Odnaleziono ciało Borysa. Mieszkańcy odetchnęli z ulgą. "Baliśmy się"
Służby odnalazły ciało 44-letniego Grzegorza Borysa, który od kilku tygodni był poszukiwany w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Mieszkańcy pobliskiej dzielnicy Gdyni Fikakowo odetchnęli z ulgą. - Nareszcie będzie spokój - mówią.
W poniedziałek, po 18. w dniach od rozpoczęcia poszukiwań, ciało Grzegorza Borysa wyłowiono ze zbiornika wodnego Lepusz, który znajduje się w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, po drugiej stronie osiedla, gdzie mieszkał poszukiwany mężczyzna. Łączy je wiadukt nad Obwodnicą Trójmiasta prowadzący do ulic Źródła Marii i Lipowej.
- Mężczyzna został ujawniony pod jedną z pływających wysp, które funkcjonariusze rozcinali, aby dokładnie przeszukać te miejsca - mówiła rzeczniczka pomorskiej policji kom. Karina Kamińska. Dodała, że zwłoki ujawnili saperzy z 43. Batalionu Saperów w Rozewiu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy: nareszcie będzie spokój
PAP rozmawiał z mieszkańcami Fikakowa, dzielnicy Gdyni, w której były prowadzone poszukiwania. - Nareszcie będzie spokój. Ludzie już się nie będą martwili - mówi pan Zdzisław.
Podobnie mówi pani Teresa. Podkreśliła, że w Fikakowie panował niepokój.
- Emocje były bardzo duże. Zależało nam, żeby jak najszybciej go zatrzymano - mówiła.
- Nie chodziliśmy do lasu, bo nie chcieliśmy przeszkadzać policjantom, baliśmy się też, żeby go przypadkiem nie spotkać - tłumaczyła.
W trakcie obławy za poszukiwanym do osób przebywających w Gdyni, Gdańsku i Sopocie były wysyłane alerty Rządowego Centrum Bezpieczeństwa z prośbą, by nie utrudniać działania służbom i nie wchodzić na teren objęty poszukiwaniami mężczyzny. Od piątku służby przeczesywały dwuhektarowy teren wokół zbiornika wodnego Lepusz w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
"Wszystko się zmieniło"
Alerty od RCB otrzymywała również pani Patrycja, która mieszka niedaleko bloku, w którym doszło do zabójstwa 6-letniego Aleksandra. - Poszukiwania były dla nas męczące, wciąż widzieliśmy policję i żandarmerię wojskową jeżdżące na sygnałach, dostawaliśmy alerty, by nie wchodzić do lasu. Wierzyliśmy, że to wszystko jest robione w dobrym celu - mówiła mieszkanka Fikakowa.
Podkreśliła, że znała Grzegorza Borysa, i "była w szoku, że w takim bliskim otoczeniu to się wydarzyło". - Kiedy rano przeczytałam, że znaleziono go martwego, to odczułam ulgę - dodała.
Ulgę - jak przyznał - odczuł również pan Karol. - Do tej pory to była spokojna okolica, zdarzało mi się, przed tym wydarzeniem, nie zamykać drzwi wejściowych do mieszkania - mówił.
Zaznaczył, że po tej tragedii, "wszystko się zmieniło". - Wiedząc, że on gdzieś tam jest, w tym lesie, odczuwałem lęk - dodał i tłumaczył, że ze względów bezpieczeństwa wychodził po swoją dziewczynę na przystanek autobusowy, żeby odprowadzić ją do domu.
- Szkoda, że on nie odpowie za to, co zrobił, przed sądem. Według mnie, nie miał odwagi cywilnej, by odpowiedzieć za swój czyn - stwierdziła mieszkanka gdyńskiego osiedla pani Teresa.
Czytaj więcej: