Ogromna zmiana u Ukraińców. To efekt zmasowanych ataków Putina
Ich domy są często zrównane z ziemią, a jedynym ich marzeniem jest to, by przetrwać kolejny dzień. Są zmęczeni psychicznie wojną i tym, że ich miejsce do życia zamieniło się w "miasto duchów". Na twarzach mieszkańców Kramatorska, którzy tam jeszcze zostali, widać strach przed powrotem walk. - Są przepełnieni lękliwą radością wyzwolenia - mówi Muthana Alhayou, koordynator pomocy Polskiej Akcji Humanitarnej, który widział ich dramat na własne oczy.
"Miasto duchów" celem Putina
Kramatorsk podczas wojny w Ukrainie był uderzany w najbardziej czułe miejsca. Leży on w obwodzie donieckim, gdzie od 2014 roku toczą się krwawe walki. Ponadto był wielkim ośrodkiem produkcji maszyn ciężkich (obrabiarki, maszyny i urządzenia dla hutnictwa i górnictwa), a także słynął z przemysłu metalurgicznego. Dla Rosjan to ważne miasto strategiczne, ponieważ znajduje się na trasie łączącej Charków z Donieckiem.
Już w sierpniu ze 165 tys. mieszkańców, którzy żyli tutaj przed wojną, zostało ok. 30 tys. Głównie były to osoby starsze i chore. Wzdłuż pustych ulic Kramatorska, zwanego "miastem duchów", ukraińscy żołnierze tworzyli okopy, by uchronić miasto przed rosyjską agresją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Świadkowie walk pod Kramatorskiem: separatyści dobijali rannych
Już w kwietniu, czyli po niespełna dwóch miesiącach od najnowszego etapu wojny Rosji z Ukrainą, rosyjskie rakiety spadły na dworzec kolejowy i zabiły ponad 50 osób, w tym pięcioro dzieci. Ponad 100 osób zostało rannych. Początkowo media powiązane z Kremlem pisały z dumą o ataku na dworzec kolejowy. Podkreślano, że rakieta trafiła w pociąg z amunicją. Gdy lokalne władze poinformowały jednak o cywilnych ofiarach śmiertelnych, narracja została zmieniona. Wówczas Rosja zaczęła oskarżać o przeprowadzenie ataku Ukrainę.
W lipcu dokonano ataku lotniczego na centrum Kramatorska, co zakończyło się śmiercią jednej osoby, a 10 mieszkańców zostało rannych. Wrześniowy atak rakietowy wojsk rosyjskich uszkodził ponad 30 budynków. Podczas kolejnego ostrzału co najmniej cztery osoby zostały zabite, a sześć osób zostało rannych. Do teraz w mieście często wyją syreny alarmowe, wzywające pozostałych mieszkańców do schronienia się.
"Ludzie przepełnieni lękliwą radością wyzwolenia"
Muthana Alhayou, koordynator pomocy Polskiej Akcji Humanitarnej na południu i wschodzie Ukrainy, mówi wprost: Kramatorsk wygląda jak opuszczone miasto, tak jakby cofnąć się do czasów sprzed 20 lat. Uderzała go zakłócona tkanka miasta - aż 80 proc. restauracji w mieści jest zamkniętych. Sklepy? Prawie nie ma, za wyjątkiem centrum miasta, które powoli próbuje stanąć na nogi.
Ludzie? - Są psychicznie zmęczeni wojną i przepełnieni lękliwą radością wyzwolenia - mówi Muthana Alhayou. Na ich twarzach widział strach przed powrotem walk.
- Ich największym zmartwieniem jest znalezienie środków, aby przeżyć kolejny dzień. PAH, we współpracy z władzami cywilnymi oraz organizacjami międzynarodowymi i lokalnymi, stara się łączyć wysiłki, aby zareagować na braki i dotrzeć do potrzebujących - mówi.
Podobne działania będą miały miejsce w obwodzie chersońskim. Mimo względnie stabilnej sytuacji w Chersoniu, bardzo istotne jest wdrożenie bardziej zrównoważonych działań, takich jak pomoc finansowa, produkcja, artykuły nieżywnościowe oraz pomoc wodno-sanitarna.
Największe potrzeby mieszkańców opuszczonego Kramatroska to te, które zabezpieczą ich na nadchodzącą zimę - agregaty prądotwórcze, opał, koce, piece, drewno, ale też wsparcie finansowe i żywność.
"Katastrofalnie cierpią na brak wody pitnej"
Północna strona obwodu to jedno wielkie zniszczenie, ponieważ była ośrodkiem walk. Obecnie większość domów zrównana jest z ziemią. Władze koordynują wchodzenie organizacji na teren, bo potrzeby są tam bardzo duże. Rozpoczęła się dystrybucja pomocy żywnościowej dla części potrzebujących.
Sytuacja w Ukrainie jest trudna także z powodu braku prądu, zwłaszcza po niedawnym ataku na kluczowe obiekty infrastruktury krytycznej. Do tego dochodzi problem z dostępem do wody. - Duże miasta nie mają problemu z jej dostępnością, ale cierpią na tym obszary wiejskie i obszary położone blisko obszarów konfliktów. Mikołajów to miasto, które katastrofalnie cierpi na brak wody pitnej. Obszary te są w dużym stopniu uzależnione od czerpania wody pitnej z innych miejsc lub dystrybucji butelek z wodą od państwa lub organizacji humanitarnych - podkreśla Muthana Alhayou.
Rozprowadzając pomoc po Ukrainie, koordynator PAH spotkał się z sytuacją, kiedy gotowanie w niektórych domach jest uzależnione od prądu. - Tu tkwi problem. Ludzie zaczęli kupować małe kuchnie gazowe, których cena wzrosła, a dostępność spadła z powodu ogromnego popytu. Świece do oświetlenia są nadal dostępne, ale również w wysokich cenach - przedstawia sytuację.
Do tego - jak podkreśla - obszary miejskie są uzależnione od centralnego gazu. Ten nadal działa dobrze, ale należy spodziewać się złych scenariuszy.
"Ogromny wpływ na przyszłość dzieci"
Jak można korzystać z pomocy, kiedy nad głowami co rusz świszczą bomby? Tutaj niestety dochodzi do podejmowania ogromnego ryzyka. Wraz z kontynuacją i przedłużaniem się wojny Ukraińcy zaczęli ignorować syreny ostrzegawcze w niektórych rejonach. - Osoby potrzebujące są gotowe podjąć ryzyko, aby otrzymać wsparcie, co w rzeczywistości wskazuje na ich ogromne potrzeby. Nie cofną się przed niczym. Organizacje humanitarne starają się zachować równowagę między narażeniem wspieranych osób i swojego zespołu na niebezpieczeństwo a niesieniem pomocy - mówi Muthana Alhayou.
Sytuacja w zakresie bezpieczeństwa znacznie wpłynęła na zdrowie psychiczne wielu osób, a jednym z najważniejszych negatywnych skutków na przyszłość jest odejście dzieci ze szkół. - Ogranicza się lekcje do nauczania zdalnego, ale częste przerwy w dostawie prądu będą miały ogromny wpływ na ten sektor. I na przyszłość dzieci - opowiada koordynator działań PAH w Ukrainie.
Wojna w bardzo widoczny sposób zmieniła Ukraińców. Zostali oni zmuszeni do przyjęcia nieznanej im strategii radzenia sobie z sytuacją, aby zapewnić sobie utrzymanie na następny dzień. - W znacznym stopniu działo się to przez sprzedaż majątku (samochodu, telefonu itp.) - opowiada Muthana Alhayou.
"To pobudza 'koło życia' do szybszego kręcenia się"
- Jedną z najbardziej charakterystycznych rzeczy, jakie widziałem, jest ogromna liczba osób starszych, a wśród nich duża liczba niepełnosprawnych. Jest wiele rodzin bez żywiciela rodziny. Przesiedlenia odbywają się w kierunku stosunkowo bezpiecznych obszarów. Wszyscy liczą na szybki powrót do domów, jeśli sytuacja się ustabilizuje. Wysiedlenie wielu właścicieli firm poza granice kraju doprowadziło do zamknięcia niektórych sklepów i utraty wszelkich możliwości zatrudnienia - wylicza nasz rozmówca.
Muthana Alhayou zauważa jednak coś bardzo budującego. - To solidarność społeczna. Kiedy osoba, która nie jest w dużej potrzebie, rezygnuje z otrzymania pomocy i zamiast tego kieruje organizacje do potrzebujących - mówi.
I dodaje, że wielu Ukraińców stara się stosunkowo szybko powrócić z wysiedlenia do domów. - Dzieje się to po wyzwoleniu terenów, skąd pochodzą. A to natomiast pobudza "koło życia" do szybszego kręcenia się. Ważne, by choćby minimalnie zaspokajana była potrzeba dająca szansę na egzystencję ludności - podkreśla Muthana Alhayou.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski