Organizator Marszu Niepodległości: rozwiązanie marszu bez znaczenia dla bezpieczeństwa
Według prezesa Stowarzyszenia Marszu Niepodległości Witolda Tumanowicza "z punktu widzenia bezpieczeństwa decyzja o rozwiązaniu marszu nie miała żadnego znaczenia", a mogłaby wprowadzić chaos, gdyby dotarła do wszystkich uczestników.
11.11.2013 | aktual.: 11.11.2013 22:23
"Marsz Niepodległości", zorganizowany w poniedziałek przez środowiska narodowe, został rozwiązany przez ratusz - na żądanie policji. W czasie manifestacji doszło do burd, rannych zostało siedmiu policjantów.
W rozmowie z PAP Tumanowicz podkreślił, że słyszał o "jakichś wydarzeniach podczas marszu, ale ciężko je teraz na bieżąco komentować". O rozwiązaniu marszu dowiedział się z mediów i od innych uczestników zgromadzenia. - Nawet jeśli tak było, to musimy otrzymać najpierw uzasadnienie tej decyzji, żeby się do niej odnieść - ocenił.
Jako zdaniem byłaby to decyzja "dosyć głupia". - Choćby ze względu na to, że ten wielotysięczny tłum gdzieś musiał przejść dalej, musiałby pójść ulicą Belwederską albo w jedną, albo w drugą stronę. Więc byłaby to decyzja dość nieistotna z punktu widzenia bezpieczeństwa osób zgromadzonych na marszu - powiedział.
- Tak czy inaczej, my ochranialiśmy marsz do końca, straż marszu do końca przeprowadzała ludzi, aby mogli pójść na Agrykolę - dodał. Podkreślił, że wiec na Agrykoli, gdzie miał zakończyć się marsz, był osobnym zgromadzeniem, które nie zostało rozwiązane. - Więc ten tłum i tak musiał tam jakoś przejść, nawet jeśli "Marsz Niepodległości" został rozwiązany - zaznaczył.
W jego ocenie straż marszu poradziła sobie bardzo dobrze. Zaznaczył, że nawet biorąc pod uwagę fakt, że doszło do incydentów, marsz w większości przebiegał spokojnie, a straż bezpiecznie przeprowadziła jego uczestników. - Straż nie ma sobie nic do zarzucenia, my wykonaliśmy dobrze swoją robotę - podkreślił.
Podczas wiecu w Parku Agrykola ze sceny przemawiali liderzy polskich, węgierskich, włoskich i francuskich narodowców. - Marsz można rozwiązać, ale narodu nie można zdelegalizować - mówił Artur Zawisza. Odśpiewano hymn narodowy, odpalono czerwone race i petardy. Wznoszono okrzyki: "Polak, Węgier dwa bratanki", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę".
Robert Winnicki z Ruchu Narodowego mówił, że choć nie popiera podpalenia tęczy na pl. Zbawiciela, to "trzeba sobie powiedzieć jedno: spłonął symbol zarazy, lewackiej rewolucji".