Oni zginęli tragicznie, co dalej z ich rodzinami?
"Wypadki chodzą po ludziach, ale dlaczego musiało to spotkać właśnie mnie?" - utrata bliskiej osoby to potworna rozpacz, której często nie da się inaczej opisać. Wyrażenie i nazwanie emocji, które chaotycznie krzątają się w umyśle, zajmuje miesiące, często nawet lata. Poszkodowanym oraz rodzinom ofiar wypadku autokaru pod Berlinem niesłychanie trudno będzie zaakceptować swoje życie, w którym nagle zabrakło kogoś bardzo bliskiego.
- Pewna pani wystawiała na balkonie lunetę. Obserwowała przez nią swoje dziecko, jak przechodzi przez jednię, czy nic mu się nie stało - psycholog Jacek Sędkiewicz współpracujący z Alter Ego - Stowarzyszeniem Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych opowiada o swojej pacjentce, której jedno z dzieci zginęło na przejściu dla pieszych.
Także udział w wypadku pozostawia trwały ślad w psychice człowieka. Każdy klakson, odgłos hamowania, ryk silnika, dźwięk syreny nagle paraliżują. - Zatrzymują się na ulicy i tracą orientację, co do miejsca, czasu, sytuacji. W pewnym momencie lęków jest coraz więcej, zaczynają się przerzucać się na kolejne obszary życia, doprowadzając do tego, że taka osoba może przestać wychodzić z domu - tak zachowanie u osoby poszkodowanej w wypadku drogowym opisuje psycholog.
Wypadek na zawsze zmienia życie i każda śmierć jest tragedią. Niezmiernie trudno przychodzi pogodzić się z faktem, że kogoś już na tym świecie nie ma, zwłaszcza jeśli jego odejścia nic wcześniej nie zapowiadało. Na to nikt nie jest przygotowany. W takich wypadkach proces przeżywania żalu po stracie kogoś bliskiego może być bardziej złożony niż w przypadku tzw. naturalnej, oczekiwanej śmierci.
Puste pocieszenie
Na początku wszystkim jest trudno. Nie ma słów, które byłyby w stanie pocieszyć. Sformułowania typu "nie martw się, wszystko będzie dobrze" trafiają w próżnię. - Najpierw trzeba pomóc naszemu mózgowi i sercu w uporządkowaniu myśli, emocji, całego chaosu, który rozlewa się w systemie psychicznym człowieka - mówi psycholog i radzi, by poczekać z pocieszaniem na odpowiedni czas, gdy dana osoba będzie już miała świadomość, co dokładnie czuje. - Na pocieszanie przyjdzie jeszcze pora, ale na początku trzeba być, towarzyszyć, wysłuchiwać, co taka osoba ma do powiedzenia. Jeżeli jest taka potrzeba, to przytulić, wziąć za rękę, pogłaskać po policzku, podać chusteczkę. Być fizycznie ramię w ramię z taką osobą nie mówiąc nic, jeśli nie jest to potrzebne - radzi psycholog. Przypomina także, że nie można być w tej pomocy nachalnym. Jednak wsparcie polega także na dyrektywności, kiedy trzeba zaprowadzić do urzędów i pozałatwiać sprawy związane z pochówkiem.
Osoba będąca w żałobie może przejawiać różne zachowania. Jednak wszystkie te reakcje wywołane utratą bliskich, oraz proces dochodzenia do świadomości wszyscy mamy taki sam, zakodowany od wieków w psychice ludzkiej.
Kiedy przychodzi posłaniec z tragiczną wiadomością, najpierw pojawia się niedowierzanie i zaprzeczanie temu, co się wydarzyło. - Zaprzeczenie z psychologicznego punktu widzenia jest najprostszym mechanizmem obronnym bardzo podobnym do wyparcia - tłumaczy psycholog Jacek Sędkiewicz. - To są bardzo silne myśli, które generują emocje. Może to prowadzić do niepokoju psychoruchowego, trudności ze znalezieniem sobie miejsca - dodaje.
Następnie włącza się gniew. Na różne okoliczności zewnętrzne, które nie musiały mieć związku z tragedią. Złość przejawia się w stosunku do sprawcy wypadku, pogody, budowniczych drogi, a w przypadku osób wierzących - w kierunku anioła stróża, świętych i samego Boga.
Kiedy myśli nie pozwalają zasnąć
Dopiero po jakimś czasie emocje zaczynają opadać. To jednak nie koniec okresu przeżywania żałoby. - Osoby, którym w tragicznych wypadku zginął bliski, zaczynają tworzyć sobie alternatywne scenariusze na zasadzie, "co by było gdyby" - mówi psycholog. Podaje także przykłady: może gdyby pogoda była lepsza, gdyby wybrali inną drogę. W ten sposób bliscy ofiar wypadków bezskutecznie starają się zmienić ciąg wydarzeń, których zmienić już i tak nie można. - Poszukują źródeł możliwości wpływu i oddziaływania na to. Ludzie potrafią miesiącami rozmyślać o tym, czy można było uniknąć tragedii - Sędkiewicz tłumaczy, że myśli jest tak dużo, że umysł stara się jakoś je uporządkować, choć często prowadzi to do błędnego koła - jedne się kończą , uruchamiają się następne.
Domysły, scenariusze, stłoczone myśli - na zewnątrz osoba w żałobie wydaje się często wyciszona, ale jej mózg pracuje na wysokich obrotach. Zaczyna brakować sił, i tych psychicznych, i fizycznych. Osoba pogrążona w żałobie zaczyna się wycofywać i popada w depresję. Taka sytuacja często występuje u kobiet, które straciły w wypadku męża. - Nagle zawala się świat i znika ogromne wsparcie zarówno w rzeczach ważnych, jak i prozaicznych: przykręcenie uszczelki, wbicie gwoździa. Nagle okazuje się, że nie ma kto tego zrobić. Kiedyś mieli w domu podział obowiązków, dzięki czemu była jakaś harmonia. Teraz taka osoba staje przed faktem, że jest bezradna - psycholog pokazuje przykład z czego bierze się obniżenie nastroju. - Pewna kobieta i jej mąż byli już na emeryturze, kiedy postanowili wybudować dom pod Warszawą. Trochę to trwało. W ostatnim rejsie transportowym, kiedy przewozili już ostatnie rzeczy do nowego domu, ten pan zginął. Kobieta została w tym nowym, jeszcze niewykończonym całkowicie domu sama. Nagle musiała
zacząć podejmować decyzje, za które kiedyś odpowiedzialny był jej mąż - przedstawia sprawę jednej z pacjentek. Życie toczy się dalej, ale już bez bliskiej osoby. - Jej lub jego już nie ma, zamiast tego okazuje się, że jest pustka - psycholog mówi, że stan depresyjny widoczny jest często przez wycofanie. Po stracie bliskich ludzie przestają udzielać się towarzysko, zaczynają być niewidoczni dla swojego otoczenia.
Taki moment jest idealny, żeby okazać osobie będącej w żałobie wsparcie. Zwłaszcza, kiedy popadają w żałobę patologiczną. - "Wszystko dobre już było, wszystko się dla mnie skończyło, nic dobrego na mnie nie czeka, wszystko jest poza mną". Takie myślenie sprawie u osób przeżywających śmierć najbliższych, że osoby otaczają się swoistym kokonem cierpienia - psycholog przywołuje przekonania dotyczące świata, które towarzyszą osobom pogrążonym w żałobie. Widocznym znakiem jest noszenie nadal czarnego stroju oraz nienaruszenie miejsca, w którym mieszkał zmarły. - Jest to rodzaj ołtarzyka. Wszystko zostaje tak, jak było: ubrania, gazeta, okulary, każda rzecz pozostaje nie naruszona - w ten sposób psycholog pokazuje, jak cierpienie może do końca życia odseparować taką osobę od całego świata.
Utrata bliskiej osoby może także spowodować swoistą fobię przełożoną na pozostałych członków rodziny. Zakładanie tzw. klosza pojawia się dość często. - U zdecydowanej większości osób, które przeżyły różnego rodzaju zdarzenia, rozwija się tzw. zespół stresu pourazowego - mówi psycholog. Uzupełnia, że wypadki drogowe to tylko cząstka. Dochodzą jeszcze pobicia, gwałty, wymuszenia, wypadki lotnicze. - Zdarzało mi się pracować z rodzicami, którzy stracili jedno z dzieci. W stosunku do dziecka, które im pozostało, zaczęli przejawiać nadmierną troskliwość, jakby chcieli wtłoczyć ją za dwoje dzieci, które kiedyś mieli - opowiada Jacek Sędkiewicz. Pycholog zauważył, że rodzice zaczęli zachowywać się, jak ochroniarze dla swojego dziecka. - Kiedy to dziecko było już w takim wieku, że samo mogło jeździć na obozy, rodzice jeździli w to samo miejsce. Wynajmowali kwaterę obok obozu i obserwowali cały czas dziecko. W ten sposób mieli poczucie, że sprawują nad nim kontrolę, że mogą ustrzec je przed ewentualnym, podobnym
zdarzeniem, jakie przytrafiło się jego rodzeństwu - tłumaczy Sędkiewicz.
Akceptacja śmierci najbliższej osoby może przyjść po 1,5 do 2 lat. Pogodzenie się z tym, że resztę życia spędzi się bez bliskiej osoby, może nie nadejść nigdy.
Monika Szafrańska, Wirtualna Polska