Oględziny w "Wujku": miejsce wybuchu wciąż nieustalone
Kolejne oględziny miejsca katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" wciąż nie dały odpowiedzi, gdzie dokładnie doszło do zapalenia i wybuchu metanu. Badania i analizy będą kontynuowane w najbliższych dniach.
Pierwszych oględzin rejonu katastrofy, gdzie 18 września zginęło 18 górników, a ponad 30 zostało rannych, dokonano w czwartek i piątek. Rano eksperci ponownie zjechali pod ziemię. Pracę zakończyli późnym popołudniem.
- Uczestnicy wizji nadal nie byli w stanie określić dokładnego miejsca zapłonu metanu. Będzie to nadal analizowane - powiedział rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Krzysztof Król.
Określenie miejsca zapalenia metanu jest bardzo istotne dla wiarygodności hipotez o tym, skąd w wyrobisku wzięła się duża ilość tego gazu, która zapaliła się i wybuchła.
Jedna z hipotez mówi, że metan mógł zgromadzić się w nielikwidowanych zgodnie z projektem technicznym chodnikach przyścianowych. Wstępne ustalenia potwierdziły, że chodniki były zbyt długie (czyli niezasypywane na bieżąco), ale nie ma pewności, że to tam nagromadził się metan. Tym bardziej, że - według dyrekcji kopalni - w jednym z tych chodników był prawidłowo zabudowany czujnik metanu.
Jak informował w zeszłym tygodniu, po pierwszych oględzinach, szef Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach Jerzy Kolasa, w wyrobiskach widać, że płomień metanu objął całą ścianę na długości 240 metrów i wyrobiska przyścianowe, został zatrzymany przez tamy wentylacyjne, wyważając zamknięte drzwi tamy.
Jeden z ekspertów, który uczestniczył w oględzinach, powiedział , że zatrzymanie płomienia i podmuchu przez tamę wentylacyjną świadczy o tym, że wybuch nie był bardzo silny. Tama wentylacyjna nie ma bowiem właściwości przeciwwybuchowych - wybuch o dużej sile zniszczyłby ją. Ekspert ocenił także, że w chodniku nie widać wielu śladów działania żywiołu - są okopcenia, stopione osłony kabli itp., ale nie ma wrażenia katastrofy, np. zrujnowanych instalacji czy deformacji obudowy.
Rzecznik WUG zdementował doniesienia, jakoby wstępnie potwierdzono, że w rejonie katastrofy - np. w tzw. strefach szczególnego zagrożenia tąpaniami, gdzie liczba osób jest ograniczona - przebywało zbyt wielu ludzi. Mówili o tym wcześniej anonimowi górnicy. Król podkreślił, że jest takie przypuszczenie, ale jest to dopiero wyjaśniane.
- Szczegółowe ustalenia w tym zakresie wymagają przesłuchania wielu świadków, także spośród tych, którzy zostali poszkodowani i znajdują się w szpitalach. Dopiero, gdy komisja będzie miała pełny obraz, będzie można ocenić, czy ilość osób w poszczególnych miejscach była prawidłowa i zgodna z przepisami - powiedział Król.