Ojciec 5‑letniej Karolinki: to ja powinienem zginąć
Skąd mogłem wiedzieć, że zaprosiłem do
swojego domu śmierć, mówi "Faktowi" ojciec zastrzelonej we
Włoszech 5-letniej Karolinki. I opowiada o tamtym dniu.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/piecioletnia-polka-zastrzelona-kolo-neapolu-6038691966600321g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/piecioletnia-polka-zastrzelona-kolo-neapolu-6038691966600321g )
Pięcioletnia Polka zastrzelona koło Neapolu
Oni we trzech przyszli. Nic mi nie powiedzieli, że przed chwilą mieli awanturę w tym barze. Że tego Włocha obrazili, popchnęli. Włosi to gorąca krew. Ich łatwo urazić. Oni potem zachowują się jak szaleńcy. A ten jeszcze był pijany... Oni przyszli, bo chcieli się u nas wykąpać. Mieszkali w jakiejś dziurze, bez wody.
Pozwoliłem im. Wykąpali się i siedzieli w kuchni. Nagle usłyszałem dwa strzały. Wyskoczyłem do drzwi. Żona trzymała Karolinkę na rękach. Wybiegłem na ulicę. On tam jeszcze był, siedział na skuterze. Jeszcze celował z broni w tych moich znajomych. Ale szybko odjechał.
Ojciec dziewczynki zastanawia się, po co wpuścił tych ludzi do domu. Mówi, że gdyby poszli dalej, Karolinka by żyła. Jak mówi, Włosi od razu uciekli. Jeden wyjechał, dwaj pozostali gdzieś się zaszyli.
Ludzie nam pomagali. Wiele zrobił dla nas miejscowy ksiądz, przy wszystkich formalnościach z transportem zwłok bardzo pomógł. No i doprowadził do spotkania z ojcem mordercy. Znaliśmy go, bo często jedliśmy obiady w jego pizzerii. Karolinka miała tam swoją ulubioną huśtawkę.
Jak relacjonuje mężczyzna, tamten człowiek padł na kolana. Błagał o wybaczenie dla syna. W tym momencie przed oczami stanął mi Ojciec Święty Jan Paweł II. On zawsze nakłaniał do miłosierdzia. Wybaczyłem. (PAP)