Jej brat trafił do rosyjskiej niewoli. "Zrobiłabym wszystko, by znów zobaczyć go żywego"

Ona wyjechała do Polski, on został w Ukrainie. Postanowił walczyć o kraj i o przyszłość rodziny. Mieli ze sobą kontakt niemal codziennie, aż w końcu się urwał. Kamila nie wie, co dzieje się z jej bratem, mimo to nie poddaje się i śledzi każde zdjęcie, wideo publikowane przez stronę rosyjską, w nadziei, że znów zobaczy brata. Żywego. - Brat uczył mnie, żeby nigdy się nie poddawać. Najważniejsze jest, by wrócił. Zrobię wszystko, żeby tak się stało - mówi Kamila w rozmowie z Wirtualną Polską. Brat śni jej się niemal co noc.

Kamila szuka swojego brata. Ma nadzieję, że żyje.
Kamila szuka swojego brata. Ma nadzieję, że żyje.
Źródło zdjęć: © East News

Kamila mieszka w Polsce od sześciu lat. Urodziła się w Mikołajowie, ale przez całe swoje życie mieszkała niedaleko Odessy, ok. 40 km od Wyspy Węży. - Brat w 2016 roku zdecydował się dołączyć do wojska. Mówił mi, że muszę być w bezpiecznym miejscu. Postanowiłam wyjechać do Polski i rozpocząć studia - opowiada.

Jej rodzice są w Ukrainie, bezpieczni. Tata pomaga na miejscu jako wojskowy, rodzina nie jest zagrożona. W przeciwieństwie do brata.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Żyję, żyję, żyję"

- Kiedy 24 lutego zaczęła się wojna przeniósł się z piechotą morską do Mariupola. Już 20 lutego, zanim to wszystko się zaczęło, wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego. Pisaliśmy każdego dnia, kiedy to było możliwe. Mówił mi, że za żadne skarby nie mam przyjeżdżać do Ukrainy - wspomina dziewczyna.

Kamila prosi, by w tekście nie podawać imienia jej brata. Dla jego bezpieczeństwa. Dane pozostają więc do wiadomości redakcji.

Do 1 marca rodzeństwo pisało ze sobą non stop. - Pisał mi: żyję, żyję, żyję. Musiałam wiedzieć, co się z nim dzieje. Pisaliśmy ze sobą dopóki miał dostęp do internetu - mówi, udostępniając przetłumaczone rozmowy z bratem. Później kontakt stawał się coraz rzadszy.

archiwum prywatne
archiwum prywatne

"Był bardzo chudy, brudny, prawie go nie poznałam"

Pod koniec marca brat Kamili został ranny w rękę. - Pytałam, czy jest w szpitalu, czy ktoś mu pomaga. Mówił, że sytuacja jest bardzo ciężka. Cały czas służył w wojsku, nie odpuszczał. 10 kwietnia zobaczyłam informację na rosyjskich stronach, że zabrali dużo osób z piechoty morskiej do niewoli. Napisałam to bratu, nie odpisał. 12 kwietnia o 6 rano napisał mi, że jest bardzo trudna sytuacja, że nie udało im się skryć. To był nasz ostatni kontakt - dodaje.

Jak mówi Kamila, nie miała żadnych informacji od brata, więc zaczęła śledzić wszystkie materiały, jakie udostępniała strona rosyjska, wypatrując na nich swojego brata. - Szukałam filmików, ich publikacji. Szukałam brata i nadal to robię. Zobaczyłam go na jednym wideo. Był bardzo chudy, brudny, prawie go nie poznałam. Na tym samym wideo zobaczyłam naszych wspólnych znajomych. Wtedy dowiedziałam się, że brat jest w niewoli - opowiada, pokazując, jak wygląda jej galeria w telefonie. Wypełniona jest screenami z wideo, które powiększa i szuka twarz po twarzy swojego bliskiego.

Galeria w telefonie Kamili. Cały czas wypatruje brata
Galeria w telefonie Kamili. Cały czas wypatruje brata© archiwum prywatne

- Może wydarzyć się wszystko, możliwe, że mój brat nie żyje. Staram się jednak wierzyć, że tak nie jest. Chciałabym mu pomóc, jakkolwiek. Brat uczył mnie, żeby nigdy się nie poddawać. Wierzę, że z nim wszystko jest dobrze. Dla mnie najważniejsze jest, by wrócił. Zrobię wszystko, żeby tak się stało - dodaje.

Jak mówi - brat zawsze powtarzał jej, że wszystko będzie dobrze. Stąd znajduje w sobie siłę, by działać i się nie poddawać. - Któregoś dnia poczułam, że Rosja zabiera mi po trochu wszystko, co dla mnie najważniejsze. Zabierają mi bliskich - to, co kocham. Na początku, kiedy mogłam jeszcze rozmawiać z bratem, powiedział, że teraz nie ma już możliwości, żeby się cofnąć, żeby się poddać - podkreśla Ukrainka.

Kamila wraz z innymi bliskimi osób, które są w rosyjskiej niewoli, działa w ramach organizacji skupiającej się na pomocy ukraińskiej piechocie morskiej. - Staramy się mówić jak najgłośniej o tej sprawie. Stworzyliśmy petycję, w ramach której zbieramy podpisy. Chcielibyśmy, by wojskowi byli ewakuowani do innego kraju, by nie byli przetrzymywani przez Rosjan - zaznacza. I dodaje: - Mamy cel: nie przestawać mówić o tej sytuacji.

"Brat śni mi się prawie co noc"

Siostra ukraińskiego żołnierza mówi, że nie wszyscy mają tyle energii, ile ona. - Są starsze panie, które nigdy nie korzystały z internetu. Teraz, kiedy ich synowie trafili do niewoli, nie mają nawet jak znaleźć choćby szczątkowych informacji. My, jako organizacja, pomagamy takim osobom. Przekazujemy im też, co mają robić - gdzie pisać, gdzie dzwonić, z kim się kontaktować - wylicza.

- Moja mama cały dzień siedzi i płacze, modli się. Każdy robi, co może. Ja odczuwam dużą odpowiedzialność za brata, tak jak on zawsze był odpowiedzialny za nas - mówi drżącym głosem.

Kamila mówi: - Brat mi się śni prawie co noc. Jak podkreśla, "najgorsze jest to, że muszę oglądać te wszystkie filmiki zamieszczane przez Rosję". - Ostatnio popłakałam się, gdy trafiłam na bardzo brutalne nagranie. Z jednej strony przez to, co zobaczyłam. Z drugiej z ulgi, że to nie mój brat jest na tym wideo, choć zrobiłabym wszystko, by znów zobaczyć go żywego - mówi.

Wybuch w Ołeniwce

W nocy z 28 na 29 lipca w obozie w Ołeniwce doszło do wybuchu, za którym według armii ukraińskiej stały wojska rosyjskie. Moskwa usiłowała natomiast oskarżyć o ten atak Kijów. W wyniku eksplozji zginęło co najmniej 40 ukraińskich żołnierzy, a 130 zostało rannych – informowała ukraińska prokuratura generalna.

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres powiedział w środę, że zainicjuje "misję rozpoznawczą" w sprawie ataku na obóz w Ołeniwce, gdzie w wyniku wybuchu zginęło co najmniej 40 ukraińskich jeńców wojennych, przetrzymywanych przez prorosyjskich separatystów.

"Bojownicy Azowa zasługują na poniżającą śmierć"

2 sierpnia Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej uznał ukraiński Pułk "Azow" za organizację terrorystyczną. Oznacza to, że przebywający w rosyjskiej niewoli żołnierze tej formacji będą mogli być sądzeni na podstawie surowych przepisów antyterrorystycznych.

"Bojownicy 'Azowa' zasługują na egzekucję, ale nie na śmierć od ognia plutonu egzekucyjnego, ale przez powieszenie, ponieważ nie są prawdziwymi żołnierzami. Zasługują na poniżającą śmierć" – czytamy we wpisie rosyjskiej ambasady.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie