Ołeksandr Khara: Zachód nie musi czekać na porażkę Ukrainy. Wygra, jeśli my wygramy
- Im więcej ukraińskich żołnierzy przeżyje, tym lepiej będzie chroniona wschodnia flanka Europy. Mamy jedną z największych armii, do tego zaprawioną w walce. Możemy chronić kraje bałtyckie zamiast Niemców i Amerykanów. Jedyne, co musi zrobić Zachód, to wesprzeć plan zwycięstwa Ukrainy - mówi Ołeksandr Khara, ukraiński dyplomata i ekspert ds. bezpieczeństwa.
Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: W środę Wołodymyr Zełenski przedstawił w Radzie Najwyższej plan zwycięstwa Ukrainy. To pięć punktów, które mają zmusić Rosję do pokoju i pozwolą zakończyć wojnę do 2025 roku. Kijów budował napięcie wokół tego planu od rozpoczęcia operacji kurskiej, czyli od ponad dwóch miesięcy. Część komentatorów uznała go za "festiwal życzeń".
Ołeksandr Khara, ukraiński dyplomata i ekspert ds. bezpieczeństwa: Zacznijmy od tego, że jest to nie tyle plan, ile strategia. A strategię należy malować szerokimi pociągnięciami. Zawiera ona triadę: cele, sposoby i środki. W utajnionych załącznikach, które zostały przedstawione tylko zachodnim partnerom, wyszczególniono, jak Ukraina zamierza wykorzystać te zasoby, aby osiągnąć cele.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaproszenie do NATO, więcej broni, w tym dalekiego zasięgu, gwarancje bezpieczeństwa, inwestycje w gospodarkę - o tym mówił Zełenski, ale to słyszeliśmy od początku rosyjskiej inwazji i na to Zachód nie chciał się zgodzić. Co się teraz zmieniło, że Kijów liczy na akceptację planu przez sojuszników?
Dość oczywiste jest, że plan zawiera punkty, o które już wcześniej prosiła Ukraina. Jeszcze nikt nie wymyślił, jak prowadzić wojnę bez broni. Mamy 13 brygad gotowych jechać na front, ale nie ma ich czym uzbroić i to nie jest normalna sytuacja. A dlaczego Zełenski wymienił je teraz po raz kolejny? Bo zmieniła się świadomość.
Przed inwazją Stany Zjednoczone myślały, że wobec Rosji można prowadzić politykę wstrzymywania, próbować się z nią dogadać. Ponieśli porażkę. Potem przestrzegali "czerwonych linii" Kremla, bali się dawać uzbrojenie. Efekt był taki, że po kontrofensywie w 2023 roku partnerzy zaczęli powtarzać Ukrainie, że już wszystko nam oddali, a rezultatów brak, więc czas myśleć o negocjacjach. Operacja kurska to zmieniła. Położyła koniec rozmowom o tym, że wojna zaszła w ślepy zaułek. Nasze działania wpływają na zmianę postawy partnerów.
Gdzie pan dostrzega tą zmianę świadomości? To prawda, że atak na terytorium Rosji sprawił, że Ukraina znowu stała się głównym tematem w mediach. Ale czy zmieniła podejście Białego Domu? Amerykanie nadal za nadrzędny cel stawiają nie zwycięstwo Ukrainy, a niedopuszczenie do wojny jądrowej. To oznacza, że Kreml może dowolnie szantażować Zachód. Kijów zaciekle walczył o pozwolenie na atakowanie zachodnią bronią wojskowych celów w Rosji, co mogłoby zmienić układ sił i jak się okazuje, jest jednym z centralnych punktów planu Zełenskiego. Stany Zjednoczone jednak pozostają nieugięte.
Biden od początku miał takie podejście - unikać konfrontacji, więc każda broń trafiała do nas z dużym opóźnieniem. A Ukraina ciągłe przekracza "czerwone linie" Kremla -początkowo to były ataki na wojskowe bazy na Krymie, potem burza wokół przekazania F-16, aż w końcu zaczęliśmy operacje w obwodzie kurskim. I co? Putin wciąż nie wcisnął swojego czerwonego przycisku.
Wojna atomowa to ostatnia rzecz, której chciałaby Ukraina, ale trzeba też rozumieć, że wstrzymywanie ataku jądrowego nie działa poprzez ustępstwa. Jest skuteczne tylko wtedy, kiedy obie strony zdają sobie sprawę, że nastąpi wzajemne zniszczenie. Kijów bardzo liczy na to, że administracja Bidena jeszcze przed końcem kadencji zmieni swoje nastawienie, chociażby ze względu na ryzyko powrotu Trumpa do władzy. Biały Dom wciąż dysponuje dużymi sumami, które może przeznaczyć na wsparcie Ukrainy i dostarczyć nam właśnie tego, czego potrzebujemy.
Biden ostatnio powiedział, że chce zobaczyć zwycięstwo Ukrainy. Po raz pierwszy od początku inwazji nie użył enigmatycznych określeń jak "Ukraina nie może przegrać", "Rosja nie może wygrać". Może to tylko słowa, a może uświadomienie, że musi zrobić maksymalnie dużo, dopóki jest jeszcze prezydentem. Inaczej pozostawi po sobie jeszcze większy kryzys w Europie i świadomość ogromnej liczby zmarnowanych ukraińskich istnień i pieniędzy amerykańskich podatników.
Ale z ust Bidena też nie padła żadna konkretna deklaracja, a to jemu - jako pierwszemu z partnerów - Zełenski przedstawił plan zwycięstwa Ukrainy. Zrobił to we wrześniu, kiedy Ukraina wciąż była na "kurskiej fali". Tyle że zanim zdążył wrócić z Waszyngtonu, amerykańska prasa już pisała, że plan "nie zrobił wrażenia", bo nie ma w nim "zbyt wiele nowości". Nie wydaje się więc, by Biden był skłonny do radykalnych ruchów, a tym bardziej takich, jak zbliżenie Ukrainy do NATO, co jest pierwszym punktem w planie i "czerwoną linią" Kremla.
Należy podkreślić, że chodzi nie o członkostwo, tylko o zaproszenie do Sojuszu z odwleczoną w czasie perspektywą przystąpienia do NATO. Ukrainie zależy, by pokazać, że Rosja nie ma prawa weta w NATO i nie może blokować żadnego kraju we wstąpieniu do Sojuszu. Ale patrząc na postawę Niemiec, które boją się III wojny światowej i Viktora Orbána, de facto przedstawiciela Rosji w UE, otrzymanie zaproszenia jest w tej chwili niemożliwe. Choć Ukraina ma wiele do zaoferowania NATO.
Doświadczonych żołnierzy? Czyli punkt piąty planu.
Tak, to ciekawa propozycja. Ukraińscy żołnierze mogliby zastąpić Amerykanów i Europejczyków na wschodniej flance NATO. Moglibyśmy wzmocnić kontyngent w Krajach Bałtyckich, a może nawet w Rumunii. Mamy obecnie jedną z najsilniejszych armii w Europie, z realnym doświadczeniem bojowym, czego nie ma żadna zachodnia armia.
Więc po zakończeniu wojny Ukraina mogłaby dużo wnieść do europejskiej architektury bezpieczeństwa. Zamiast czekać na porażkę Ukrainy, która byłaby równoznaczna z porażką całego Zachodu, NATO może wykorzystać nasz potencjał. Im więcej naszych żołnierzy przeżyje, tym lepiej jest dla Europy. Ale żeby się tak stało, musimy zakończyć wojnę na naszych warunkach.
Czyli na jakich? Nawet nie wszyscy żołnierze na froncie wierzą w całkowite wyzwolenie okupowanych terytoriów. Podczas wspomnianej wizyty Zełenskiego w USA, w prasie ciągle pojawiały się przecieki, że "klimat się zmienił" i Zachód dąży do pokoju według formuły: członkostwo w NATO albo gwarancje bezpieczeństwa w zamian za pogodzenie się z tym, że okupowane terytoria zostaną kiedyś zwrócone na drodze dyplomatycznej. Czy Ukraina jest gotowa na to przystać?
Ten temat często pojawia się w rozmowach z Brytyjczykami i Amerykanami. Oni wyobrażają to sobie tak: podzielimy terytorium, część wejdzie do NATO, a część zostanie pod faktyczną kontrolą Rosji, ale prawnie nikt tego nie uzna, co pozwoli w przyszłości na próby zwrócenia tych ziem sposobami dyplomatycznymi.
Dla Ukrainy to najgorszy wariant. Po pierwsze, to jest niezrozumienie rosyjskiej mentalności. Na Zachodzie liczą na zmiany, jeśli Putin umrze. Nie rozumieją, że jak odejdzie jeden Putin, to na jego miejsce przyjdzie kolejny. Rosja jeszcze nigdy nie zwróciła zagrabionych terytoriów - Naddniestrze, Osetia Południowa, Abchazja, Wyspy Kurylskie... Dyplomacja jest tu bezsilna. Po drugie, każde zamrożenie wojny Putin wykorzysta na przygotowanie się do jej kolejnego etapu. To nieuniknione i ukraińskie społeczeństwo ma tego pełną świadomość.
Ale odpowiadając na pytanie: nie, Ukraina nie będzie rezygnować ze swoich terytoriów.
Więc Kijów jest w patowej sytuacji? Zachód nie rozumie planu, pomoc stopniowo gaśnie, a sojusznicy w trzecim roku wojny wciąż nie mogą się zdecydować: czy Ukraina nie może przegrać, czy jednak musi wygrać.
Tak naprawdę to Amerykanie nie potrzebują żadnego planu, by wiedzieć, co jest potrzebne Ukrainie do zdobycia przewagi na polu bitwy i zakończenia wojny na swoich warunkach.
Wiedzieli to jeszcze w 2022 roku i nie podjęli żadnych kroków. Wystarczy prosta kalkulacja wojskowa, by zrozumieć, że nie można prowadzić nowoczesnej wojny manewrowej bez dominacji lub chociażby równowagi w powietrzu. Z tego właśnie powodu ukraińska kontrofensywa w 2023 roku była skazana na niepowodzenia.
Gdybyśmy mieli wystarczającą liczbę myśliwców i systemy artyleryjskie, skończyłoby się ścieranie przyfrontowych stref bombami lotniczymi. Cierpią cywile, a wojskowi są narażeni na niebezpieczeństwo podczas rotacji. Jak mocne nie byłyby fortyfikacje, żadne nie wytrzymają uderzenia 500-tonowej bomby.
Przy wyrównaniu sił w powietrzu rosyjska przewaga w sile ludzkiej również przestałaby mieć znaczenie. Mamy lepsze technologie, przygotowanie, motywację. Chcemy walczyć, jak NATO walczyłoby ze swoim wrogiem, a nie prowadzić wojnę okopową z czasów I wojny światowej. Potrzebujemy sprzętu, który nasi partnerzy mogą nam dać. Stany Zjednoczone mają tysiące samolotów i innej broni, która rdzewieje w magazynach.
Ale tego nie robią, bo Zachód nie ma spójnej wizji zakończenia wojny?
Obecnie nie ma ani strategii, ani wizji. Poprzednie zakładały, że ukraińskie sukcesy na polu walki zmuszą Rosję do negocjacji, ale to kolejne kompletne niezrozumienie Rosji, jej politycznej i kulturowej struktury.
Zachód stanął przed dylematem: czekać, aż Ukraińcy się poddadzą i sami siądą do stołu negocjacyjnego, godząc się na stratę terytoriów, albo zwiększyć pomoc dla Ukrainy i dać jej jeszcze jedną szansę, by osiągnęła jakieś rezultaty.
I tu zaczyna się analiza, co bardziej się opłaca USA? Możliwa eskalacja stosunków z Rosją czy przegrana Ukrainy? Czy Europa będzie bezpieczna, czy będzie musiała wydawać na obronność o wiele więcej?
Nasza przegrana będzie oznaczać, że inni dyktatorzy poczują się swobodnie, więc będą inne konflikty, inne wojny. Będzie dążenie do posiadania broni jądrowej, bo mając ją, można ewidentnie osiągnąć wszystko. Z tego punktu widzenia przegrana Ukrainy jest niewygodna dla całego świata.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której Zachód nadal postanawia nie postanawiać. Ukraina nie dostaje zaproszenia do NATO ani zezwolenia do używania zachodniej broni do ataku na celów głębi Rosji. Kadencja Bidena się kończy i Ukraina wpada w przejściowy okres, w którym nowa administracja Białego Domu nie ma czasu na politykę zagraniczną. Zapasy broni na wyczerpaniu, wojska wykończone, społeczeństwo też, gospodarka w bardzo złym stanie. Wydaje się, że plan Zełenskiego był desperacką próbą uniknięcia zakończenia wojny na warunkach Rosji.
W opisanej sytuacji będziemy polegać tylko na własnych siłach i ukraińskim sektorze obronnym. Produkujemy dziesiątki rodzajów dronów, opracowujemy systemy rakietowe, które już sprawdziły się na polu bitwy. Więc jeśli partnerzy nie wesprą planu zwycięstwa, będzie nam ciężko, ale nie oznacza to końca. W pewnym sensie rozwiąże to nam ręce, bo nie będziemy musieli trzymać się narzuconych przez Zachód zasad.
Zresztą jedną z przyczyn, dlaczego operacja w obwodzie kurskim była sukcesem, jest właśnie to, że Rosjanie byli przekonani, że jesteśmy marionetkami Zachodu, a więc nie zrobimy nic bez ich zgody. Ale tym razem nie pytaliśmy.
Operacja kurska jest akurat dobrym przykładem. Błyskotliwe planowanie i wykonanie, ale po dwóch miesiącach sytuacja żołnierzy walczących w Rosji jest trudna. Nawet największy strategiczny geniusz niewiele poradzi wobec masy, którą walczy Rosja i braku uzbrojenia, na które chronicznie cierpi Ukraina. W ciągu dwóch miesięcy Rosja zajęła 5,5 razy więcej ukraińskiego terytorium niż w całym 2023 roku.
Putin tak teraz ciśnie, bo liczy, że jeśli do władzy wróci Trump, wszystko się diametralnie zmieni. Bez Trumpa w Białym Domu Kremlowi będzie ciężko. W Rosji rośnie inflacja, jest ogromny deficyt siły roboczej. Kraj ma swoją granicę, do której jest zdolny do prowadzenia wojny. Analizy wskazują, że w 2025 roku osiągnie szczyt możliwości, jeśli chodzi o produkcję broni.
Więc jakby sytuacja nie była trudna, to nie jest beznadziejna. Wciąż mamy możliwość atakowania obiektów wojskowych w Rosji własną bronią, mamy możliwość zachęcania Zachodu, by nas wspierał. I mamy ogromną nadzieję, że sojusznicy uwierzą, że Ukraina może osiągać kolejne sukcesy na froncie, a więc jest sens w nią inwestować.
***
Ołeksandr Khara - dyplomata, ekspert ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Asystent Ministra Obrony Ukrainy (2020 r.), ekspert w think tanku Majdan Spraw Zagranicznych, współpracownik Narodowej Rady Bezpieczeństwa Ukrainy, współpracownik Ambasady w Kanadzie i Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski