Olejniczak: różnice między nami i PO widać gołym okiem
Niedawno wydawało się, że różnice programowe i personalne nie są ważne, że można mówić o tworzeniu koalicji PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Jak to się skończyło, to widzimy. My nie zamierzamy tanimi zaklęciami oszukiwać wyborców, że da się w taki czy w inny sposób porozumieć w sytuacji, kiedy widać gołym okiem różnice - o możliwości koalicji SLD-PO-PSL mówił w "Sygnałach Dnia" szef Sojuszu Lewicy Domokratycznej Wojciech Olejniczak.
16.08.2006 | aktual.: 16.08.2006 10:10
Sygnały Dnia: Dziś gościmy lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Wicemarszałka Sejmu Wojciecha Olejniczaka. Dzień dobry, panie przewodniczący.
Wojciech Olejniczak: - Dzień dobry.
Reprezentanta Sejmu podczas wczorajszych uroczystości na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Wiedział pan wcześniej o tym, że będzie pan reprezentował Sejm?
- Jako wicemarszałek reprezentuję Sejm i zawsze jestem gotowy, aby to czynić, również podczas uroczystości. Tak, jest to dla mnie naturalne. Zresztą poprzednio podczas uroczystości również składałem czy towarzyszyłem marszałkowi Jurkowi w składaniu wieńca. To jest obowiązek, by to czynić.
A jest pan gotowy, a czy wczoraj był pan gotowy w ostatniej chwili?
- Nie, nie...
Wcześniej był pan uprzedzony?
- Byłem na uroczystościach, oczywiście, tak, od samego początku i wszystko było okay. Zresztą wspaniała uroczystość i wspaniali żołnierze, którzy reprezentują polskie wojsko, Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego, jak również to dobry zwyczaj, który, mam nadzieję, zapanuje, że będzie prezentowane uzbrojenie, przynajmniej w takiej wersji jak wczoraj, czyli choćby transportery opancerzone, które zobaczyliśmy, a względem których było tyle dyskusji, że może nie są to zbyt nowoczesne i zbyt dobre. Jak mogliśmy się przekonać wielokrotnie, to dobry sprzęt, śmigłowce, ale przede wszystkim wspaniali żołnierze.
Czyli uzbrojenie się panu podobało, panie marszałku.
- W ogóle podobały mi się uroczystości.
To znaczy wszyscy widzieli, że pan był od początku tych uroczystości, ale chciałem zapytać, kiedy pan się dowiedział, że pan ma być na Placu...
- Nie, nie, planowałem, że 15 sierpnia spędzę w Warszawie z całą rodziną, bo byłem z całą rodziną, z żoną i z dziećmi, na Placu Piłsudskiego. Po uroczystościach pospacerowaliśmy po Warszawie.
Dzisiejsze "Życie Warszawy" donosi, że w jesiennych wyborach samorządowych (o ile, oczywiście, nowa ordynacja wejdzie w życie) Platforma Obywatelska zgrupuje swoją listę z Polskim Stronnictwem Ludowym i – uwaga! – z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Czy to prawda?
- Ale to, oczywiście, są pewne dywagacje, my naprawdę żyjemy w realnym świecie. Dzisiaj staramy się, aby doprowadzić do jak najszybszego porozumienia na lewicy, aby głosy lewicy i centrum nie rozproszyły się. Wszystko idzie w dobrym kierunku. A w sytuacji, kiedy koalicja wyborcza zgotuje tak naprawdę ten los samorządowcom i będzie ordynacja w wersji, która została zaproponowana, na którą my się nie zgadzamy, bo uważamy, że ona jest niedobra, fałszuje tak naprawdę wynik wyborczy, czyli tak zwane blokowanie list, wówczas zapewne zarówno lokalnie, ale i centralnie będziemy zabiegać o blokowanie na przykład z Polskim Stronnictwem Ludowym. To wydaje się bardzo bliskie i realne, a szczególnie jak rozmawiam z kolegami dzisiaj, którzy funkcjonują w poszczególnych powiatach, poszczególnych gminach, bliskość programowa, bliskość działania jest rzeczywiście bardzo duża. Co zaś tyczy Platformy Obywatelskiej, to nie ma co ukrywać, że różnice programowe są zasadnicze.
No to różnice różnicami, panie przewodniczący...
- Ale trzeba o tym mówić...
...ale według symulacji, gdyby doszło do takiego porozumienia, byłaby szansa na zwycięstwo w jedenastu województwach. Co tam różnice programowe.
- Właśnie mieliśmy do czynienia jeszcze kilkanaście miesięcy temu, że wydawało się, że różnice programowe i personalne nie są ważne, że można mówić o tworzeniu wówczas koalicji PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Jak to się skończyło, to widzimy. Więc na wszystko trzeba patrzeć jednak w sposób bardziej realny i wyrazisty po to, żeby nie oszukiwać wyborców. I dzisiaj nie zamierzamy tanimi zaklęciami oszukiwać wyborców, że da się w taki czy w inny sposób porozumieć w sytuacji, kiedy widać gołym okiem różnice. W dniu dzisiejszym one są znaczące zarówno w sferze gospodarki. Może w mniejszym stopniu, jak patrzymy na samą samorządność, bo tutaj tak się akurat zdarzyło, że te partie polityczne, które są w opozycji myślą podobnie.
Wspomniał pan o koalicji centrolewicowej. 27 sierpnia podobno miało dojść do podpisania umowy między Socjaldemokracją Polską, Unią Pracy i Partią Demokratyczną. Co do tej ostatniej jest pan pewien, że ona jeszcze istnieje w ogóle?
- Nie oceniam funkcjonowania poszczególnych partii politycznych. Na pewno są wyborcy, którzy ucieszą się na sygnał o tym, że jest to porozumienie. Nie możemy roztrwonić poparcia, które poszczególne partie polityczne, mniejsze bądź większe poparcie, ale miały w wyborach parlamentarnych, jak i również nie możemy patrzyć obojętnie na to, że dzisiaj w Polsce blisko jedna czwarta wyborców nie wie, na kogo głosować. Jestem przekonany, że ten wspólny blok będzie dla nich dobrym sygnałem i znajdą wśród kandydatów (przede wszystkim mówmy o kandydatach na burmistrzów, na prezydentów, na radnych wywodzących się z tych środowisk, z tego środowiska) swoich przedstawicieli, oddadzą chętnie na nich głos. A ta data 27 sierpnia jest nieaktualna już?
- Nie, myślę, że wcześniej będzie już wszystko dogadane niż 27 sierpnia...
Wcześniej? A w "Trybunie" mówił pan, że pod koniec sierpnia wszystko będzie gotowe. To wygląda na to, że później.
- Nie, wcześniej na pewno się dogadamy, a kiedy będzie podpisanie i kiedy będzie sam akt w postaci określonego spotkania, dużego, które chcemy zaplanować, to również względy techniczne trzeba wziąć pod uwagę, bo chcemy zorganizować spotkanie na miarę tego wydarzenia, historycznego wydarzenia z udziałem kilku tysięcy osób, a to wymaga odpowiedniego przygotowania, wszyscy o tym wiemy.
Panie przewodniczący, w dzisiejszym wywiadzie dla Gazety Wyborczej, właściwie dla Gazety Stołecznej, pełniący obowiązki prezydenta Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz mówi, że będzie namawiał Parlament, by na czas kampanii samorządowej komisja bankowa, śledcza sejmowa komisja odłożyła przesłuchania polityków, którzy kandydują. Czy sądzi pan, że Kazimierzowi Marcinkiewiczowi uda się przekonać swój klub?
- To taki miły gest ze strony Kazimierza Marcinkiewicz w stosunku do pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, ale ja uważam tak – że po pierwsze ta komisja, która jeszcze tak naprawdę na dobre nie rozpoczęła pracy, nie wiem, czy w ogóle zbierze się, aby w kampanii wyborczej rzeczywiście pokazać, że słusznie została powołana. Cały czas uważam, że tego typu przedział związany zarówno z czasem, który ma badać ta komisja, jak i również przedmiotem, który bada ta komisja, przypomnijmy, że to ma być ostatnie piętnaście czy osiemnaście lat...
Ale to już się stało, panie marszałku, więc już nie ma pan na to wpływu.
- To się stało, no tak, więc oczywiście zgadzam się z Kazimierzem Marcinkiewiczem, który mówi, że ta komisja realizuje przede wszystkim (bo tak można przeczytać to ze słów, które wypowiedział Kazimierz Marcinkiewicz) cel polityczny, a to jest niedobre, bo komisje powinny zajmować się sprawą merytoryczną.
I to się od razu panu skojarzyło z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz, tak? Ta propozycja, ten pomysł?
- Myślę, że to tak brzmi, przynajmniej z tego cytatu, który możemy przeczytać.
A czy Marek Borowski nie byłby w sferze zainteresowań komisji?
- Myślę, że w sferze zainteresowań komisji będzie każdy, kto będzie zagrażał Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, bo Prawo i Sprawiedliwość jest, myślę, w taki sposób ustawione, aby eliminować przeciwników, a niekoniecznie z nimi walczyć z podniesionym czołem. Tak było w przypadku...
No tak, ale wyraźnie były premier mówi, że to nie w ten sposób, on by w ten sposób nie chciał.
- Ale okay, to dobrze, tylko to nie może być tak, że w polityce jeden ze znaczących polityków mówi: „Ja bym tak nie chciał”, ale cała reszta z jego obozu politycznego robi zupełnie co innego. To oznacza, że jest to po prostu gra PR-owska. Jeżeli Kazimierz Marcinkiewicz rzeczywiście jest silną postacią w PiS-ie, a przecież był premierem z rekomendacji PiS-u, jest komisarzem Warszawy czy pełniącym obowiązki prezydenta Warszawy z rekomendacji PiS-u, to rozumiem, że jeżeli ma określoną wolę (w tym wypadku, aby komisja śledcza w taki czy w inny sposób pracowała), to ma poparcie w PiS-ie. Bo w innym przypadku uznam, że to jest gra marketingowa i gra PR-owska, o której już wcześniej bardzo wiele słyszeliśmy, a to by było najgorsze, co można spotkać.
Skoro, panie marszałku, pan już użył tego angielskiego zwrotu, to w związku z filmem, który przygotował Sojusz Lewicy Demokratycznej, filmikiem, który ma być prezentowany podobno także w telewizjach „Łże-politycy PiS”, sekretarz generalny tej partii powiada, że właśnie ten film to nic innego, jak manipulacja i esbecki PR.
- Nie, to, oczywiście, w manipulacji PiS-owi nikt nie dorówna, ale nie możemy patrzeć obojętnie na to, że na przykład nie jest realizowany program PiS-u. Zupełnie inaczej PiS zachowywał się w kampanii wyborczej, inaczej jest obecnie. Przypomnę – miały być ulgi, miał być tak zwany „klin podatkowy”, zobaczymy, czy to wszystko zostanie wprowadzone. A tu chodzi o to, czy Polacy będą mieli rzeczywiście lepsze warunki do życia czy gorsze, czy będą mieli więcej pieniędzy czy mniej. Partia opozycyjna musi po pierwsze o tym przypominać w sytuacji, kiedy PiS chwali się tak naprawdę nie swoimi osiągnięciami, bo w sprawie wykorzystania choćby funduszy z Unii Europejskiej, w sprawie tego, co jest związane z pełną integracją Polski z Unią Europejską PiS zapomina, kto to wszystko przygotowywał, a próbuje pokazać się w sytuacji, kiedy to rzekomo PiS-owi można to wszystko zawdzięczać. W innych sytuacjach zaś pomija sprawy związane z tym, że na przykład czytam dzisiaj w Pulsie Biznesu: w spółkach Skarbu Państwa nie dzieje się
dobrze, minister skarbu mówi, że jest okay w sytuacji, kiedy w wielkiej spółce Skarbu Państwa, obracającej miliardami złotych – Totalizatorze Sportowym – nie ma legalnie wybranego prezesa, nie ma rady nadzorczej i spółka z tygodnia na tydzień traci ogromne pieniądze. To nie jest w porządku. Czy lewica i opozycja ma patrzeć na to obojętnie? Otóż nie, będziemy tego typu przypadki pokazywać za każdym razem. Tak jak zresztą słusznie pokazywano wszystkie grzechy, które popełniała wcześniej lewica, i to się działo. Ale sprawiedliwość rzeczywiście musi być.
Panie marszałku, na koniec jako że jest pan przeciwnikiem możliwości zwalniania nauczycieli, którzy nie podnieśli swoich kwalifikacji, zwalniania lub ewentualnie utraty uposażenia w związku z tym, że nie wypełnili tego przepisu...
- Nie, nie, panie redaktorze...
Chciałem tylko o jedną rzecz zapytać, bo szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, czyli związku bliskiego Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, powiada, że część nauczycieli zlekceważyła ten obowiązek, sześć lat to wystarczający okres, by uzyskać kwalifikacje. Czy podważa pan tę opinię?
- Nie, ja się zgadzam, ale jednocześnie chcę podkreślić, że do tej sprawy nie można podchodzić mechanicznie, nie można odciąć za jednym cięciem tych nauczycieli, którzy jeszcze nie podnieśli kwalifikacji, a na przykład są na końcowym etapie podnoszenia tych kwalifikacji, bo większość tych nauczycieli, którzy właśnie tego jeszcze nie uczynili, z tego, co czytamy statystyki w tym bądź w następnym roku właśnie zakończą okres podnoszenia swoich kwalifikacji i trzeba to wziąć pod uwagę.
Dziękuję bardzo. Wicemarszałek Sejmu, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Wojciech Olejniczak, gość Sygnałów Dnia.
- Dziękuję bardzo.