Ojciec Rydzyk będzie bohaterem czwartego odcinka "Ucha Prezesa"?
Bohaterem trzeciego już odcinka miniserialu politycznego "Ucho Prezesa" jest Antoni Macierewicz. Jak w życiu, tak i w serialu obok Antoniego jest Bartłomiej Misiewicz. Siedzi co prawda biedny w korytarzu, przed wejściem do gabinetu prezesa na Nowogrodzkiej, ale wydaje się nie mieć o to żalu.
Wirtualna Polska skontaktowała się z Robertem Górskim, którego najnowszą kreacją zachwyca się nie tylko publiczność, a raczej internauci, bo to nie kabaret, ale także najlepsi polscy aktorzy. Nawet prezes Jarosław Kaczyński nie ma do Górskiego większych zastrzeżeń. A przecież pierwowzorom zwykle nie podobają się ich naśladowcy.
Aleksandra Siedlecka-Małecka: Jak się panu udało zostać tak wierną kopią prezesa Prawa i Sprawiedliwości?
Robert Górski, odtwórca roli prezesa Kaczyńskiego w serialu "Ucho Prezesa": Wszyscy widzimy pana prezesa niemal codziennie. Przez jednych jest przedstawiany w dobrym świetle, a przez innych w złym. Jedno jest pewne. Słów prezesa nie da się przekręcić. Można je co najwyżej różnie zinterpretować. Kiedy widzę Jarosława Kaczyńskiego to obserwuję także jego mimikę, sposób mówienia i mimowolnie naśladuję. Zawsze mnie ciekawiły postacie o tak wyraźnych - nawet nie wiem jak to nazwać - "przyruchach", o mocno medialnym charakterze. A poza tym trzeba powiedzieć, że prezes Kaczyński jest wielkim językoznawcą. Jak Stalin wprowadza do obiegu nowe słowa, a czasem zapomnianym słowom nadaje nowy charakter, nowe znaczenie. Często fałszywe, ale to chyba w związku z brutalną polityką, która dzieje się na naszych oczach. Przywołam w tym miejscu chociażby słowo "pucz". Prywatnie nie znam prezesa. Znam ludzi, którzy go spotykali. Z ich opowieści zapamiętałem, że Kaczyński ma poczucie humoru, ale nie dzieli się nim ze
wszystkimi. Co zresztą widzimy i słyszymy. Z jednego z wywiadów dowiedziałem się z kolei, że prezes ogląda to słynne rodeo czy walki w błocie. I chyba nie tylko mnie totalnie to zaskoczyło, bo spodziewałem się raczej, że ogląda Teatr Telewizji.
Dlaczego Antoni Macierewicz został bohaterem dopiero trzeciego odcinka "Ucha Prezesa"?
Jest tyle postaci w partii rządzącej, które powinny się pojawić w pierwszym czy drugim odcinku, że ciężko było mi wybrać. Pierwszy odcinek był, jak wiadomo, zapoznawczy. Zaznajomiliśmy się w nim z samym prezesem. W kolejnych odcinku kończącym serię, czyli czwartym, kto wie, może się pojawić ktoś niekoniecznie z PiS-u. Może będzie to na przykład jakiś tajemniczy koalicjant z Torunia?
A co będzie po czwartym odcinku? Możemy liczyć na kontynuację czy obejdziemy się smakiem?
Za tydzień wyemitujemy czwarty, czyli ostatni już odcinek serii, którą nagraliśmy. Potem nastąpi przerwa techniczna, bo musimy co nieco w naszych szeregach przegrupować. Ale wiem już, że udało się zapewnić kontynuację.
Fani "Ucha Prezesa" po tych pana zapewnieniach na pewno odetchnęli z ulgą. Skoro odcinków ma być więcej to potrzebni będą kolejni aktorzy. Łatwo namawia się ich do współpracy?
Nikt mi nie odmówił. Ale zdarzyły się sytuacje, że aktor zasłaniał się tym, że jest bardzo zapracowany. Zakładam, że to prawda. Przyznaję, że nie dzwoniłem do panów Opani i Zelnika, więc nie wiem co oni by powiedzieli słysząc moją propozycję. Generalnie postawiliśmy na aktorów mniej rozpoznawalnych, nie pierwszoplanowych, ale bardzo zdolnych. Dzięki temu nie mamy większego problemu z uwiarygodnieniem postaci.
Oglądając "Ucho Prezesa" widać i słychać profesjonalizm na każdym etapie tej produkcji. Nie zdarzają się wam wpadki z dźwiękiem, obrazem czy oświetleniem.
Mamy swoje lata doświadczeń zawodowych, swoje kontakty. Poznaliśmy wiele osób działających na rynku wideo i wybraliśmy tak, jak nam się wydawało najkorzystniej. Czyli ludzi, którzy zapewniają najwyższą jakość. Nie graliśmy w ciemno tylko odwołaliśmy się do osób znanych w tzw. branży. Na razie nie chcemy ujawniać kim są. Ale już za chwilę, już za momencik to się wyjaśni. Na planie panuje pełen profesjonalizm. Ekipa zdjęciowa liczy kilkanaście osób nie licząc aktorów. Jest wśród nich nawet ostrzyciel! Wcześniej, w naszej twórczości telewizyjnej się z kimś takim się nie spotkałem. Ale to, co robimy ma już charakter filmowy. Kiedy wchodzę na nasz plan czuję się jak na planie prawdziwego filmu lub reklamy. Mamy nawet toaletę. Wszedłem do niej i pomyślałem, że przekroczyliśmy jakiś kolejny punkt.
Twórczość w sieci ma to do siebie, że podlega stałej weryfikacji. Pod każdym odcinkiem serialu pojawiają się nie tylko pochlebne komentarze.
Czytam komentarze. Oczywiście nie jestem w stanie przeczytać wszystkich. Pod naszym adresem pojawia się krytyka i to najróżniejsza. Jest ktoś, kto krytykuje wszystko, ktoś inny tylko jakieś fragmenty odcinka. Jeszcze inna osoba poddaje krytyce już nasze intencje. To co przeczytałem śmiesznego w komentarzach to to, że pierwszy odcinek był "wtórny". Bardzo mi się to spodobało, bo nie wiadomo było wobec czego, bo tego już autor komentarza nie wyjaśnił. Generalnie ilość bzdur, które ludzie potrafią wymyślić jest z jednej strony fascynująca, a z drugiej przerażająca.
Cieszy nas to, że wystartowaliśmy w internecie, bo ludzie, jak wiadomo, mogą sobie wszystko wytłumaczyć. A tak mają największy kłopot z tym, kto za to płaci. Czy to są - na pewno - polskie pieniądze? Jeden ze znajomych zwrócił mi uwagę, że często dla odbiorcy nie ważne jest, co się mówi, ale to z jakiego miejsca. Dlatego gdybyśmy wystartowali z okolicy "Gazety Wyborczej" to by zostało jednoznacznie ocenione przez drugą stronę, czyli przeciwników tej gazety jako brutalny atak na prezesa PiS. Gdybyśmy z tym serialem pojawili się po prawej stronie, to by pewnie mówiono i pisano, że w obrzydliwy sposób ocieplamy wizerunek prezesa, że próbujemy wytłumaczyć ludziom, iż nie mają do czynienia z dyktaturą tylko z jakimś dosyć sympatycznym panem.
A po której stronie by pan siebie postawił? Prawej, lewej, gdzieś bliżej centrum?
Odpowiem tak. Jestem zdecydowanie przeciwny małżeństwom homoseksualnym, ale równie zdecydowanie wypowiadam się przeciwko małżeństwom heteroseksualnym. Uważam, że najważniejsza jest miłość. A jaką ona przybiera formę? Mniejsza o to.
Czy nowa seria najpopularniejszego serialu politycznego w Polsce będzie również z gabinetu prezesa przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie?
No tak. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. W końcu nagraliśmy dopiero 4 odcinki, więc to tyle co nic. Chcemy nakręcić, co najmniej drugie tyle. A tak w ogóle, to sobie myślę, że to ma bardzo duży potencjał, bo polityka się nigdy nie skończy. Pojawiają się w niej nowe ciekawe historie. Opozycję też chciałem jakoś wprowadzić. Chociaż fizycznie na Nowogrodzką nie mogę, bo nie ma tam wstępu dla niej. Ale są sposoby, żeby opozycji dobrać się trochę do skóry.
Czy któraś ze stacji po sukcesie pierwszych odcinków "Ucha Prezesa" chce przyjąć Was pod swoje skrzydła?
Tu muszę powiedzieć dyplomatycznie, że rozmowy trwają i jesteśmy dobrej myśli. Robiąc w polityce trzeba było się jej trochę nauczyć. Tak jak i dyplomacji. W tym momencie pomyślałem ciepło o ministrze Waszczykowskim jako o bohaterze jednego z odcinków.
O oszacowanie kosztów wyprodukowania jednego odcinka serialu Roberta Górskiego poprosiliśmy specjalistów z branży, czyli LifeTube. A firma ta, jak wiadomo, wyspecjalizował się w promocji wielu znanym vlogerów.
- Oszacowanie takich kosztów jest bardzo trudne. Wszystko zależy od kosztów dodatkowych. Wśród kosztów stałych trzeba wymienić: studio/ lokację, gażę aktorów, operatorów, oświetlenie i dźwięk, scenografię, a także liczbę dni zdjęciowych. W przypadku produkcji takiej jak "Ucho Prezesa" możemy szacować, że jest to koszt ok. 30 000 PLN netto za dzień zdjęciowy. Ten kanał należy oceniać raczej w kategorii filmu fabularnego, a nie kanału YouTube, gdzie często twórcy mogą korzystać z 1-2 kamer, nagrywają w stałym miejscu/studiu i koszty są stanowczo niższe - podsumowuje przedstawicielka LifeTube.