Orlen idzie na wojnę z ptakami. Wskazał "gatunki konfliktowe"
Cztery gatunki ptaków mają być płoszone i przepędzane z terenu zakładu produkcyjnego Orlenu, a ich gniazda - niszczone. Spółka tłumaczy, że powodem są względy bezpieczeństwa - na pokrytych odchodami powierzchniach łatwo się poślizgnąć i upaść.
"Gazeta Wyborcza" wzięła na tapet opublikowane pod koniec lutego zapytanie ofertowe Orlenu, dotyczące "ograniczenia konfliktów stwarzanych przez ptaki na terenie zakładu produkcyjnego Orlen S.A. w Płocku".
Zgodnie z treścią postępowania za gatunki "konfliktowe", które należy przepłoszyć, uznane zostały: gołąb, gawron, mewa siwa i grzywacz.
Orlen idzie na wojnę z "konfliktowymi" ptakami
Przykładowo, jak wylicza "Wyborcza", w latach 2024-2026 wykonawca zobowiązuje się do płoszenia grzywaczy 18 razy w miesiącu, czyli 216 razy w roku, przez specjalnie wyszkolone ptaki sokolnicze, pod nadzorem ornitologa. Podobny los ma spotkać gołębie, zamieszkałe na terenie zakładu, których gniazda mają być niszczone, a ptaki - odławiane i wywożone poza teren Orlenu. Również gniazda gawronów i mew siwych mają zostać usunięte, a jaja niszczone pod nadzorem ornitologa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orlen podkreśla, że od lat dba o ochronę środowiska naturalnego, uczestniczy w wielu programach na rzecz poprawy bioróżnorodności i pomaga odbudować populację sokoła. Jednocześnie w odpowiedzi na zapytania ze strony "Wyborczej" biuro prasowe spółki przyznaje, że zmaga się z rosnącą populacją wymienionych w zapytaniu ofertowym gatunków.
"Powodują one zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników oraz bezawaryjnej eksploatacji infrastruktury Zakładu Produkcyjnego" - Orlen tłumaczy, że na pokrytych odchodami podestach czy drabinach ryzyko poślizgnięcia i upadku jest bardzo duże.
- Czy faktycznie występuje niebezpieczeństwo, że np. ktoś wpadnie do zbiornika z powodu ataku mewy? Pewnie może się zdarzyć jakiś przypadek raz na milion - komentuje w rozmowie z "Wyborczą" Monika Klimowicz-Kominowska, rzeczniczka prasowa OTOP BirdLife Polska.
Czytaj także:
Źródło: "Gazeta Wyborcza"