na szczepionki. Niepewny jest również status Omikronu z punktu widzenia jego szkodliwości.
Badania sugerują, że objawy nowego szczepu mogą być lżejsze niż w przypadku Delty, jednakowoż wszystkie przeprowadzane obecnie badania podatne są na pewien błąd – gdy wybuchała epidemia Delty, poziom wyszczepienia niemal wszędzie był znacznie niższy.
Porównujemy zatem "jabłka z gruszkami", a pewności co do skali spustoszenia, jaką w ludzkim organizmie może spowodować Omikron, wciąż nie ma. Co więcej, nowy wariant niemal na pewno nie jest ostatnim "dominującym", a tego, jaki będzie następny, nie wie absolutnie nikt. Pewne jest tylko jedno: nauczymy się biegle kolejnych liter greckiego alfabetu.
Obecna sytuacja jest daleka od optymistycznej. Gdzie zatem szukać nadziei? Naukowcy z całego świata podają jeden termin, który może sprawić, że COVID-19 stanie się mniej istotną częścią naszego życia: "endemiczność".
Zobacz też: Wariant Omikron. Ile przypadków zakażeń jest w Polsce?
Faza endemiczna
Przejście trwającej epidemii w fazę endemiczną będzie oznaczało zachowanie obecności wirusa COVID-19 w populacji przy jednocześnie zbyt małym jego udziale, by uważać go za zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Całkowita eliminacja COVID-19 jest praktycznie niemożliwa, wirusa jest zbyt dużo, powstaną różne, coraz to nowsze mutacje. Już na początku 2020 roku WHO ogłosiło, że COVID-19 nie opuści nas już nigdy, celem jest zatem nie jego eliminacja, a sprawienie, by stał się jedną z wielu sezonowych chorób.
- Mutacje są obecnie nieprzewidywalne, zupełnie nie wiemy, co nastąpi po Omikronie. Z reguły przejście patogenu wirusa ze stadium pandemicznego do endemicznego zajmuje kilka lat – twierdzi Aleksiej Tkaczenko z Brookhaven National Laboratory w Nowym Jorku. – Ostatecznie uda nam się ustabilizować jakiś poziom rozpowszechnienia epidemii. Nie oznacza to jednak, że nie będzie już czym się przejmować – dodaje.
Kierownictwo jednej z największych i najważniejszych firm farmaceutycznych na świecie, Pfizera, ogłosiło z kolei w grudniu, że prawdopodobnym scenariuszem jest przejście COVID-19 w fazę endemiczną w roku 2024.
Z kolei Anthony Fauci, dyrektor wchodzącego w skład Narodowych Instytutów Zdrowia Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, twierdzi, że koronawirus prawdopodobnie będzie miał typowe dla fazy endemicznej wybuchy, podobnie jak ma to obecnie miejsce w przypadku grypy.
Już w lutym czasopismo "Nature" przeprowadziło sondę wśród naukowców pracujących przy COVID-19. 9 na 10 uważa, że wirus w końcu przejdzie w fazę endemiczną. Oznacza to lepsze i gorsze momenty: prawdopodobnie więcej przypadków będziemy odnotowywać w miesiącach chłodnych ze względu na słabszą odporność organizmów.
Analitycy z firmy konsultingowej McKinsey podają trzy główne potencjalne powody, dla których COVID-19 powinien stopniowo stawać się coraz mniejszym problemem aż do osiągnięcia pełnej endemiczności.
Problem będzie coraz mniejszy
Po pierwsze – mamy wreszcie leki na COVID-19. Choć ich skuteczność nie jest magiczna, to jednak Molnupravir od Mercka i Paxlovid od Pfizera mogą znacząco zmniejszyć śmiertelność oraz liczbę hospitalizacji.
Pfizer raportuje 89 proc. skuteczności swojego preparatu w kontekście hospitalizacji zakażonych koronawirusem. Choć pozostają pytania o dostępność leku, jego interakcje z innymi lekami oraz możliwościami jego aplikacji choćby kobietom w ciąży – postęp jest znaczący. Pfizer i Merck obiecują też, że ich leki będą tanie, a produkcja masowa.
Drugą szansą jest fakt, że kierunek rozwoju COVID-19 (kolejne mutacje) zaczyna być lepiej rozumiany. Kolejne mutacje prawdopodobnie będą zmierzać w kierunku wyższej zaraźliwości, a jednocześnie mniej dolegliwych objawów. Kolejne, poprawione wersje szczepionek mogą być zatem pewną polisą na przyszłość – chronić nie tylko przed skutkami obecnie panujących mutacji, ale też tych, które mogą nastąpić w przyszłości.
Trzeci czynnik wspomniany przez analityków McKinsey to adaptacja społeczeństw i systemów ochrony zdrowia do pandemii. Jesteśmy w stanie sprawniej testować, szpitale i przychodnie są lepiej przygotowane do przyjmowania pacjentów covidowych, niż miało to miejsce na początku pandemii. Lepiej rozumiemy rolę maseczek, paszporty szczepionkowe zwiększają poziom bezpieczeństwa.
Warto jednak zauważyć, że rzeczony czynnik, choć niewątpliwie wiążący dla wielu krajów z wysokim poziomem rozwoju społeczeństw obywatelskich oraz zaufania do instytucji publicznych, w kontekście Polski mogą brzmieć nieco osobliwie.
Czy COVID-19 zakończy zatem w końcu swój krwawy marsz przez kulę ziemską? Niemal na pewno – tak, choć nie uda nam się całkowicie o nim zapomnieć. Problem stanowią nieprzewidywalne ramy czasowe. Prawdopodobnie czekają nas kolejne trudne lata nauki kolejnych greckich liter, ale nadzieja na eliminację wirusa jako czynnika decydującego o naszym życiu nie jest zupełnie płonna.
W sytuacji oczekiwania na żniwo, jakie zbierze w najbliższych tygodniach Omikron, może być trudno o płomienny optymizm, ale gdzieś bardzo daleko, na samym końcu tunelu, widać maleńkie, blade światełko.