"Operacja kurska" wchodzi na nowy poziom. "Ukraińcy demolują i dokonują rajdów"
Zniszczenie przez Ukrainę trzech mostów na rzece Sejm w rosyjskim obwodzie kurskim, powoduje, że odsiecz z Rosji nie nadejdzie szybko. Siły obecne w odcinanym regionie mogą zostać stracone - uważa w rozmowie z WP gen. Waldemar Skrzypczak. Ale "przeczuwa" też nowe niespodzianki na froncie.
20.08.2024 | aktual.: 20.08.2024 13:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zarówno rosyjskie media, jak i dowódca Sił Powietrznych Ukrainy gen. Mykoła Oleszczuk potwierdzili w niedzielę zniszczenie trzeciego mostu drogowego nad rzeką Sejm w obwodzie kurskim. Most, znajdujący się w pobliżu miejscowości Głuszkowo, był wcześniej ostrzeliwany rakietami systemu HIMARS. Zawalił się po trafieniu bombą lotniczą.
Region głuszkowski stanowi zachodnią flankę "operacji kurskiej", czyli trwającego od 6 sierpnia ataku sił ukraińskich na terytorium Rosji. Z ostatnich doniesień wynika, że Ukraina stopniowo posuwa się naprzód. "Sytuacja jest niebezpieczna i wymaga ewakuacji Rylska i Lchowa, zanim będzie za późno. Jeśli będą chcieli się wycofać, będą musieli płynąć" - napisał na Telegramie o sytuacji rosyjskich oddziałów oficer Wołodymyr Romanow (wpis omawia ukraińska agencja Unian). Zniszczenie mostów jest ciosem dla zaopatrzenia sił rosyjskich, które znajdują się między rzeką a granicą ukraińską - wynika z relacji wojskowego.
- Rosjanie nie mają pomysłu, jak na to zareagować. Wobec zniszczenia mostów zaopatrzenie i odsiecz nadejdą z opóźnieniem. W tym czasie ukraińskie oddziały demolują punkty oporu i dokonują rajdów w regionie - komentuje dla WP gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, analizujący wydarzenia na wojnie w Ukrainie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- "Operacja kurska" ma duże znaczenie. Wprowadza zamieszanie w rosyjskim sztabie. Oni muszą wybierać, gdzie kierować wysiłek wojskowy. Czy nadal atakować z rozmachem Donbas, czy opanować sytuację na własnym terytorium - mówi dalej Skrzypczak.
- Sądzę, że taki skutek chcieli osiągnąć ukraińscy dowódcy, aby w obliczu ataku, część rosyjskich sił poszła na pomoc Kurskowi - dodaje.
Zdaniem rozmówcy WP reakcja Rosjan i ruch ich jednostek daje Ukraińcom okazję do zidentyfikowania i zaatakowania innych słabych punktów na linii frontu. - Przeczuwam, że Ukraińcy planują jeszcze ruch na innym odcinku frontu, który zaskoczy wielu komentatorów - dodaje gen. Skrzypczak.
W ostatnich dniach Ukraińcy opublikowali relacje, jak z powodzeniem atakują rosyjskie konwoje przybywające z pomocą w rejon walk. Z kolei media opublikowały rozmowy z rosyjskimi jeńcami. Wielu z nich to poborowi, opowiadający, że nie mieli szans w starciu z "zawodowcami bijącymi się na froncie od dwóch lat".
"Prawie dwa tygodnie po niespodziewanym ataku na terytorium Rosji, Ukraina próbuje znaleźć równowagę pomiędzy zdobyciem terytorium w obwodzie kurskim a utratą go w centrum frontu wschodniego w Donbasie" - pada w komentarzu autorów ukraińskiej agencji Unian.
Czerwone linie Władimira Putina to blef?
Analitycy wojskowi dopisują kolejne wyjaśnienia celów ukraińskiej operacji. Australijski dowódca, gen. major w stanie spoczynku Mick Ryan mówił wcześniej w rozmowie z WP, że "Ukraińcy nie tylko ich zaskoczyli, ale wywołali szok. Na tyle duży, że Rosjanie zareagowali bardzo powoli". Teraz wskazuje, że celem politycznym operacji kurskiej przebicie się przez rosyjski blef o eskalacji wojny.
"Ukraina pokazała po raz kolejny, że różne czerwone linie przewidywane przez rosyjskiego prezydenta mają na celu wzmocnienie politycznej nieśmiałości Zachodu w podejmowaniu decyzji dotyczących wojny i ukształtowanie decyzji dotyczących dostarczania broni" - napisał Ryan w najnowszej analizie.
Przypomnijmy, że w pierwszym roku napaści na Ukrainę Putin straszył Zachód czerwonymi liniami, których przekroczenie "doprowadzi do konsekwencji, z jakimi nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia w historii".
Zdaniem gen. Ryana, operacja w obwodzie kurskim wciąga Rosjan w walkę, której nie spodziewali się, czyli na własnym terytorium. W dodatku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wyraźnie kpi z Putina i rzuca mu wyzwanie. Przywłaszcza sobie rosyjskie nazewnictwo, mówiąc "o stworzeniu strefy buforowej".
To przecież słowa Putina, który uzasadnił inwazję na obwód charkowski na początku tego roku. Zełenski oświadczył, że Ukraina zamierza utrzymać przynajmniej część terytorium, które zajęła. Kursk ma być trwającym problemem militarnym i polityczny dla Rosji.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski