"Pan Odra" do niedawna jeszcze kąpał się w rzece. Dziś cierpi, jakby odszedł ktoś bliski
- Jak ktoś mieszka w Nietkowicach, Brodach czy Pomorsku, gdzie Odra jest dominującą częścią miejscowości, to teraz jest tak, jakby umarł bliski krewny. Kiedy rzeka, wokół której toczy się życie wsi, nagle staje się czymś niebezpiecznym, to dla takich miejsc jest to straszne - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Wita, który jako pierwszy zaczął informować na Twitterze o tym, co stało się z drugą rzeką Polski.
Paweł Wita pochodzi z Sulechowa w województwie lubuskim. To on jako pierwszy zaczął zamieszczać informacje o sytuacji na Odrze. Od dawna był aktywny na grupach (m.in. "Nasza Odra") na Facebooku, śledził na bieżąco wszystko, co dzieje się z jego rzeką. Kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze zdjęcia ze śniętymi rybami, zaczął umieszczać je na Twitterze i apelować do rządzących, by ci zainteresowali się sprawą.
9 sierpnia napisał na swoim koncie: "Z Odry wyłowiono blisko 9 ton śniętych ryb, a państwo do tej pory nie wie, kto za to odpowiada. O sytuacji wiadomo co najmniej od 3 sierpnia. Nie podjęto żadnych działań, by minimalizować tę katastrofę".
13 sierpnia komunikował: "Katastrofa na Odrze i szukanie przyczyn coraz bardziej przypomina kryminalną zagadkę z licznymi spekulacjami, kto zabił. Jakkolwiek jest to zajmujące, to faktem jest, że parametry wody nadal nie wróciły do poprzednich stanów i to trwa nadal".
Temat podchwyciły ogólnopolskie media i się zaczęło.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski: To ty jako pierwszy na Twitterze informowałeś o tym, co dzieje się z Odrą. Spotkało cię w związku z tym sporo hejtu.
Paweł Wita: Hejt dotyczył sprawy rtęci. Wiele osób chciało bronić jakiegoś źle pojętego honoru państwa. Ja natomiast bardzo szybko podałem tę początkową wiadomość za RBB, publicznym nadawcą Berlina i Brandenburgii. Jakkolwiek te wyniki były nieoficjalne, to byliśmy po całym dniu, w którym setki ludzi zbierały martwe ryby i to przy bardzo skromnej ochronie osobistej. Gdyby to rtęć odpowiadała za to, co się wydarzyło, to ci ludzie, w tym moi znajomi, byliby w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Wiele osób zaatakowało mnie, kiedy polskie służby poinformowały, że z tą rtęcią to nic pewnego. Oskarżano mnie o niemiecką propagandę, szerzenie fake newsów czy nawet bycie niemieckim agentem. Odwykłem od tego, jak to potrafi być toksyczne. Ludzie byli w stanie wypisywać obelgi do obcego człowieka.
Nie odpuściłeś. Jak bardzo osobiście dotknęło cię zatrucie rzeki?
Bardzo! W narracji o Polsce Odra była zawsze niedowartościowana. W kraju częściej mówi się o Wiśle i o Warcie, choć to Odra jest drugą polską rzeką. Wiemy z czego to wynika, Odra jest w Polsce dopiero od 1945. Nie załapała się na hymn, to zawsze "przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę". Tak samo nieobecne w opowieści o Polsce są ziemie zachodnie. Naszą rzeką tak naprawdę zainteresowani są ci, którzy są stąd lub tu mieszkają.
Ktoś, kto dorastał nad Odrą, wie, że wiele wysiłku kosztowało przywrócenie jej do stanu, w jakim "do przed chwili" była. Tam pływały ryby, można było nad nią spędzać czas, można było po niej i wręcz w niej pływać.
Też pływałeś?
Od dwóch sezonów. Tak, to było znów możliwe. Wcześniej to było trudne nawet do wyobrażenia, bo rzeka była zanieczyszczona przez przemysł, a leżące nad nią miasta długo nie miały oczyszczalni. Oglądanie tego, jak nasz wieloletni wysiłek został zmarnowany w katastrofie o biblijnych proporcjach, oglądanie ton ryb na brzegach było i jest przejmujące.
"Biblijnych?"
Jak ktoś mieszka w Nietkowicach, Brodach czy Pomorsku, gdzie Odra jest dominującą częścią miejscowości, to teraz jest tak, jakby umarł bliski krewny. Kiedy rzeka, wokół której toczy się życie wsi, nagle staje się czymś niebezpiecznym, to dla takich miejsc jest to straszne.
A najgorsze jest to, że słowa nie oddają skali katastrofy. To jest wielka tragedia dla wszystkich nad rzeką, dramat. Można to powiedzieć. Tylko, że jak się widziało te martwe ryby na brzegach, to te słowa są nieadekwatne. Słowami jest to naprawdę trudne do wyrażenia.
Pojawiają się głosy, że niektóre osoby zapalają znicze nad Odrą z żalu.
Nie dziwię się. Odra w ostatnich latach stała się osią wielu aktywności. Mówimy tu nie tylko o turystyce rzecznej, ale i o wędkarstwie czy życiu nad rzeką, w różnych knajpkach. Na zboczach doliny Odry w województwie lubuskim są winnice. Organizowane były warsztaty teatralne, imprezy. Teraz to będzie jednak inne. Jak długo? Nie wiadomo.
Pół Polski zastanawia się - "kto zabił", co to za substancja, kto za to odpowiada? Czekamy na informacje - co się wydarzyło? Od tej wiedzy wiele zależy, przede wszystkim - czym będzie Odra w przyszłości?
Trochę czasu jednak minie, zanim się dowiemy. Sporo osób może mieć blokadę, by wrócić do poprzedniej aktywności związanej z rzeką. Obawa, że coś znów może się wydarzyć, może w ludziach przeważyć.
Znów będzie trzeba oczyścić dobre imię rzeki. Odra starszym pokoleniom kojarzy się jako ściek. Ona była ściekiem. To, że stała się czystą rzeką, to historia ostatnich lat. Moją intencją dziś jest, by mówiono nie tylko o tym, co się wydarzyło, ale i jak cudowne są to miejsca. A Odra jest naprawdę piękna. Mam nadzieję, że to, co się stało nie jest nieodwracalne, i że wkrótce nad nią wrócimy. To jest przecież nasza rzeka!
Co zrobisz, kiedy w końcu sytuacja się wyjaśni?
Chcę wrócić znowu nad rzekę z poczuciem bezpieczeństwa, słuchać ptaków. Jednak to dopiero wejście do wody po tym wszystkim będzie znakiem, że zaczynamy od nowa. Odra nie jest bezpieczna do pływania, ale jeśli ma się doświadczenie, to ta rzeka człowieka niesie. To fantastyczne uczucie, na to będę czekał.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski