Oto przyszły następca Donalda Tuska?
Po niespełna pół roku, Bartłomiej Sienkiewicz jest najbardziej wyrazistym ministrem w rządzie Donalda Tuska. Dołączył też do najbliższego kręgu premiera - czytamy w tygodniku "Wprost".
Na pierwszej linii frontu szybko mu się spodobało. Jego znajomy: - Ta gra go wciągnęła. Kręci go, że podjął ryzyko i odpowiedzialność.
W ciągu kilku miesięcy urzędowania w MSW, Sienkiewiczowi udaje się zbudować wizerunek szeryfa, "twardziela z twarzą amanta". Za wroga numer jeden obiera środowiska młodych faszystów. Kiedy wybucha sprawa Białegostoku, minister zasłynie słowami do skinów: Idziemy po was. Zapowiada twardą politykę wobec "band łysych osiłków rządzących na osiedlach" (słowa z ostatniego wywiadu dla "Rzeczpospolitej").
W Białymstoku do dziś nie ma jednak spektakularnych sukcesów. Widać zresztą, że ministra coraz bardziej irytują pytania o to, gdzie doszedł idąc po białostockich skinów. - To banalne pytanie – skwitował w "Rz".
Może dlatego, że - jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji – ta historia była pierwszą, która wywołała irytację Tuska: - Wolałbym słyszeć takie słowa po sukcesach - miał wytknąć premier na jednym z posiedzeń rządu.
Resort spraw wewnętrznych to nie była pierwsza propozycja, jaką Sienkiewicz dostał od Tuska. Kiedy pod koniec ubiegłego roku zagęściła się atmosfera wokół Krzysztofa Bondaryka w ABW, Tusk planował na jego następcę właśnie Sienkiewicza. - Tyle że jednocześnie było już widać, że Cichocki nie bardzo sobie radzi z MSW i potrzeba będzie głębszych zmian – mówi dobrze zorientowany polityk PO.
Sienkiewicz usłyszał wtedy od premiera, że tak czy inaczej, ma się szykować. Zaczął coraz częściej bywać w Kancelarii Premiera. I zamykać swoje biznesy...