Opozycja zgłupiała przez 500+. Nie wiedzą jak się zachować
Rewolucyjny program socjalny 500+ budzi wśród polityków opozycji skrajne emocje. Raz go chwalą i podkreślają, że "nakarmił polskie dzieci", a innym razem krytykują za "rozpijanie i rozleniwianie Polaków". Dlaczego?
06.04.2017 | aktual.: 06.04.2017 21:24
Były przewodniczący SLD Leszek Miller nie mógł się w środę nachwalić sukcesów jakie niesie za sobą program 500+. – Jest nie tylko dobry w sensie socjalnym, ale też korzystny dla polskiej gospodarki. Wzrasta dzięki niemu popyt konsumpcyjny i prowadzi do bardzo potrzebnego ożywienia – mówił w TVP Info. Dodawał także, że dzięki 500+ "bieda w Polsce przestaje mieć twarz dziecka".
Państwową pomoc dla rodzin bardzo pozytywnie ocenia ostatnio również lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. - Utrzymamy ten program po wyborach, wzmocnimy go i rozszerzymy jego dotarcie – zapewniał.
Takie słowa zaskakują, bo jeszcze niedawno opozycja zgodnie zapewniała, że wypłacenie dodatkowych świadczeń dla kilku milionów dzieci jest nierealne. Teraz chcą je wręcz rozbudowywać.
Przypominamy, co mówili w latach 2014-16
"Zobowiązujemy się wprowadzić comiesięczny dodatek rodzinny w kwocie 500 zł na drugie i na kolejne dzieci do 18. roku życia" – taka deklaracja posłów Prawa i Sprawiedliwości padła po raz pierwszy jeszcze w lutym 2014 roku. Urzędujący wówczas premier Donald Tusk skomentował to bardzo krótko: "Fajny pomysł".
Po chwili dodał jednak, że sam "chętnie dałby nawet nie 500 zł na drugie, ale nawet 1000 zł na każde dziecko". - Jeśli ktoś w Polsce wie, gdzie te miliardy leżą zakopane i można je natychmiast uruchomić i porozdawać ludziom, to będę najszczęśliwszym premierem w Europie, jeśli będę mógł być autorem czy współautorem takiego projektu – żartował.
Kopacz: to nierealne
W kolejnych miesiącach do stanowiska Donalda Tuska dołączali kolejni politycy. Ewa Kopacz oceniła np., że koszt wdrożenia programu 500+ przekracza możliwości państwa. - Można oczywiście obiecywać na prawo i lewo, ale by być rzetelnym, (…) powinno się wiedzieć, że np. w budżecie na rok 2016 nie ma środków na tego rodzaju pomysły – stwierdziła.
W lutym 2016 roku, kiedy projekt był głosowany w Sejmie, lider Nowoczesnej Ryszard Petru stwierdził natomiast, że propozycje przedstawiane przez Beatę Szydło są niekorzystne. - Program nie pomoże polskiej dzietności. Nie jest to inwestycja, bo rozdaje się tu pieniądze tak samo biednym, jak i bogatym – podkreślał. W zamian proponował m.in. rozwój programu mieszkaniowego.
Jego partyjna koleżanka Kamila Gasiuk-Pichowicz dodawała z kolei, że "projekt 500+ był pisany na kolanie, nie poprawi dzietności w Polsce i ma na celu kupienie przez PiS głosów obywateli". Zwróciła również uwagę, że wsparcie finansowe trafi nie tylko do najbardziej potrzebujących, ale do wszystkich. - Samotna matka, wychowująca jedno dziecko i zarabiająca około 1700 zł nie dostanie wsparcia, a rodzina z trojgiem dzieci, zarabiająca 20 tys. zł miesięcznie to wsparcie otrzyma – oceniała ówczesna rzecznik Nowoczesnej.
Przedstawiciele opozycji podkreślali też zagrożenie związane z niewłaściwym wydawaniem tych pieniędzy. Ich zdaniem istniała realna obawa, że kobiety, które powinny pracować, zostaną teraz w domach, a gotówka nie trafi na poprawę poziomu życia dzieci, ale na potrzeby samych rodziców.
Nie wszystko się udało
Ponieważ od faktycznego wprowadzenia programu w życie i rozpoczęcia wypłaty świadczeń mija właśnie rok, Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało ostatnio konferencję podsumowującą efekty 500+. Rząd chwalił się m.in. tym, że z programu korzysta 3,82 mln dzieci, a w ostatnich miesiącach widać już pierwszy wzrost urodzeń.
- W styczniu urodziło się w Polsce 35 tysięcy dzieci. To najlepszy wynik w pierwszym miesiącu roku od 2010 roku – informowała minister pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska.
Nie wszystko idzie jednak idealnie. Zarówno szefowa resortu jak i premier Beata Szydło przyznały, że poprawy wymaga m.in. walka z przypadkami, kiedy osoby podające się za samotnie wychowujące dzieci, w rzeczywistości prowadzą dom wspólnie z partnerem.
Resort rodziny chce wziąć pod lupę także fikcyjne zaniżanie dochodu przy 500 zł na pierwsze dziecko. Chodzi przede wszystkim o osoby, które zwolnią się i zatrudnią u tego samego pracodawcy, ale z niższym wynagrodzeniem.
PiS planuje też wprowadzenie rozwiązań - przede wszystkim informatycznych - które pozwolą gminie ustalić zgodność deklaracji o zamieszkiwaniu w Polsce z stanem faktycznym. Obecnie zdarza się, że rodzina deklarująca pobyt w kraju mieszka tak naprawdę za granicą.