PolskaOd katastrofy mówią Polakom: sufit jest czarny jak smoła

Od katastrofy mówią Polakom: sufit jest czarny jak smoła


Dranie powtarzający rosyjskie kłamstwa na temat śmierci polskiej elity nie są żadnymi politykami, dziennikarzami bądź „wyborcami Platformy”, bo żadna norma moralna bądź polityczna nie pozwala na kpiny ze śmierci własnych rodaków. W polskiej kulturze nie istnieje przyzwolenie na nienawiść tak wielką, by drwiła z naturalnego prawa do dochodzenia prawdy o śmierci osób bliskich. Nie ma również zgody na taką nikczemność, by Polaków żądających wyjaśnienia tragedii lżyć i oskarżać. Kto tak czyni, jest zaledwie bękartem nieznającym swego miejsca na ziemi i trzeba zrobić wszystko, by pozbawić go władzy.

12.04.2011 | aktual.: 12.04.2011 10:08

Przed ponad pięćdziesięciu laty Józef Mackiewicz perfekcyjnie opisał mechanizm narodzin bolszewickiej technologii kłamstwa. Tej samej, która dziś leży u podstaw kłamstwa smoleńskiego.

Tadeusz, jeden z bohaterów „Drogi donikąd”, wyjaśnia Pawłowi: „Bolszewicy (...) wskazują sufit i mówią od razu: »Widzicie ten sufit... On jest czarny jak smoła«. (...) Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna? (...) oni się przekonali na podstawie praktyki, że to wcale nieważne”. Co więcej – uznali, że „skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy, że można dokonać przewrotu gruntownego w takich dziedzinach jak mowa ludzka, znaczenie słów itd”. Wystarczy „odebrać ludziom pierwotny sens słów, a otrzymamy właściwie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami”.

Słowa-paralizatory

Poznaliśmy ten mechanizm w czasach PRL-u, gdy komuniści stosowali przeciwko Polakom słowa-paralizatory, wykorzystując je dla fałszowania rzeczywistości. „Działalność antysocjalistyczna”, „ekstremizm”, „wrogowie ludu”, „seanse nienawiści”, „podważanie sojuszy” – należały do określeń, dzięki którym „sufit stawał się czarny”. Używano ich nie tylko w oficjalnej propagandzie, ale również jako norm bezprawia, definiując za ich pomocą zagrożenia dla partyjnego monopolu. W komunistycznej technologii kłamstwa stosowane były powszechnie jako kwantyfikatory postaw niewygodnych dla reżimu i etykiety definiujące wrogów.

Te same metody przyswoił układ III RP, oparty na ciągłości „ideowej” i personalnej z okresem komunizmu. Miano sukcesora przysługuje Adamowi Michnikowi, którego epitety: „polski szowinizm”, „zoologiczny antykomunizm” „wrodzony antysemityzm”, „rusofobia” i wiele innych trwale zdominowały myślenie Polaków i mocno podzieliły społeczeństwo. Porażeni paralizatorem semantycznego kłamstwa nie dostrzegaliśmy, że zachowania moralnie dobre (sprzeciw wobec komunizmu, głoszenie prawdy, patriotyzm, pragnienie wolności) przedstawiano w nich jako rzeczy negatywne, odwracając tym samym ich pierwotne, zgodne z normami etycznymi znaczenie. To, co w każdej zdrowej społeczności byłoby wyznacznikiem pożądanych, obywatelskich postaw i fundamentem budowy silnego państwa, w III RP zostało sprowadzone do moralnego paradoksu, stając się synonimem obskurantyzmu i wyrazem kompromitacji.

Okres rządów PO–PSL służył nie tylko utrwaleniu tych patologii, lecz także uczynieniu z nich politycznej „podstawy programowej”. Określenia „IV RP”, „kaczyzm” czy „mohery” stały się bronią semantycznych terrorystów szerzących nienawiść do wszystkiego, co zagrażało ich pozycji i interesom. Według nich, dokonywano segregacji społeczeństwa, dzieląc je na „postępowy” elektorat PO i „konserwatywnych” wyborców PiS-u.

Od dnia tragedii smoleńskiej owi technolodzy kłamstwa mogli całkiem bezkarnie wskazywać Polakom, że „sufit jest czarny jak smoła”. „Myśmy sądzili dotychczas” – mówi jeden z bohaterów „Drogi do nikąd” – „że oni mogą wyczyniać takie seanse zbiorowej hipnozy tylko u siebie po poprzednim zmaltretowaniu swoich obywateli. Nic podobnego!”.

„Znawcom ludzkiej natury” przyszło to tym łatwiej, że przez wcześniejsze lata skutecznie paraliżowali myślenie Polaków, oferując im nienawiść jako atrybut służący sublimacji elektoratu Platformy.

To nie teza o winie pilotów była fundamentem putinowskiej dezinformacji, lecz nienawiść wobec Lecha Kaczyńskiego, fachowo sączona Polakom przez miesiące indoktrynacji. Na niej wsparł się cały gmach rosyjskiego fałszu i na niej zbudowano pozycję grupy rządzącej.

Ten w istocie genialny pomysł nawiązywał do najniższych, prymitywnych instynktów, czerpiąc siłę z fobii, lęków i ułomności polskiego społeczeństwa.

„Czy zapomniałeś o tym, że człowiek ceni sobie więcej spokój, nawet śmierć, niż swobodę wyboru w poznawaniu dobra i zła? Nie ma dlań nic bardziej kuszącego, pociągającego niż wolność sumienia, ale nie ma też nic tak męczącego, trudnego jak ona” – przypominał Dostojewski w „Braciach Karamazow”.

Rozpoczęta natychmiast po 10 kwietnia warszawsko-moskiewska kampania dezinformacji ujawniała też prawdziwą pozycję rządu Donalda Tuska – jako wspólnika i zakładnika kłamstwa smoleńskiego. Ponieważ koncepcja istnienia Platformy opiera się na walce z PiS-em i nienawiści do braci Kaczyńskich, a wszystkie działania polityczne służą niszczeniu idei silnego państwa – czy Rosja mogła nie wykorzystać tej sytuacji?

Na czym płk Putin mógł oprzeć plan podboju III RP, jeśli nie na grze antypisowską histerią, i na kogo innego mógł postawić, jeśli nie na marionetki owładnięte nienawiścią do Prezydenta? Wykorzystanie schematu, na którym opiera się życie publiczne „elit” III RP, było najprostszym posunięciem kremlowskich strategów. Rozgrywanie przez Rosję politycznych antynomii i sporów pozwoliło na rozbicie najważniejszych dla Polaków uroczystości katyńskich i doprowadziło do zamknięcia w samolocie-pułapce osób, których działalność i wizja Polski stały na przeszkodzie zamysłom Kremla, mogły je opóźnić lub zniweczyć. Lęk przed utratą władzy na rzecz znienawidzonego PiS-u oraz obawa przed skuteczną polityką Lecha Kaczyńskiego – to podstawowe ogniwo łączące interes Rosji z intencjami grupy rządzącej.

Broń ludzi słabych

Dlatego niepodobna sądzić, by to państwo i ta władza chciały kiedykolwiek wyjaśnić przyczyny tragedii smoleńskiej, skoro jej skutki mają gwarantować trwałość układu III RP. Nie można oczekiwać, że ludzie, którym śmierć smoleńska otworzyła drogi „kariery” i pozwoliła zawłaszczyć najważniejsze stanowiska w państwie, będą rzecznikami prawdy. Wszelkie żądania i postulaty kierowane do grupy rządzącej są niedorzeczne i służą wyłącznie legitymizacji tych osób.

Mackiewicz wskazuje wyraźnie, że na tym nie kończy się bolszewicka technologia kłamstwa. Gdy osiągnięto już wiarę, że „sufit jest czarny”, następuje kolejne stadium upodlenia społeczeństwa. „I oto widzimy – pisze autor – jak dochodzą do następnego etapu, powiadając do ludzi: „A teraz wyobraźcie sobie, że istnieją podli kłamcy, wrogowie wszelkiej prawdy naukowej, postępu i wiedzy, którzy (...) ośmielają się łgać w żywe oczy, że sufit jest biały!”. I zebrany tłum wyrazi swe oburzenie, wzgardę, a nawet śmiać się będzie i wykpiwać tak oczywiste kłamstwa tych wrogów prawdy”.

Zbyt łatwo zapominamy, że po 10 kwietnia miliony Polaków uwierzyło, że „sufit jest czarny”, a wybierając Bronisława Komorowskiego, udowodniło, jak dalece ulegliśmy zabójczej technologii. Początkiem kolejnego stadium był mord polityczny w Łodzi i wznowienie kampanii nienawiści wobec Jarosława Kaczyńskiego. Ostatni akcent tej kampanii – prokuratorskie donosy o „znieważaniu Ślązaków”, to zaledwie zapowiedź czekającej nas wkrótce histerii.

Pora zrozumieć, że wyrzeczenie się agresji przez środowisko PO lub rezygnacja z języka nienawiści nie jest i nigdy nie będzie możliwe. To jedyna broń ludzi słabych. Jej odrzucenie musiałoby doprowadzić do unicestwienia tej grupy, do jej rzeczywistej samolikwidacji, poprzez pozbawienie głównego, trwałego fundamentu.

(...)

Aleksander Ścios

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)