Ofensywa przeciw Boko Haram przed wyborami w Nigerii
Ofensywa wojska nigeryjskiego doszkalanego naprędce przez zagranicznych instruktorów i wzmocnionego dostawami broni z Chin, Rosji i Czech prowadzona na północy kraju przeciw dżihadystom z Boko Haram ma zapewnić względny spokój w dniu sobotnich wyborów.
Wybory prezydenta i parlamentu, które szef państwa Goodluck Jonathan przełożył w ostatniej chwili "ze względów bezpieczeństwa" z 14 lutego na 28 marca, odbędą się w sytuacji pełnej napięcia, grożącej wybuchami przemocy. Mimo że to 170-milionowe państwo, najludniejsze na kontynencie afrykańskim, po 15 latach dyktatury wojskowej ma obecnie za sobą najdłuższy w swej historii okres demokracji, obserwatorzy ostrzegają przed wybuchami przemocy w dniu wyborów.
Kandydat do reelekcji z ramienia Ludowej Partii Demokratycznej (PDP) Goodluck Jonathan i jego główny rywal Muhammadu Buhari z Kongresu na rzecz Postępowej Zmiany (CPC) stają do walki w kraju, który dzięki swym zasobom naftowym wyprzedził ostatnio RPA jako pierwsza potęga gospodarcza Afryki. Napięcie wewnętrzne w Nigerii nie wynika jednak wyłącznie z terroryzmu uprawianego przez Boko Haram, które złożyło ostatnio przysięgę wierności Państwu Islamskiemu, a od 2014 roku zamordowało 3 750 cywilów, głównie na północy Nigerii.
Źródłem radykalizacji w kraju jest jednak nie tylko islamski ekstremizm. Jest nim także sprzeciw wobec korupcji rządzącej elity kraju, który stał się szóstym na świecie eksporterem ropy naftowej.
Wszystkie bogactwa Nigerii są skoncentrowane na chrześcijańskim południu. Ubogą północ kraju, której część stała się terenem działania Boko Haram, zamieszkują muzułmanie stanowiący większość ludności Nigerii.
Po śmierci założyciela Boko Haram, Mohammeda Jusufa, organizacja ta skrajnie się zradykalizowała, a zdaniem wielu analityków ten krwawy terroryzm jest w znacznej mierze reakcją na korupcję administracji rządowej, która zaraża całe społeczeństwo północnej Nigerii.
W ubiegłym roku prezes banku centralnego Nigerii, Lamido Sanusi, został usunięty pod naciskiem rządu ze stanowiska pod pretekstem "niewłaściwego zachowania", gdy odmówił przerwania dochodzenia, które miało ustalić, gdzie podziało się 20 miliardów dolarów należących do Krajowej Korporacji Naftowej.
"Północ Nigerii ma długą historię reformatorskich ruchów religijnych, a niektóre z nich posługiwały się przemocą. Ale tego rodzaju ugrupowania nie powstają z niczego. To jest reakcja na korupcję elit" - twierdzi cytowana przez agencję EFE ekspertka, Sarah Chayes z Fundacji na rzecz Międzynarodowego Pokoju im. A. Carnegiego, która badała związki między terroryzmem a korupcją w innych krajach, takich jak Egipt i Afganistan.
Postępowanie ludzi z kręgów rządowych było zielonym światłem dla powszechnej grabieży. "Każdy policjant, lekarz, pielęgniarz lub profesor - uzupełnia Sarah Chayes swą diagnozę - uważa za swoje święte prawo okradanie funduszy publicznych, bezpośrednie okradanie obywateli, którzy są terroryzowani fizycznie i werbalnie".
Jedną z dziedzin najbardziej dotkniętych korupcją jest edukacja. W szkołach - większość jest z internatami - rodziny muszą opłacać profesorów, aby wystawili ich dzieciom odpowiednie stopnie i dbali o ich zdrowie, a następnie muszą "kupić dziecku miejsce na uniwersytecie".
Boko Haram (nazwa oznacza: zachodnia edukacja jest grzechem) głosi, że system oświaty narzucony Nigerii przez brytyjskich kolonizatorów, którzy rządzili krajem do 1960 roku, przygotowuje młodzież do pracy w skorumpowanej administracji nigeryjskiej.
Niemniej celem brutalnej przemocy rozpętanej przez Boko Haram, które podpala internaty ze śpiącymi w nich dziećmi, podpala i burzy całe osady, uprowadza dziewczęta, aby je sprzedawać na targach, jest pozyskanie najbiedniejszej ludności Nigerii: muzułmanów z północy.
Niektórzy Nigeryjczycy - mówi Sarah Chayes - posuwają się do twierdzenia, że gdyby Boko Haram było organizacją laicką, "cały kraj byłby po ich stronie".
Z drugiej strony setki informacji napływających z północy potwierdza, że uciekinierzy z tych terenów, którzy porzucili w panice swe domy przed pojawieniem się Boko Haram, nie wierzy w powodzenie ofensywy rządowej na północy. Nie chcą słyszeć o powrocie do miejscowości, które przed sobotnim głosowaniem obsadziły wojska rządowe.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy wojsko nigeryjskie przy wsparciu oddziałów przybyłych z Czadu i Kamerunu obsadziło lub odbiło z rąk Boko Haram 30 miast w północno-wschodnich stanach Adamawa i Yobe; jedynie 3 z 27 powiatów w Borno pozostaje w rękach dżihadystów - twierdzi rzecznik rządu Mike Omeri.
Jednak w ostatnio odbitych miejscowościach, jak informuje lokalny przedstawiciel Centralnej Komisji Wyborczej w mieście Yola, stolicy stanu Adamawa, nie zostaną otwarte lokale wyborcze. "Nie będziemy ryzykowali życiem członków komisji wyborczych" - dodaje.