Oskarżyli Kijów. Bojkot w Finlandii
Opublikowany w zeszłym tygodniu dokument Amnesty International, w którym dokonana została ocena taktyki ukraińskiej armii, spotkał się z krytyką w wielu krajach. Fińskie społeczeństwo zareagowało, wycofując finansowe poparcie dla organizacji. Raport skrytykował także były szef fińskiego wywiadu gen. Pekka Toveri. "Zarzuty bez konkretnych dowodów" - komentuje wojskowy.
09.08.2022 | aktual.: 09.08.2022 14:31
Wiele informacji traktujących o rzekomych atakach i agresji ze strony ukraińskiej, które podają rosyjskie media, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Amnesty International stwierdza w swoim raporcie, że sposób, w jaki Ukraina prowadzi walkę z najeźdźcą, ma wiele błędów i stanowi zagrożenie dla ludności cywilnej. Według ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego AI próbowała ułaskawić "terrorystyczne państwo" Rosję i przenieść odpowiedzialność z napastnika na ofiarę.
Mihailo Podoljak, doradca administracji prezydenta Ukrainy, również zareagował na raport, oskarżając organizację praw człowieka o udział w szerzeniu rosyjskiej dezinformacji i propagandy.
W rozmowie z fińską gazetą "Iltalehti" kontrowersyjny raport o Ukrainie skrytykował także generał Pekka Toveri. - Ukraina została oskarżona bezpodstawnie. Konieczne jest monitorowanie i interweniowanie w tej sytuacji. Nie zapominajmy, kto jest agresorem i jaki był początek tej inwazji - mówi wojskowy.
AI zarzuca ukraińskim siłom zbrojnym, że utworzyła bazy w szkołach i szpitalach, których otoczenie jest gęsto zaludnione. Takie taktyki, jak podkreślają przedstawiciele organizacji, naruszają międzynarodowe prawo humanitarne i zagrażają cywilom.
Tymczasem zdaniem generała brakuje dowodów na ustalenia, podane przez aktywistów. Według niego szkoły opróżnione z ludności cywilnej mogą być wykorzystane do celów wojskowych, bo to tylko budynek, który może służyć jako przestrzeń do obrony. Tak samo jest ze szpitalami, z których ewakuowano pacjentów.
Finlandia reaguje na niefortunny raport Amnesty. Organizacja straciła tysiące darczyńców
Frank Johansson, dyrektor wykonawczy fińskiego oddziału AI, wyjaśnia "Iltalehti", że raport został przygotowany przez najbardziej doświadczonych ludzi. - Od niespełna sześciu miesięcy regularnie przebywają w strefie działań wojennych w Ukrainie i zgłaszają głównie zbrodnie wojenne Rosji. Jednocześnie obserwowali sytuacje, w których żołnierze ukraińscy ignorują bezpieczeństwo ludności cywilnej. Nie dają często czasu na ewakuację. Według naszej interpretacji jest to pogwałcenie międzynarodowego prawa humanitarnego - twierdzi Frank Johansson.
Jak wskazuje gazeta, rosyjska dyplomacja już wykorzystuje raport AI jako broń propagandową. Fiński przedstawiciel organizacji walczącej o prawa człowieka zauważa jednak, że rosyjska propaganda nie ma wpływu na kraje zachodnie, a hipokryzja Rosji dla wszystkich "jest przejrzysta".
Międzynarodowy departament AI przeprosił w niedzielę za "niepokój i złość" wywołane raportem. Jednak szkody, jakie nastąpiły w wyniku tego incydentu, są już realne.
Wielu Finów spośród około 20 tysięcy stałych darczyńców wspierających organizację publicznie oświadczyło, że rezygnuje z comiesięcznych darowizn.
- Do tej pory otrzymaliśmy około 400 powiadomień o wycofaniu abonamentowych deklaracji. Będziemy kontaktować się ze wszystkimi osobami rozczarowanymi ostatnim incydentem i postaramy się wyjaśnić wątpliwości. Może uda nam się przekonać ich, że nasze intencje są dobre - mówi Johansson.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo