Ojciec Madzi odmówił współpracy ze śledczymi
Co naprawdę wydarzyło się w Sosnowcu? Dlaczego zginęła malutka Madzia (+6 mies.) i kto ukrył pod gruzami jej ciało? Nadal tego nie wiemy. I niewykluczone, że Bartłomiej W. (23 l.) i jego żona Katarzyna W. (22 l.) nigdy nie opowiedzą śledczym, w jaki sposób zginęła ich córeczka. Matka Madzi odmówiła udziału w eksperymencie procesowym i wizji lokalnej, a jej mąż Bartłomiej odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień w prokuraturze. Dlaczego to zrobili? Jeśli mówią prawdę o feralnym 24 stycznia, to czego się boją? Czy coś skrywają, o czym nie chcą nikomu powiedzieć? Teraz śledczy muszą zebrać dowody, by ustalić przebieg tragicznych wydarzeń.
– Moim zdaniem, a wynika to z mojej wiedzy i doświadczenia policyjnego, matka Madzi nie działała sama – stwierdza Dariusz Loranty (46 l.) kryminolog, negocjator policyjny i biegły sądowy z Warszawy. – Katarzyna wzięła na siebie całą winę. Tak najczęściej robią kobiety, jeśli dochodzi do wypadku dziecka np. w czasie szarpaniny między ojcem i matką. Sądzę, że to właśnie w takiej sytuacji dziecko upadło na podłogę.
To brzmi szokująco, ale czy w ogóle taki scenariusz jest badany? Katowicka prokuratura okręgowa nie ujawnia wciąż, do jakich wątków śledztwo zostało zawężone. Najprawdopodobniej jeden z nich zakłada, że w śmierci i ukryciu ciała Madzi brała udział tzw. osoba trzecia, którą może być mąż Katarzyny W. Eksperyment procesowy miał rozwiać wątpliwości śledczych i potwierdzić wersję Katarzyny W. Tę, według której miało dojść do nieszczęśliwego wypadku: dziecko miało się wyślizgnąć z kocyka i uderzyło o próg. Śledczy chcieli przeprowadzić eksperyment – mama Madzi miała pokazać, w jaki sposób upuściła dziecko i co dalej się działo. Którędy szła z ciałkiem dziecka, w jakim miejscu ukryła zwłoki w ruinie przy torach i jak je przykrywała. Ale odmówiła.
Teraz prokuratura ma związane ręce. Również z tego powodu, że Bartłomiej W. w śledztwie ma status i pokrzywdzonego, i świadka. – Oboje, zarówno Katarzyna W. jak i jej mąż, odmówili udziału w wizji i eksperymencie. Mają do tego prawo, prokuratura musiała to uwzględnić – powiedział nam Jacek Chomicz, pełnomocnik rodziny Bartłomieja W.
Zgodnie z prawem świadek ma prawo odmowy zeznań i uczestniczenia we wszelkich eksperymentach procesowych w sytuacji, gdy podejrzanym jest jego najbliższy – a w tym przypadku podejrzaną jest żona Bartłomieja W. Nie będzie więc składać przeciwko niej obciążających ją wyjaśnień, jeśli o takich wie. Nie można go za to ukarać, ani zmusić do innego zachowania. Podobnie jest w przypadku Katarzyny W. Ona też będzie przed śledczymi milczała.
– Podejrzany z uwagi na prawo do obrony może odmówić udziału w czynnościach procesowych – dodaje prokurator Marta Zawada-Dybek, rzecznik prokuratury okręgowej w Katowicach.
Tajemnica śmierci półrocznej Madzi nadal jest nierozwiązana, bo nie chcą jej rozwiązać sami rodzice dziecka. Wątpliwości budzą wyjaśnienia Bartłomieja W. na temat okoliczności rozstania z żoną na chwilę przed wypadkiem. Kilka dni po zaginięciu mówił, że pomagał żonie znosić wózek z córeczką. Opowiadał różne powody rozstania z żoną. Miał jechać po pieczarki na pizzę, innym razem jechał do rodziców po drewno lub ze znajomym miał dowieźć swoje zwolnienie lekarskie.
Tymczasem Katarzyna W. zeznała, że wróciła po pampersy i wtedy dziecko wyślizgnęło się jej z kocyka. Męża miało nie być. Krzysztof Rutkowski (53 l.), który towarzyszył rodzinie od początku twierdził, że Bartłomiej mógł chronić żonę i tak dla jej obrony wyjaśniał okoliczności rozstania.
Zastanawiające jest to, że małżonkowie nie dzwonili do siebie, gdy się rozstali. Katarzyna W. idąc do parku i ukrywając zwłoki dziecka, nie miała ze sobą telefonu komórkowego. To potwierdziły logowania telefonu do tzw. BTS-ów. Czy zrobiła to celowo? Skąd wzięła telefon, gdy odebrała telefon od męża, gdy leżała już na chodniku przy ul. Legionów koło domu swoich rodziców, gdy było już po wszystkim? Czy ktoś pomógł ukryć jej zwłoki Madzi? Gdy na miejscu przy ul. Żeromskiego pojawili się śledczy, ciałko Madzi było przykryte kawałkiem ciężkiego gruzu. Panowały silne mrozy, dziecko przykryte kocykiem, nie miało żadnych śladów obrażeń. Policjanci musieli namęczyć się, by wyjąć zwłoki malutkiej Madzi. Czy wątła kobieta mogła sobie poradzić z twardą i skutą ziemią bez narzędzi?
Gdy znaleziono ją na ul. Legionów leżącą na chodniku miała czyste ubranie, w tym czyste rękawiczki, bez odarć. Tymczasem dwa tygodnie po zdarzeniu Krzysztof Rutkowski dostarczył prokuraturze rękawiczki poszukiwane przez policję. Czemu stało się to po tylu dniach?
Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi. Być może znajdą je śledczy, którzy przebywają teraz wraz z Katarzyną W. i jej mężem Bartłomiejem w tzw. mieszkaniu kontaktowym. Według Lorantego policjanci nie tylko zapewniają jej ochronę przed ewentualnym linczem, ale także przede wszystkim ją obserwują. Być może zdobędą dowody lub poszlaki pomocne w śledztwie. Takie, które pomogą rozwikłać zagadkę śmierci Madzi.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Podpalacz aut teraz grasuje w Olsztynie?!